Tropiciele źródeł

Małgorzata Jarmułowicz i Zygmunt Leśniak to – jak sami o sobie mówią – zgrany tandem podróżniczy, który od wielu lat odwiedza najodleglejsze zakątki Indonezji. W tym roku otrzymali najważniejszą nagrodę przyznawaną w Polsce przez środowisko podróżnicze – Kolosa w kategorii Podróż roku za konsekwencję i pasję w dokumentowaniu ginących tradycji społeczności indonezyjskich. Rozmawia Maja Przeperska.

REKLAMA

– Małżeństwo podróżników zakochanych w Indonezji – czy to się da pogodzić? Nie ma zazdrości?

Zygmunt Leśniak: Ktoś nam przypiął taką łatkę, ale do tej pory nie wiemy, kto.

Małgorzata Jarmułowicz: Ja myślę, że tworzymy niezły trójkąt (śmiech). Po prostu nas oboje ciągnie do Indonezji – za każdym razem z tą samą intensywnością. Właściwie chyba nigdy nie mieliśmy problemu z ustaleniem, czy znów mamy ochotę oboje tam jechać.

–I tak było od samego początku?

Z.L.: Nie, jeździliśmy w inne miejsca. Naszą pierwszą wspólną podróż odbyliśmy do Chin. Zresztą ja już wcześniej odwiedzałem dalsze zakątki świata, jak Ameryka Południowa czy Afryka. W Chinach też już raz byłem i stąd moja propozycja. To była miesięczna wyprawa, ale bardzo bogata. Gdy dobiegła końca, dowiedziałem się, że Małgorzata bardzo ciężko ją przeżyła. Jeszcze wtedy nie była moją żoną.

M.J.: Bo to był niezły stres! Chiny są naprawdę trudnym krajem. Głównie przez problemy komunikacyjne. Ale sprawdziliśmy się w warunkach bojowych. Później już cała reszta była przyjemniejsza (śmiech).

Z.L.: To było wzajemne sprawdzenie się.

M.J.: Kulisy naszego wyjazdu są takie, że Zygmunt poinformował mnie przez telefon, iż niniejszym kupił bilet i że naszą wycieczkę zaczynamy w Pekinie, a kończymy w Hong Kongu, mamy na to dokładnie miesiąc i może bym się zastanowiła nad jej planem (śmiech). I ja rzeczywiście bardzo ambitnie rozrysowałam każdy dzień, niemal co do godziny… (…)

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *