Rajdy samochodów po zamarzniętych jeziorach – to nowa zimowa zabawa.
Ale ścięte mrozem jeziora to zwodnicza pułapka. Czasami łapie nieostrożnych śmiałków.
Trójkątne żagle bojerów przecinają powietrze na podwarszawskim Zalewie Zegrzyńskim. Zimą to normalne. I pewnie przejechalibyśmy spokojnie dalej, gdyby nie niecodzienny widok. Obok bojerów przemknął samochód. Potem drugi. I kolejny… Coś się nie zgadza. Przecież to jezioro! Sprawdzamy…
Parking zastawiony autami. Ledwo znajdujemy miejsce. I pędem na zimową plażę. Zegrze tętni życiem. Łyżwiarze, spacerowicze, dorośli i dzieci. Tłum na lodzie. W powietrzu latają motolotnie. Na zamarzniętej tafli śmigają bojery. I w to tło wgryza się ryk silnika. Po chwili zza cypla wyskakuje pierwszy samochód. Mknie i w poślizgu pokonuje wiraż. Zawraca. I już drugie auto powtarza manewr. W pełnym pędzie. Zarzuca. Ślizga się bokiem kilkadziesiąt metrów. Spod kół tryskają drobiny lodu, tworząc białą kurzawkę. Widowisko pierwszorzędne!
Trzeba podejść bliżej. Niepewnie wchodzimy na lód. Wydaje się gruby. Solidna tafla. Wytrzymuje tłum ludzi. Wytrzymuje samochody. Idziemy. Pierwsze kroki. Trzymamy się blisko brzegu. W oczach mamy znaki ostrzegawcze rozstawione na brzegu: „Uwaga. Lód jest kruchy” – ten napis i sugestywna czarna, tonąca postać pozostaje gdzieś z tyłu głowy. Samochody wciąż jeżdżą na torze ograniczonym słupkami z opon. Wjazd prowadzi między trzcinami prosto z ulicy. (…)