Wychowaliśmy się na jednym osiedlu. Wtedy, w latach siedemdziesiątych, to dużo znaczyło. Telewizja była skromną propozycją, w domach nie było komputerów, posiadanie telefonu należało do luksusu. Dzieciarnia i młodzież spędzały czas na wspólnych podwórkowych zabawach, grach, rywalizacji. Z Andrzejem zaprzyjaźniliśmy się dzięki wspólnym zainteresowaniom muzyką.
Czarne, zachodnie winyle z nagraniami ulubionych zespołów to był powód do dumy i nawet pewnego wyróżnienia w towarzystwie. Chętnie chodziło się zatem do domów tych kolegów, którzy posiadali czarne krążki. Wiedzieliśmy wszystko o muzykach, obudzeni w nocy, potrafiliśmy wymienić po kolei utwory zamieszczone na płycie konkretnego wykonawcy.
Potem nasze drogi się rozeszły. Studia, wyjazd na drugi kraniec Polski, małżeństwo, rodzina, praca. Po kilku latach dowiedziałem się, że mego kolegę z dzieciństwa dotknęła tragedia. (…)