Dzikie Mazury zasypały mnie kurkami

Sielawa z sosem kurkowym. Babka ziemniaczana z sosem kurkowym. Befsztyk z sosem kurkowym. Nawet tagliatelle w hotelu było z sosem kurkowym.

REKLAMA


Właśnie całkiem niedawno spędziłem wyjątkowo leniwy urlop na Mazurach. Jak wiecie, lato tego roku jest kapryśne. Żeglowanie czy pływanie kajakiem po jeziorach w promieniach upalnego słońca było tylko marzeniem. Pozostało wałęsanie się po okolicznych wsiach, zaglądanie do starych kościołów, kosztowanie regionalnych piw i nalewek oraz miejscowej kuchni. W kurtce i kaloszach.
Ma to swoje bardzo dobre strony. Można zobaczyć dziwne rzeczy w tej mokrej i zagadkowej krainie. Pośród pół i jezior znalazłem sklepik, prowadzony przez sołtysa, który drogie, rzemieślnicze piwa sprzedawał po 2,50. Pewnego dnia wszedłem do baru, który był… tak właściwie to trudno mi to opisać – kawałkiem ogrodzonego terenu ze stertą desek i kłód na środku, z trzema ponurymi panami przy koślawym stoliku i siekierą wbitą w pieniek. Zaiste, wyjątkowy to region. W leśnej głuszy można zauważyć kuśtykających od drzewa do drzewa dziewięćdziesięciolatków w podartych mundurach Wehrmachtu, którzy pytają, czy nie ma w okolicy sowietów. Za niewielkimi osadami kończy się asfalt i lepiej mieć furmankę z dobrym koniem, a najlepiej cokolwiek na gąsienicach. Główną atrakcją sobotniego festynu w pewnej wsi było wzajemne okładanie się sztachetami. I dosłownie wszyscy siedzą na łódkach i pomostach przez kilka dni, gapiąc się bez ruchu na spławiki.
Non stop padało. Zatem gdziekolwiek poszedłem coś zjeść, wszystko było z sosem kurkowym, bo grzyby rosły nawet na dachach i w chlewach. Placki ziemniaczane zsosem kurkowym – pyszne i wstyd się przyznać, chyba pierwsze od pięciu lat, jakie jadłem. Sielawa z sosem kurkowym. Babka ziemniaczana z sosem kurkowym. Befsztyk z sosem kurkowym. Nawet tagliatelle w hotelu było z sosem kurkowym. Grupa obłąkanych kucharzy specjalnie dla mnie zrobiła krem z tych grzybów, gdy zapytałem, czy nie mają czegoś spoza karty. A w pewnej restauracji zamówiłem pieczonego dzikiego gołębia z marchewkami, fasolką szparagową, puree z pasternaku, musem porzeczkowym i oczywiście… z kurkami! Zastanawiałem się, do czego jeszcze mieszkańcy Mazur są w stanie włożyć małe, żółte grzyby. Aha, zapomniałem! Przez dwa dni objadałem się pierogami z kurkami! I codziennie na śniadanie zamawiałem jajecznicę w wersji special, czyli z pomidorami, szczypiorkiem, boczkiem i kurkami. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej przez kilkanaście dni tak się objadał grzybami. A wszystko to przez tubylców. Sezonowość potraw w tej dzikiej i w połowie zapomnianej krainie jest brana, jak widać, bardzo dosłownie. Skoro tak, muszę tam kiedyś przyjechać w sezonie szparagowym.
A teraz kurki. Usmażcie grzyby tak, jak lubicie. Ale bez większych dodatków. Po prostu kurki, masło czy oliwa, szalotki, sól i pieprz. Zróbcie kruche ciasto, ale do mąki, masła, odrobiny wody i soli dorzućcie jeszcze posiekane włoskie orzechy. Ugniećcie ciasto, rozwałkujcie je, włóżcie delikatnie do formy na tartę, podziubajcie widelcem i włóżcie na 20 minut do lodówki. W misce roztrzepcie trzy jajka i dodajcie 80 ml słodkiej śmietanki. Doprawcie solą i pieprzem, ale rozważnie, bo posoliliście już usmażone kurki. Teraz wystarczy rozłożyć grzyby w formie, zalać mieszaniną jajek i śmietany, i wsadzić wszystko do piekarnika, rozgrzanego do 190 stopni. Po 30 minutach wierzch powinien się ładnie zezłocić, a masa ściąć. W ten sposób uzyskujecie cudowną tartę z kurkami. Ja podaję ją pokrojoną w trójkąty, z liśćmi rukoli z odrobiną winegretu na wierzchu. Ale jak na razie, nie zrobię tej potrawy, bo kurek mam dość. Na jakiś rok. Rok na Saturnie.

Sławek Walkowski


Fot. S. Walkowski


„Pielgrzym” 2017, nr 17 (723), s. 37

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *