Wszystko mokre, czyli krótka historia Sopotu – Jan Hlebowicz

„Wchodzenie do morza nie powinno odbywać się ani za płochliwie, ani za szybko. Najlepiej zanurzyć ciało prostopadle zgięciem kolan aż po szyję. Po wyjściu na brzeg wskazany jest spacer” – radził Jean George Haffner, twórca kurortu.

REKLAMA

Nieodłączonymi elementami wakacji (które w 2023 roku rozpoczęły się 24 czerwca) są morskie fale i wylegiwanie się na słońcu. Warto w tym kontekście przypomnieć historię Sopotu – najsłynniejszego kurortu w Polsce. Jak bardzo kąpielisko zmieniło się na przestrzeni lat?

Cichość, swoboda, czas wolny

Od początku XIX w. Sopot stał się miejscem odwiedzin gości z różnych zakątków Europy. Jednak za właściwy początek dzisiejszego uzdrowiska uznawany jest rok 1823. Wtedy Jean George Haffner, osiadły w Gdańsku lekarz, pochodzący z Alzacji, otworzył tu własny zakład kąpielowy, dom zdrojowy, a także wybudował 40-metrowe drewniane molo. Jednocześnie objął funkcję dyrektora kąpieliska, którego zadaniem była opieka nad przybywającymi tu kuracjuszami. Profesjonalnie urządzony kurort musiał posiadać tzw. zakład przyrodoleczniczy, oferujący różnego rodzaju zabiegi w wodzie zimnej i gorącej, z dodatkiem soli i innych związków mineralnych. W Sopocie tym celom służył tzw. Warmbad. W jego wnętrzu znajdowało się 7 niewielkich kabin kąpielowych, wyposażonych w porcelanowe, cynkowe i drewniane wanny, do których woda doprowadzana była za pomocą 75-metrowej rynny biegnącej od Zatoki Gdańskiej. Goście uzdrowiska, oprócz kuracji parowych, błotnych i natryskowych, korzystali także z kąpieli w morzu. Wydzielony fragment plaży, gdzie można było zanurzyć się w morskiej wodzie (panie i panowie pływali oddzielnie), nazywano łazienkami. Kąpiel poza nimi była zabroniona aż do lat 20. XX wieku. Jak pokazała historia, ów zakaz był mało przestrzegany, szczególnie przez „miejscowych”. Po plaży chodzili policjanci, którzy karali mandatami zarówno za to, jak i za podglądanie gości kurortu. Plażowicze, niezależnie od pochodzenia, wykształcenia czy stanu majątkowego, musieli przestrzegać 25 przepisów korzystania z kąpieli morskich autorstwa Haffnera. Jedną z pierwszych miłośniczek Sopotu została znana poetka i powieściopisarka, Narcyza Żmichowska. Wspominała, że jest tam „cichość, swoboda, czas wolny”.

Nogi stale przemoczone  

W XIX w. powszechnie kąpano się… nago. Nie wynikało to jednak z bezpruderyjności, a raczej z ówczesnych wskazówek medycznych. „Zgadzają się na to wszyscy prawie lekarze, iż w kąpielach zimnych wszelka odzież szkodzi. Przekonano się bowiem, iż używając takowej, ulegali zawsze gośćcom i nieżytom” – pisał w 1840 r. prof. Fryderyk Skobel z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jednak już od połowy XIX w. zaczęto odchodzić od tych praktyk. Pojawiły się stroje kąpielowe, które z czasem były coraz bardziej zabudowywane, a panie wchodziły do morza nawet w specjalnych butach. W Sopocie na szeroką skalę wykorzystywano wozy kąpielowe zaprzęgnięte w konie. Wskakiwano z nich lub schodzono po schodkach wprost w głębię morską. Wozy, będące jednocześnie przebieralniami, służyły przede wszystkim wygodzie dam, osłaniając je przed ciekawskim spojrzeniem nieznajomych. A jak było z opalaniem? Początkowo na plażach siadano bezpośrednio na piasku lub na wolnostojących ławkach i krzesełkach. Charakterystyczne kosze wiklinowe pojawiły się dopiero u progu XX stulecia. Chroniono się jednak przed słońcem, gdyż opalenizny w ówczesnych kręgach towarzyskich należało raczej się wstydzić. Z zachowanych wspomnień i listów wynika, że większość kuracjuszy była zadowolona z pobytu w Sopocie. Jednak malkontentów też nie brakowało. „Kochana Mamo. My śpimy, jemy, leżymy nad morzem i nudzimy się. Wilgoć tu taka, że wszystko mokre, a nogi stale przemoczone. Morze słone i ciągle się słyszy szwabski język” – narzekała prawie 100 lat temu plażowiczka. Wraz z rozwojem uzdrowiska, jego coraz większą popularnością, a także wynalezieniem nowych metod leczenia Sopot zyskiwał kolejne obiekty lecznicze. Pod koniec XIX w. uruchomiono pierwsze sanatorium dla dzieci cierpiących na tzw. zołzę, czyli bardzo bolesne ropienie żuchwowych węzłów chłonnych. Źródłem wiedzy na temat stosowanej w placówce diety jest jadłospis z 1887 r., który zachował się do dzisiejszych czasów. Dzieci na drugie śniadanie dostawały kanapkę z mięsem oraz szklankę grzanego ciemnego piwa z mlekiem, jajkiem i cukrem. Warzywa, w tym przede wszystkim ziemniaki, jadły raz na tydzień.

Letnicy, czyli stonka

Również w okresie PRL kurort cieszył się niesłabnącą popularnością i pękał w szwach. Kto miał pieniądze, przyjeżdżał tu wypoczywać – uzdrowisko cieszyło się renomą i było znane w całej Polsce. Letników, głównie z Warszawy, miejscowi nazywali stonką, bo „wszystko wyjadali i wykupywali”. Jednym z ulubionych miejsc sopocian i kuracjuszy było „solarium” w Łazienkach Południowych. Wielką i jedyną lampą było słońce. Panie leżały na drewnianych pomostach, oddzielonych od reszty wysokim płotem. Opalały się tam wyłącznie w… stroju Ewy, stanowiąc nie lada atrakcję dla miejscowych wyrostków. Wystarczyło wczołgać się pod pomosty, by móc przez dziury w deskach cieszyć oczy widokami, które w tamtych czasach nawet w zachodnich filmach nie były dostępne. Do Sopotu zjeżdżali także najwyżsi rangą dygnitarze partyjni na czele z Józefem Cyrankiewiczem i Bolesławem Bierutem, którzy mieszkali w przedwojennych willach tuż przy samej plaży. Ten ostatni podobno zdecydował się – ku przerażeniu miejscowych – na likwidację symbolu kurortu, czyli sopockiego mola. Komunistycznemu kacykowi wytłumaczono jednak, że pomost stanowi jedyną przystań w okolicy, a jeśli go zabraknie, motorówki dowożące działaczy partyjnych będą musiały cumować wiele kilometrów dalej. Molo, na szczęście, ocalało.

„Pielgrzym” [25 czerwca i 2 lipca 2023 R. XXXIV Nr 13 (876)], s. 28-29

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *