Coraz częściej docierają do nas alarmujące informacje o trudnej sytuacji w światowym prawosławiu. Chodzi o niebezpieczeństwo rozłamu w związku z prośbą o przyznanie niezależności (tzw. autokefalii) prawosławnemu Kościołowi Ukrainy.
W tej chwili duża cześć Cerkwi ukraińskiej kanonicznie podlega jurysdykcji patriarchatu moskiewskiego. O przyznanie autokefalii ukraińskiemu prawosławiu już od kilku lat proszą ukraińscy wierni, a w kwietniu 2018 r. poprosili o to patriarchę Konstantynopola, Bartłomieja II, między innymi prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oraz premier rządu Wołodymir Hrojsman. Można zapytać: dlaczego prawosławni Ukrainy nie zwracają się najpierw do patriarchy Moskwy tylko do patriarchy Konstantynopola? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo ze strony metropolity Moskwy, Cyryla, już usłyszeli wyraźne: „niet”. Na czym jednak polega problem, by Kościołowi w niepodległym państwie udzielić niezależności od Kościoła w innym niepodległym państwie? (…)