Nie ma chyba człowieka, który by na nic lub na nikogo nie czekał. W każdym dniu naszego życia czegoś się spodziewamy. Czekamy na spotkanie, telefon, wakacje, narodziny dziecka, awans zawodowy, poprawę stanu zdrowia czy sytuacji finansowej, a u schyłku swoich dni wyglądamy śmierci, by i do niej móc się przygotować. Ale czy potrafimy czekać na przychodzącego Boga zwłaszcza w czasach, kiedy naszą duchowość skutecznie wyjaławia dyktat konsumpcji?
Odkąd minęły Zaduszki, w handlu zapachniało Bożym Narodzeniem. Trwa ono więc tam bite dwa miesiące. Nic dziwnego, że zdąży się przejeść nawet najbardziej obojętnym wobec poczynań tej gigantycznej marketingowej machiny, która przekonuje, że święta będą udane tylko wtedy, kiedy klientowi nie pozostanie w portfelu choćby złotówka. I tak handlowa fiesta rozkręciła się już na dobre czyniąc z ludzi niewolników konsumpcji zabiegających jedynie o to, by „mieć”, niekoniecznie „być”. (…)
Anna
Gniewkowska-Gracz