Cisi Święci z mojej parafii

Grupa przyjaciół chce zapisać swoje wspomnienia o niezwykłych postaciach z parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Malborku. To nauczycielka miłości – katechetka Maria Wiśniewska, która przez ponad pięćdziesiąt lat służyła małym dzieciom aby razem z nimi stawiać pierwsze kroki z Chrystusem w Eucharystii.

REKLAMA


Wiele pokoleń malborek i malborczyków w swoim dzieciństwie spotkało Panią Marię, która pozostawiła w sercach niezatarty ślad Miłości do Chrystusa. Wśród nich są kapłani, lekarze, nauczyciele, urzędniczy, robotnicy i jej następczynie. Warto pokazać współczesnej młodzieży przykłady Dobrych Ludzi, którzy idąc za Chrystusem pokazali świat wartości zapisany na kartach Ewangelii.

Wśród nich jest też Pan Stanisław Gancarz – kościelny, który mimo swojej ułomności ciała był wielkich Duchem Wiary, postacią, która miała i nadal ma wielki wpływ na formacje młodych ludzi. Był przykładem Pielgrzyma Wiary dla ministrantów i dla przyszłych kapłanów z naszej parafii. Opiekował się chorymi i ludźmi starszymi organizując im pomoc materialną i wsparcie aby święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy nie były nigdy samotne.

Wśród wspomnień, które już do dotarły do pomysłodawców są także postacie Księdza kanonika Feliksa Sawickiego i ojca Orionisty Pawła Misy a także oo. Werbiści ks. Robert Kolek i Alojzy Wiatrok.

Powoli powstaje książka o Cichych Świętych i zachęcamy, tych wszystkich, którzy spotkali na swojej drodze Panią Marię i Pana Stanisława do podzielnia się swoimi wspomnieniami emocjami z dzieciństwa. Prosimy o zdjęcia, refleksje i wspomnienia, o tym jak wpłynęli Oni na nasze życie i wybory , na kształtowanie się naszej wiary i wartości. Można je przesłać na adres poczty elektronicznej : teresa.bukalska@op.pl i stasiosum@gmail.com


Pierwsze karty wspomnień – fragmenty:

Krzysztof Łaszuk
emerytowany już nauczyciel religii – katecheta, tutor, pisarz Kawaler Krzyża Solidarności

Pani Maria przygotowywała nas do Pierwszej Komunii św.,

która odbyła się 05.05.1968 r. Mieliśmy wtedy po 8 lat. Pamiętam jak Pani Maria robiła z nami próby przed uroczystością. Zawsze z wielkim szacunkiem odnosiła się do nas i naszych rodziców. Nigdy nie krzyczała. Tylko cichym głosem powtarzała – „Już za chwilę przyjdzie do waszych serc Pan Jezus, przygotujcie Mu swoje serce jak najlepiej”. Akceptowała nas takim jacy byliśmy. A nie raz i rozrabialiśmy. Wystarczyło pełne miłości i troski spojrzenie Pani Marii, a cała grupa się uciszała. Z niej zawsze emanowało ciepło.

Pamiętam, że zdjęcie pamiątkowe robił nam Pan Stanisław. Był bez jednej nogi. Pomagał mu w życiu jego pies, piękny wilk. Pan Stanisław zawsze wzbudzał w nas podziw bo bardzo sprawnie przemieszczał się. Jak na te czasy, to zdjęcia wykonywał profesjonalnie.

Pan Stanisław był wielkim pielgrzymem. Mimo niepełnosprawności pieszo chodził na pielgrzymki do Częstochowy. Mieszkał w bocznej salce katechetycznej. Był życzliwy dla wszystkich. Dzięki otwartości ks. Proboszcza Feliksa Sawickiego to cała plebania była miejscem spotkań dla wszystkich. Tam zawsze czuliśmy się jak u siebie w domu… (..)

Czesław Łaszuk jako ministrant, wychowywał się przy boku ks. Feliksa Sawickiego. Miał marzenia. Chciał wysoko latać. Wspomina księdza kanonika Feliksa Sawickiego – proboszcza naszej parafii.

Marzenia się spełniają

W roku 1966 w 1000. lecie Chrztu Polski, ks. Feliks Sawicki w parafii M.B.N.P. w Malborku organizował okolicznościowe nabożeństwa i wtedy zostałem ministrantem – wspomina major Czesław. Często ks. Feliks organizował modlitwy przy Krzyżu w Nowej Wsi Malborskiej. Było to coś nowego. Urzekał on nas swoim ciepłym słowem, ubarwionym charakterystycznym wschodnim akcentem. Przybył do Malborka z Wołynia. W tych czasach Msza św. była odprawiana w języku łacińskim. Musiałem się uczyć na pamięć odpowiedzi we Mszy św. po łacinie. Było to trudne. Ks. Sawicki swoją taką zwykłą ludzką dobrocią i życzliwością pociągał nas młodych ludzi do Służby Bożej. Chciałem zawsze mierzyć wysoko.

Moją pasją było lotnictwo i samoloty. Mieszkałem na skraju lotniska w Malborku. Codziennie nad moim rodzinnym domem widziałem i słyszałem startujące i lądujące samoloty. Wyglądały jak srebrne ptaki na niebie. Zostałem pilotem. W mojej Dęblińskiej Szkole Orląt widniał napis – „Per aspera ad astra” – Przez ciernie do gwiazd.

Ks. proboszcz Feliks Sawicki uczył nas zawierzenia Bogu. Jako pilot pamiętałem o jego nauce. To mi pomogło przetrwać trudne chwile. Kiedyś, będąc daleko od domu, rodziny i ojczyzny, przebywałem na Bliskim Wschodzie / Misja pokojowa ONZ „UNIFIL” – Liban Płd./. Pewnego dnia otrzymałem od Brata Krzysztofa z Malborka: słowa otuchy i wiary. Była to Modlitwa Lotników. Słowa tej pięknej modlitwy głęboko utkwiły w moim sercu i towarzyszą mi do dzisiaj.

„MODLITWA LOTNIKÓW ” –

gdy Ty Panie chodziłeś po ziemi nie było jeszcze samolotów. Kazałeś nam podpatrywać ptaki niebieskie. Człowiek patrzył dobrze i nauczył się latać w powietrzu szybciej, dalej i wyżej niż ptaki.

Dziękuję Tobie, że pozwalasz nam podpatrywać tajemnice, które zostawiłeś w świecie, że kazałeś nam czynić sobie ziemię poddaną.

Dziękuję Tobie Panie za dobrych lotników. Pozwól nam odczuć, jak piękne jest niebo a gdy wrócę na ziemię niech zatęsknię za tym co jest tam – w niebie. Amen.

Ks. Feliks Sawicki był dla nas wielkim autorytetem, przez swoją postawę pełną wiary, nadziei i miłości prowadził nas do nieba…

Wspomnienie o Marii Wiśniewskiej napisane przez siostrzenicę Marię Luszawską.

Maria Wiśniewska urodziła się 5 grudnia 1916 roku w Morczynach k/ Chełmży jako córka Andrzeja i Marianny z domu Dąbrowskiej. Pochodziła z rodziny wielodzietnej. Była jedenastym dzieckiem wśród dwanaściorga rodzeństwa. Najstarsza z córek Maria zmarła zaraz po urodzeniu. Drugim w kolejności był syn Franciszek, następnie córka Anna , Władysław, Władysława , Szczepan, Marta , Kazimierz, Bronisława, Jan, Maria i najmłodszy syn Józef. Rodzice byli niezamożni, zamieszkiwali na wsi , ojciec rzemieślnik — kowal pracował w kuźni, matka zajmowała się domem i wychowaniem licznego potomstwa. Rodziców cechowała pracowitość i religijność. Mimo wielu obowiązków i ciężkiej pracy gromadząc się na codziennej modlitwie, uczyli dzieci od najmłodszych lat miłości do Boga.

Matka Maria była troskliwą matką, obdarzoną wyjątkowym instynktem wychowawczym. Potrafiła przekazać dzieciom największe wartości życia — miłość do Boga i ludzi. Okazywana i dawana przez Rodziców miłość sprawiała, że rodzeństwo wzrastało w atmosferze szacunku i wzajemnego oddania. Rodzice uczestnicząc wspólnie z dziećmi we Mszach Świętych starali się wytłumaczyć im znaczenie Eucharystii . Wyjaśniali pod postacią chleba i wina ukryty jest Pan Jezus , którego możemy przejąć do swoich serc. Ojciec rodziny

Strona 1

w chwilach wypoczynku po pracy , wielbił Boga śpiewając głośno pieśni nabożne. Obraz matki Marii a mojej Babci , jaki pozostał mi w pamięci i sercu to postać z modlitewnikiem w ręku skupiona na rozmowie z Bogiem.

Ojciec Marii Andrzej zmarł w roku 1943 w czasie okupacji w Browinie. Pochowany został na cmentarzu przy Kościele w miejscowości Grzywna k /Chełmży. Matka po śmierci męża zamieszkała z najmłodszą córką Maria, która się nią opiekowała.

Kościół w Grzywnej 1 – Parafia pw. Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej w Grzywnie

Strona 2

1 Wieś jest wzmiankowana po raz pierwszy 1285 r. jako Grynuena. W 1293 r. została przekazana przez Krzyżaków biskupowi kujawskiemu Wisławowi. Pleban w Grzywnie został wspomniany w dokumentach z 1300 r., a parafia z 1445 r. W XVI w. Grzywna była podzielona na trzy części: biskupią, szlachecką oraz królewską. Przynajmniej od 1667 r. w Grzywnie funkcjonował jako samodzielna część dóbr królewskich folwark o nazwie Brunau. W 1772 r. folwark ten włączono do pruskich domen, a dobra kościelne skonfiskowano.

Obiekty krajoznawcze: We wsi znajdują się: trzy dwory w dawnych częściach wsi (w Grzywnie Szlacheckiej, Grzywnie Biskupiej oraz Grzywnie Domenie); gotycki kościół parafialny p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej zbudowany z fundacji biskupów kujawskich po 1293 r., na cmentarzu przykościelnym znajduje się grobowiec z 1880 r. należący do rodziny Schedlin – Czarlińskich, właścicieli Brąchnówka oraz groby rodzinne Mellinów, przy dworach zachowane są relikty parków.

Źródło: http://nasze.kujawsko-pomorskie.pl/ciekawostki/miejscowosci/g/478-grzywna-gm-chelmza-pow-torunski.html

Maria Wiśniewska czas okupacji spędziła w Browinie k/Chełmży. Po wyzwoleniu w roku 1947 Maria wraz z matką przeniosły się do Malborka i zamieszkały u najstarszej córki i siostry Anny. Anna Obodzińska /moja matka / była wdową , która wychowywała trójkę dzieci. Jej mąż został po wyzwoleniu wywieziony przez Sowietów i zmarł w drodze w bydlęcym wagonie. Jedyna z osób ,która wróciła z transportu przekazała, że ojciec umierając w ciężkich nieludzkich warunkach nie rozstawał się z różańcem.

Maria i Anna pracowały wspólnie. Wspólnie też modliły się , chwaliły Boga i odmawiały różaniec. Rano uczestniczyły we Mszy Świętej, te codzienne spotkania z Bogiem w Najświętszym Sakramencie umacniało je , dodawało sił ,pokoju i radości wewnętrznej do pokonywania trudności życia. Pierwsze lata po wojnie były bardzo ciężkie dla wszystkich ludzi, trudno było znaleźć pracę.

W 1951 roku zachorowała na zapalenie płuc matka Marii. W czasie choroby Kapłan odwiedzał ją bardzo często i Ona z głęboka czcią i pokorą przyjmowała Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Była opatrzona sakramentami Świętymi . W dzień Świętej Barbary czwartego grudnia rano , moja Babcia a matka Marii poprosiła domowników o zapalenie i podanie jej gromnicy, ponieważ czuła że ,odchodzi z tego świata. Umierała świadomie i spokojnie, oddała ducha na rękach najmłodszej i najstarszej córki. Matka Marii została pochowana na Cmentarzu Komunalnym w Malborku.

Rodzeństwo Marii założyło swoje rodziny, wyprowadziło się z Browiny i zamieszkało w Chełmży – Józef, w Toruniu – Franciszek, w Bydgoszczy – Kazimierz, Władysław w Cierplewie, Władysława w Grzybnie i Marta w Grzywnie. Dwóch braci Jan i Szczepan mieszkali w Malborku. Jedna z sióstr Bronisława najpierw w czasie wojny w Warszawie, następnie w Szczecinie. Przekazane przez Rodziców wychowanie i miłość do Boga rozwijały się i owocowały w życiu każdego z nich. Codzienne modlitwy , uczestniczenie w różnych nabożeństwach a szczególnie we Mszy Świętej było wplecione

Strona 3

w normalny plan dnia. Bóg był zawsze i wszędzie, nie od Święta , nie czasami . Tak jak w domu rodzinnym , tak i w ich domach Bóg był na pierwszym miejscu.

Siostra Marii Bronisława zamieszkiwała tak, jak i ja w Szczecinie. Pracowała w Szpitalu jako pielęgniarka .Rozumiała cierpienie chorych, współczuła im, pomagała przetrwać ciężkie chwile. Wzywała Kapłana z Najświętszymi Sakramentami . Była osobą bardzo lubianą , nie jedna osoba prosiła by zechciała być przy ich śmierci , trzymając ich za rękę. Jej sposób bycia , charakter ,otwarcie na ludzi sprawiały ,że często zwracali się do niej o pomoc materialną i duchową osoby potrzebujące .Zjednywała sobie ich bezinteresownym zaangażowaniem. Mimo ,że sama mieszkała w skromnych warunkach ,potrafiła dzielić się czym miała . Nie założyła rodziny , mieszkała sama. Z uwagi na to , ja wraz z moją rodziną staraliśmy się otoczyć ją opieką , szczególnie gdy była w podeszłym wieku i kilka razy przebywała w szpitalu. W czasie rekonwalescencji po przebytym udarze mózgu moje dzieci i ja odwiedzaliśmy Ją codziennie , przynosząc ciepłe jedzenie.

Na dwa dni przed śmiercią w uroczystość Bożego Ciała poprosiła o przygotowanie ołtarzyka na balkonie jej mieszkania , pod którym przebiegała trasa procesji. Ciocia mówiła o pożegnaniu z światem doczesnym i drodze do Boga. Umarła w wieku 67 lat , jak zawsze chciała w domu w otoczeniu rodziny, jej ciało spoczywa na Cmentarzu Komunalnym w Szczecinie. Staramy się pamiętać o Niej zamawiając Msze św. oraz dbając o mogiłę.

Druga z sióstr Anna /moja mama / była tak samo wyczulona na potrzeby innych ludzi , każdego pocieszała, wspomagała materialnie w miarę możliwości. Gdy ktoś przyszedł w potrzebie nakarmiła go, spakowała jedzenia w torbę na drogę i prosiła nas dzieci byśmy pomogły nieść torbę tej osobie, bo może być jej ciężko. Choć sami nie byliśmy zamożni, rodzice nauczyli nas , że należy dzielić się tym co się ma. Niejednokrotnie wraz z ojcem Alfonsem rozwoziłam jedzenie dla biedniejszych rodzin, w których mieszkały starsze ,schorowane osoby.

Strona 4

Od najmłodszych lat mam wpojoną zasadę, że większą radością jest dawanie, niż branie. Jeszcze raz chcę podkreślić, że moi Rodzice byli ludźmi szlachetnymi, wielkodusznymi i pobożnymi.

Jest to dla mnie ważne ponieważ , taki obraz pozostał mi w pamięci i jestem wdzięczna Bogu za Nich , a Im za moje wychowanie. Siostra Anna wychowała troje dzieci , Jagodę ,która była lekarzem , syna Gerarda , który po wojsku założył rodzinę i zamieszkał w Słupsku oraz mnie .Ja przeprowadziłam się do Szczecina , ponieważ tutaj założyłam rodzinę .

Kochana Ciocia Marychna,

bo tak Ją wszyscy w rodzinie nazywaliśmy – była dla mojej mamy po utracie ojca największą podporą duchową i fizyczną. Pomagała w wychowaniu nas do czasu ,kiedy pozostawaliśmy w domu rodzinnym. Obraz jaki pozostał mi i rodzinie w pamięci to obraz postaci skromnej i cichej, szlachetnej i pracowitej . Umiała wykorzystywać każdą minutę na pracę i modlitwę .Umiała doskonale zorganizować sobie i całej rodzinie czas , ułożyć plan codziennych zajęć z pożytkiem dla duszy i ciała.

Po przyjeździe do Malborka w 1947 r.

w miejscowym Kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Nieustającej Pomocy podjęła się na prośbę Księdza Kanonika Feliksa Sawickiego nauczania religii dzieci i przygotowywania ich do I Komunii Świętej . Była pełna miłości dla każdego, a w szczególności dla dzieci. Dlatego też z ogromną radością przyjęła propozycję nauczania dzieci religii .Przebywanie z dziećmi i przekazywanie im miłości do Boga i nauczanie ich o Trójcy Przenajświętszej ,

o Bożych przykazaniach .

Wiele czasu spędzała z dziećmi na modlitwie . Nam w dzieciństwie a później dzieciom na religii tłumaczyła, że modlitwa jest rozmową z Bogiem i powinna być odmawiana z powagą i skupieniem. Pamiętam jak byłam małym dzieckiem,

Strona 5

że w każdy czwartek chodziliśmy pieszo cztery kilometry do Kościoła, by adorować Jezusa w Najświętszym Sakramencie. W czasie drogi odmawialiśmy różaniec, wielbiąc Matkę Bożą. Poprzez te wszystkie praktyki religijne / msze święte, modlitwę poranną i wieczorną, różaniec, śpiew / przekazywała nam miłość i oddanie dla Boga.

Chcę podkreślić jeszcze jedną okoliczność, która pokazuje dobroć i charakter Cioci. W okresie , gdy było nam ciężko pod względem materialnym , w czasie wakacji chodziliśmy do pracy na zarobek , by móc później z zarobionych pieniążków kupić sobie coś do ubrania , Ciocia wstawała razem z nami i wiele kilometrów chodziła do ogrodnika , by nam pomóc. W czasie drogi modliliśmy się i dzięki temu nie czuliśmy zmęczenia, byliśmy szczęśliwi i radośni. Taki obraz Cioci pozostał w mej pamięci.

Gdy przyszedł czas , że wyszłam za mąż i musiałam opuścić rodzinny dom

i przeprowadzić się do męża do Szczecina, było mi bardzo przykro i smutno. Starałam się co roku przyjeżdżać na wakacje z mężem i dziećmi do Malborka . Pragnęłam by one nacieszyły się miłością i dobrocią swej Babci i Cioci. Każda wizyta okazywała się wielką niespodzianką i radością dla Cioci Marychny. Umiała ona bawić się z nimi , wynajdować interesujące zajęcia , chodzić na spacery. Zawsze w różny sposób czy to poprzez modlitwę, czy śpiew czy opowiadania ukazywała im Boga. Dzieci z chęcią jeździły do Malborka, a ze spędzonym tam dzieciństwem wiążą do dziś najwspanialsze wspomnienia. Po śmierci mojej mamy Anny,

Strona 6

Doktor Jagódka – dziś patronka malborskiego szpitala

Ciocia Marychna zamieszkała z moją siostrą Jadwigą można powiedzieć, że Ciocia Marychna była dla niej drugą matką. Gdy siostra ukończyła studia w Gdańsku podjęła pracę w Szpitalu , jako lekarz pediatra. Później Jagódka wyszła za mąż i założyła rodzinę. W niedługim czasie powiększyła się rodzina i urodził się syn Maciej , po trzech latach urodził się drugi syn Paweł.

W rodzinie panowała ogromna radość , wszyscy cieszyli się z ich narodzin. Jagódka dużo czasu poświęcała innym ludziom i pracy z chorymi dziećmi w szpitalu, mogła to robić , ponieważ Ciocia pomagała jej w codziennych obowiązkach domowych. Ciocia bardzo dużo czasu poświęcała na opiekę nad dziećmi Jagódki. Pomagała rodzicom w ich wychowaniu , uczyła ich modlitwy i przygotowała , również jak inne dzieci do I Komunii Świętej. Gdy poszli na ministrantów, Ciocia się bardzo cieszyła. Jagódka bardzo kochała Ciocię i była jej wdzięczna za troskę i wszelką pomoc , jaką im Ciocia ofiarowywała w codziennych pracach i obowiązkach.

Gdy obaj chłopcy wyjechali na studia do Gdańska, Ciocia będąc na emeryturze postanowiła nauczać religii dzieci specjalnej troski. Prowadziła je indywidualnym trybem nauki. Umiała z nimi rozmawiać , posiadała niezwykły dar wyjaśnienia rzeczy , których nie widać, spraw ,które wiążą się ze sferą ducha. Pomagała jej w tym trudzie głęboka ufność w pomoc Bożą , a także wstawiennictwo Ducha Świętego. Również i te dzieci doprowadzała do „pełnego” spotkania z Żywym Bogiem w Sakramencie Eucharystii.

Ogromną radością była dla Cioci wiadomość, że córka jej brata Józefa poszła na Katechetkę naucza religii w Elblągu . Wnuczka brata Jana z Malborka złożyła śluby zakonne i poszła do klasztoru. Ciocia była wdzięczna Bogu za te powołania i dziękowała mu poprzez swoją nieustanną adorację na stopniach ołtarza przed Najświętszym Sakramentem. Tam zawsze w ciszy i skupieniu rozmawiała z Bogiem, oddając Mu hołd uwielbienia i czerpiąc siły oraz pokój

Strona 7

wewnętrzny. Ciocia oraz Jagódka bardzo się szanowały i cieszyły wzajemnie swoją obecnością. Ciocia była jej matką chrzestną. Jagódka była dobrą matką, żoną i dla Cioci siostrzenicą , a także lekarzem. Wynikało to z tego, że w Jej życiu Bóg był zawsze na pierwszym miejscu ,umiała kochać Go oraz ludzi. Była bardzo pracowita i wiele pracowała dla innym. Wszystkim potrzebującym i cierpiącym ,których Bóg ustawił na jej drodze niosła pomoc, ciepło serca , pociechę i pogodny uśmiech.

Zawsze też znajdowała czas na modlitwę i Mszę Świętą. Wielu współpracowników , pacjentów bardzo Ją lubiło. Ciocia Marychna pokładała nadzieję ,że starość i ostatnie dni swego życia spędzi u boku ukochanej siostrzenicy Jagódki. Zycie potoczyło się inaczej, Jagódka odeszła

od nas w wieku 54 lat. Nad Jej trumną ksiądz powiedział, że w swoim życiu zrobiła tyle co niejedna osoba , nie zdążyła by zrobić w ciągu stu lat. Ciocia Marychna załamała się psychicznie po śmierci Jagódki , nie mogła sobie uzmysłowić , że to młodsza osoba umarła a starsza ,pozostała przy życiu. Wpadła w depresję i przygnębienie. Tak widocznie Bóg chciał , nic nie dzieje się bez Jego woli , czasami bardzo trudno zwłaszcza w cierpieniu powiedzieć Bogu —„fiat”.

Śmierć Jagódki wszystkich nas okryła smutkiem i głębokim bólem. Po jej śmierci Ciocię wzięłam ze sobą do Szczecina . Cieszyliśmy się ,że Ciocia jest u nas, chodziliśmy z nią do Kościoła i codziennie odmawialiśmy modlitwy.

Po niedługim czasie Ciocia zaczęła pytać o Jagódkę , zrobiła się niespokojna i prosiła by Ją zawieść do Malborka do domu Jagódki. W jej słowach przewijała się troska o Jurka/ mojego szwagra/ i chłopców. Była również bardzo przywiązana do Kościoła pod wezwaniem NMPNP do, którego codziennie uczęszczała.

Strona 8

Po trzech miesiącach budziła się w nocy, wstawała i prosiła ,że chce i musi wracać do domu Jagódki. Ponieważ wszyscy ją ogromnie kochaliśmy, nie mogliśmy być nieczuli na jej prośby. Spełniliśmy jej życzenie i zawieźliśmy do jej mieszkania. Miała pozostać pod opieką dochodzącej codziennie siostry z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Po kilku dniach otrzymaliśmy wiadomość, że ta forma opieki nie była możliwa ,ponieważ Ciocia sama wychodziła z domu i chodziła do mieszkania Jagódki. W tym czasie szwagier bardzo dużo czasu przebywał w szpitalach, ponieważ chorował ciężko na serce lub przebywał poza domem u swoich synów i nie mógł sam sprawować nad nią opieki. W tej sytuacji Ciocia znalazła miejsce stałej opieki w Domu Pomocy Społecznej w Malborku przy ul. Słowackiego.

Ta wiadomość była dla nas bardzo bolesna, czuliśmy bezsilność i ból. Z jednej strony chcieliśmy by Ciocia pozostała w Szczecinie , ona z drugiej pragnęła przebywać w Malborku nie zdając sobie niejako sprawy sama bez opieki nie może mieszkać. Idąc do Domu Opieki Ciocia pozostawiła wszystko, mieszkanie, odzież, osobiste rzeczy a zwłaszcza tak ukochane modlitewniki , książki, obrazy.

Gdy pojechaliśmy z całą rodziną odwiedzić Ciocię poznała nas, ucieszyła naszym widokiem i potrafiła nas współczuć z powodu dalekiej i uciążliwej drogi. Na jej twarzy mimo lekkiego uśmiech odznaczał się ból. Była to walka z tęsknotą za Jagódką i jej domem , w którym spędziła wszystkie swoje ostanie lata. Nasze serca rozrywały się z żalu ,że nie możemy jej pomóc, że nie możemy jej tam zabrać , ponieważ była za słaba i opadała z sił. Jej widok dla nas był przytłaczający i bolesny ,pamiętaliśmy jej oddanie i dobre serce a teraz nic nie mogliśmy zrobić by ulżyć jej duchowemu cierpieniu.

Starałam się wraz z rodziną pamiętać stale o Cioci, wielokrotnie Ją odwiedzaliśmy, codziennie ofiarowaliśmy wspólne modlitwy w Jej intencji

Strona 9

oraz zamawialiśmy Msze Święte. Pan Bóg daje ludziom krzyż , by pomogli mu go nieść za grzechy innych , daje go zwłaszcza tym ,których najbardziej kocha.

I tak było z Ciocią ona cicha i pokorna , cierpliwie i do końca niosła ten krzyż . Odeszła od nas cicho, tak jak żyła – rano 7 lutego 2000 roku.

Wierzymy, że Pan Bóg sprawiedliwy i wszechmocny przygotowuje Jej mieszkanie wieczne. W naszych sercach i pamięci pozostanie na zawsze jako osoba niestrudzona, pełna miłości do Boga i ludzi, przepełniona dobrocią i szlachetnością. Nigdy nie przywiązywała wagi do rzeczy materialnych, przeciwnie gdy tylko sama coś miała , oddawała to innym pomagając w ten sposób w trudnych sytuacjach. Całe życie szukała i służyła sprawom Królestwa Niebieskiego. Wierzyła , że wszystko inne będzie przydane.

Zdjęcie archiwalne – Pani Maria Wiśniewska ze swoimi uczniami z księdzem prałatem mgr. Janem Zółnierkiewiczem – dziekanem malborskim i proboszczem parafii MBNP od 1983 r do 2009 roku.

Strona 10

Ja jestem wdzięczna Cioci, że przekazała mi największy w życiu skarb — głęboką miłość do Boga , skarb ,który nikt mi nie może odebrać. Już w czasie jej życia wielokrotnie jej za to dziękowałam . Moja radość wewnętrzna i pokój płyną od Boga , wiem że wychowanie zawdzięczam Rodzicom jak i Cioci. Dar wiary i miłości, przekazałam równie swoim dzieciom. Zawsze razem z mężem uczestniczyliśmy z małymi dziećmi we wspólnej mszy świętej i codziennej modlitwie. One ten dar przejęły i żyją miłością do Boga i ludzi , przekazując go drugiemu pokoleniu. Dzieciom życzę , by im Bóg zawsze błogosławił.

Cioci Marii dziękuję nieustanną modlitwą i mszą świętą ofiarowaną za jej duszę, by dobry Bóg przyjął ją do swej światłości i za wszystko jej dobro wynagrodził życiem wiecznym. Niech spoczywa w Bogu.

Strona 11

Krzysztof ŁASZUK – Malborczyk nauczyciel religii – katecheta, tutor

Jak pisze o sobie – „Cieszę się 33 letnim stażem pracy i dobrym zdrowiem. Ukończyłem studia teologiczno – pedago-giczne na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie / ATK/ i studia podyplomowe – z dydaktyki katechezy na Uniwersytecie Warmińsko – Mazurskim w Olsztynie oraz uzyskałem kwalifikacje z zakresu: zarządzania oświatą, terapii pedagogicznej, oligofrenopedagogiki, kształcenia zintegrowanego i pedagogiki opiekuńczo – wychowawczej. Jestem ekspertem w MEN ds. awansu zawodowego nauczycieli. Założyłem i prowadzę Szkolne Koło Rowerowe „Szprycha”. Propaguję aktywny i zdrowy styl życia.

Uwielbiam ciszę i chorał gregoriański oraz piosenki Marka Grechuty. Na samotną wyspę zabrałbym ze sobą moją ulubioną Księgę jaką jest Biblia. Mam wspaniałą międzynarodową wspólnotę braci, tam nabieram siły do pracy. Całe moje życie jest związane z nauczaniem.

Szkoła to moja pasja i powołanie życiowe. Jestem spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. „Lubię śpiewać, lubię tańczyć, lubię zapach pomarańczy”.

Pani Maria przygotowywała nas do Pierwszej Komunii św., która odbyła się 05.05.1968 r. Mieliśmy wtedy po 8 lat. Pamiętam jak Pani Maria robiła z nami próby przed uroczystością. Zawsze z wielkim szacunkiem odnosiła się do nas i naszych rodziców. Nigdy nie krzyczała. Tylko cichym głosem powtarzała – „Już za chwilę przyjdzie do waszych serc Pan Jezus, przygotujcie Mu swoje serce jak najlepiej”. Akceptowała nas takim jacy byliśmy. A nie raz i rozrabialiśmy. Wystarczyło pełne miłości i troski spojrzenie Pani Marii, a cała grupa się uciszała. Z niej zawsze emanowało ciepło.

Strona 12

Pamiętam, że zdjęcie pamiątkowe robił nam Pan Stanisław. Był bez jednej nogi. Pomagał mu w życiu jego pies, piękny wilk. Pan Stanisław zawsze wzbudzał w nas podziw bo bardzo sprawnie przemieszczał się. Jak na te czasy, to zdjęcia wykonywał profesjonalnie.

Pan Stanisław był wielkim pielgrzymem. Mimo niepełnosprawności pieszo chodził na pielgrzymki do Częstochowy. Mieszkał w bocznej salce katechety-cznej. Był życzliwy dla wszystkich. Dzięki otwartości ks. Proboszcza Feliksa Sawickiego to cała plebania była miejscem spotkań dla wszystkich. Tam zawsze czuliśmy się jak u siebie w domu…

Zdjęcie 1 / Komunia św. 1968 r./ Parafia Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Malborku. 05.05.1968 r. Pierwsza Komunia św. Przygotowywała nas Pani Maria Wiśniewska. Na zdjęciu Ewa i Krzysztof Łaszuk z rodziną. Zdjęcie wykonał Pan Stanisław.

Strona 13

Zdjęcie 2 / Teresa Łaszuk przy tablicy pamiątkowej wygnańców z Wołynia, Dworzec PKP/

Wspomina Teresa Łaszuk z d. Makowska.

Cieszę się, że na ścianie budynku Dworca PKP została umieszczona pamiątkowa tablica, która uwidacznia rampę kolejową i twarz ks. Feliksa Sawickiego. Pamiętam, jak 18.05. 1946 r. nasz transport z Wołynia zatrzymał się na tej rampie. Był z nami ks. Feliks Sawicki. Przed wojną mieszkaliśmy spokojnie za Bugiem. Każdy miał swoje gospodarstwo. Zawierucha wojenne wszystko nam zburzyła. Każdego dnia widzę na skraju lasu nasz pobielany dom rodzinny zbudowany rękoma mojego ojca.

Po wojnie Sowieci wypędzili nas z rodzinnych stron jak psów. Jechaliśmy w nieznane. Gdy po kilku miesiącach tułaczki pociąg zatrzymał się w Malborku, ojciec powiedział do nas, 8 dzieci – „Tak tu obco, nie wychodźcie z wagonów. Sowieci odejdą, a my wrócimy na swoje”. Sowieci nie odeszli.

Z bólem serca zeszliśmy z rampy kolejowej i szukaliśmy nowego domu. Znaleźliśmy mały biały domek, na wzgórku za miastem, na Lipowcu. Zaczęło się nowe życie. W mieście były dwa zniszczone kościoły. Tzw. stary kościół św. Jerzego i nowy kościół, przy Zamku. Zawsze był z nami nasz „wołyński” Proboszcz. Razem naprawialiśmy szkody wojenne. Na początku życie religijne

Strona 14

odbywało się przy Zamku. Później powstała nasza „wołyńska” parafia św. Jerzego, przy ul. Słowackiego 71. Ks. Proboszcz Feliks Sawicki z plebani uczynił nasz Dom, gdzie pachniało chlebem i miłością. W tym domu drzwi były zawsze otwarte. On często pomagał nam znaleźć się w nowej rzeczywistości. Ks. Feliks Sawicki był naszym Pasterzem i prawdziwym Ojcem. Dziś stoję przed tą tablicą i wciąż tęsknię za Wołyniem. Kończy 93 letnia Teresa Łaszuk.

Pani Teresa zadumała się na chwilę. Łzy popłynęły po policzkach. Wróciły dane wspomnienia i dalej opowiada. Pamiętam jeszcze Pana Tańskiego – naszego organistę. Był też z za Buga. Przed Mszą św. wchodził po skrzypiących schodach na chór. Włączał organy, szum wiatru pobudzał piszczałki. Organista popatrzył przez lustro na ołtarz. Patrzyłam wysoko na obrazy balkonowe. Przed oczami jak w filmie przesuwały się sceny biblijne.

Gdy oddzwoniono na Mszę św. Pan Tański zaczynał śpiew. Z piszczałek organowych wychodziły uroczyste dźwięki. Czułam się jak w niebie. Westchnęła pani Teresa – „Cały ten świat był jakby inny, taki Boży. Oj piękne to były czasy, które już chyba nie wrócą”.

Pamiętam jeszcze jak Pan Organista w okresie świąt Bożego Narodzenia przynosił do domu opłatki. Na stole był przygotowany talerzyk. Pan Tański wchodził do domu, witał się z nami po staropolsku – „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i z walizki wyjmował biały opłatek, a jeden był różowy przeznaczony dla domowych zwierząt. Wizyta Pana Organisty zawsze zapowiadała Boże Narodzenie. Po wyjściu z domu Pana Tańskiego pachniało choinką. Od tego momentu Opłatek – Maleńka Miłość czekała na przełamanie, aby w czasie Wigilii podzielić się Miłością. Pani Teresie znowu popłynęły łzy…

W 1994 r. była organizowana pielgrzymka na Ukrainę. Pojechaliśmy do Rożyszcz, 50 km od Łucka. Z miejscowych ktoś wspomniał, że w tym kościele grał jako organista pan Tański. Opowiadali Wołyniacy, że na cmentarzu są zakopane przez pana Tańskiego dzwony z pobliskiego kościoła. Po latach

Strona 15

dzwony się odnalazły i po komunistycznej niewoli znowu zaczęły bić z wieży kościoła. Pan Tański już nie doczekał tych dni… ale pamięć o naszym organiście pozostała.

Ks. Proboszcz Feliks Sawicki, Pani Maria Wiśniewska, Pan Stanisław, Pan Tański – organista, pozostawili tu na ziemi swój ślad. Warto o Nich pamiętać. Trzeba uczyć się od Nich miłości, ciepła rodzinnego domu, bezinteresowności i szacunku dla drugiego człowieka. Święci żyli wśród nas.

Czesław Łaszuk jako ministrant, wychowywał się przy boku ks. Feliksa Sawickiego. Miał marzenia. Chciał wysoko latać. Wspomina księdza kanonika Feliksa Sawickiego – proboszcza naszej parafii.

Marzenia się spełniają

W roku 1966 w 1000. lecie Chrztu Polski, ks. Feliks Sawicki w parafii M.B.N.P. w Malborku organizował okolicznościowe nabożeństwa i wtedy zostałem ministrantem – wspomina major Czesław. Często ks. Feliks organizował modlitwy przy Krzyżu w Nowej Wsi Malborskiej. Było to coś nowego. Urzekał on nas swoim ciepłym słowem, ubarwionym charakterystycznym wschodnim akcentem. Przybył do Malborka z Wołynia. W tych czasach Msza św. była odprawiana w języku łacińskim. Musiałem się uczyć na pamięć odpowiedzi we Mszy św. po łacinie. Było to trudne. Ks. Sawicki swoją taką zwykłą ludzką dobrocią i życzliwością pociągał nas młodych ludzi do Służby Bożej. Chciałem zawsze mierzyć wysoko.

Strona 16

Moją pasją było lotnictwo i samoloty. Mieszkałem na skraju lotniska w Malborku. Codziennie nad moim rodzinnym domem widziałem i słyszałem startujące i lądujące samoloty. Wyglądały jak srebrne ptaki na niebie. Zostałem pilotem. W mojej Dęblińskiej Szkole Orląt widniał napis – „Per aspera ad astra” – Przez ciernie do gwiazd.

Ks. proboszcz Feliks Sawicki uczył nas zawierzenia Bogu. Jako pilot pamiętałem o jego nauce. To mi pomogło przetrwać trudne chwile. Kiedyś, będąc daleko od domu, rodziny i ojczyzny, przebywałem na Bliskim Wschodzie / Misja pokojowa ONZ „UNIFIL” – Liban Płd./. Pewnego dnia otrzymałem od Brata Krzysztofa z Malborka: słowa otuchy i wiary. Była to Modlitwa Lotników. Słowa tej pięknej modlitwy głęboko utkwiły w moim sercu i towarzyszą mi do dzisiaj.

„MODLITWA LOTNIKÓW „-

gdy Ty Panie chodziłeś po ziemi nie było jeszcze samolotów. Kazałeś nam podpatrywać ptaki niebieskie. Człowiek patrzył dobrze i nauczył się latać w powietrzu szybciej, dalej i wyżej niż ptaki.

Dziękuję Tobie, że pozwalasz nam podpatrywać tajemnice, które zostawiłeś w świecie, że kazałeś nam czynić sobie ziemię poddaną.

Dziękuję Tobie Panie za dobrych lotników. Pozwól nam odczuć, jak piękne jest niebo a gdy wrócę na ziemię niech zatęsknię za tym co jest tam – w niebie. Amen.

Ks. Feliks Sawicki był dla nas wielkim autorytetem, przez swoją postawę pełną wiary, nadziei i miłości prowadził nas do nieba…

Strona 17

Danuta Kochańska

– uczennica Pani Marii Wiśniewskiej, była jedna z pierwszych katechetek, które na początku lat 90. zaczęły pracę katechetyczną w szkole. Wcześniej religia obywała się w salkach katechetycznych. Dzięki temu, że p. Danuta pamiętała i miała wzór do naśladowania w Pani Marii Wiśniewskiej mogła podołać trudnej misji nauczycielskiej.

Urodziłam się 10.05.1955 r. w Malborku. Mam wspaniałą rodzinę – mamę, kochane dzieci i wnuków. Mój ojciec śp Stefan Szulc był „Wołyniakiem”, pochodził z Rożyszcz.

Opowiadał jak to dawniej było na Wołyniu. Znał historie dzwonów związaną z panem Tańskim naszym organistą. Od samego początku byłam związana z parafią Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Znałam ks. Feliksa Sawickiego. Religia uczyła mnie Pani Maria Wiśniewski. Była moim wzorem. Gdy w 1990 r. religia wróciła do szkół było wielkie zapotrzebowanie na katechetów. Nastała nowa rzeczywistość, wszytko było nowe. Ks. Lech Wasilewski poprosił mnie abym podjęła się nauczania religii w malborskich szkołach. Znałam tajniki teologii, ale martwiłam się jak mam uczyć.

Ksiądz powiedział mi – „Przypomnij sobie kto i jak kiedyś ciebie uczył, jesteś matką i ucz jak swoje dzieci”. Pamiętałam Panią Marię Wiśniewską, która była dla mnie wzorem Katechetki. I tak się zaczęła moja przygoda z katechezą.

Opiekunka katechetów.

Pamiętam Panią Marię Wiśniewską, jako moją kochaną Panią Katechetkę. Przez kilka lat uczyła mnie religii. Jej lekcje były zawsze dobrze przygotowane. Pani Maria na czarno – białych planszach pokazywała sceny biblijne, wyjaśniała nam historię z życia Mojżesza, Dawida, wędrówkę Izraela do Ziemi Obiecanej, budowę Arki Przymierza… Dawniej nie było filmów, internetu, tabletu, komórek…a te kartonowe obrazy do dziś mam zakodowane w umyśle.

Strona 18

Każdy z nas z wielkim zaciekawieniem patrzył na te obrazy, które pobudzały naszą wyobraźnię.

Taka skromna i cicha Pani Maria, nigdy na nas nie krzyczała i potrafiła zaciekawić katechezą. Uczyła nas swoim przykładem życia. Nie tylko uczyła, ale też praktykowała. Zawsze była z nami przy ołtarzu. Zachęcała nas aby w kościele zachować się grzecznie, kulturalnie i powtarzała, że kościół to nie boisko, ale miejsce święte i trzeba to miejsce szanować. Zawsze trzeba mieć ręce złożone, w kościele nie biegamy – powtarzała Pani Maria. W każdą środę widzieliśmy Panią Marię na Nowennie do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.

Byłam w grupie „Bielanek”. Zawsze chciałam trzymać wstążeczkę z poduszeczki. A czasie procesji Bożego Ciała sypałam kwiatki. Tego wszystkiego uczyła nas Pani Maria. Zawsze chciałam naśladować Panią Marię. Po latach zostałam, podobnie jak Pani Maria katechetką. Jestem dumna, że uczyłam religii w parafii i w szkole. Dziś prowadzę sklep z dewocjonaliami.

Można powiedzieć, że Pani Maria była wychowawczynią powołań katechetycznych, kapłańskich i zakonnych. W jej ślady poszło wielu młodych ludzi. Dziś można by było nazwać Panią Marię Patronką katechetów. Znam kilku katechetów, którzy gdy mieli problemy wychowawcze ze swoimi uczniami, to szli na grób Pani Marii, prosić o poradę i pomoc. Zawsze zostali wysłuchani. Pani Maria dalej katechizuje nas i wciąż prowadzi do kościoła na Nowenny do M.B.N.P. Uczy też pomocy ubogim ludziom.

Powtarzała – „Nigdy nie przechodź obojętnie wobec potrzebujących”. Nie wyobrażam sobie świąt, niedzieli, czy środy bez udziału we Mszy św. To wpoiła w nas Pani Maria Wiśniewska.

Strona 19

Zdjęcie 3 / W początkowych latach istnienia parafii M.B.N.P. Ks. Feliks Sawicki miał do pomocy duszpasterskiej księży, ojców misjonarzy – werbistów z Pieniężna. Na zdjęciu widać od lewej strony – o. Alojzego Wiatroka, w środku ks. Feliksa Sawickiego, z prawej strony – o. Alojzego Fludra. Był też do pomocy o. Robert Kolek.

Kolejny rocznik Pani Marii, który poznał Tajemnicę Eucharystii, (zdj. archiwalne) – z ks. proboszczem Janem Zółnierkiewiczem.

Strona 20

Nela Fijas – Żak.

Urodziłam się i wychowałam w Kończewicach. Ziemia żuławska zawsze mnie urzekała. Nasze gospodarstwo znajdowało się przy wale przeciwpowodziowym. Od dzieciństwa podziwiałam królową Polskich rzek Wisłę. Mam wspaniałych rodziców i braci. W naszej rodzinie zawsze panowała atmosfera religijna i patriotyczna. Mój wujek zginął na Monte Casino. Obecnie mam wspaniałego męża Jurka i kochaną, wymodloną córeczkę Elżunie. Cieszę 30. letnim stażem pracy katechetycznej.

Od zawsze chciałam uczyć religii. Ukończyłam studia teologiczne. Gdy religia wracała do szkół zostałam katechetką.

Osobiście nie znałam Pani Marii Wiśniewskiej.

Ale rodzice moich uczniów często wspominali Pani Marię, zasłużoną Katechetkę, która wychowała kilka pokoleń dzieci. Pani Maria była autorytetem. Jest wzorem do naśladowania dla wielu nauczycieli. Taka cicha, skromna Pani a tak wiele zrobiła. Cała sobą ukazywała życie Ewangelią. Jezus w jej życiu był najważniejszy. I w naszym rodzinnym życiu Jezus jest Panem. Dla Niego chcemy żyć. Chcę te wartości przekazać moim wychowankom.

Strona 21

ks. Janusz i Grzegorz Kapusta.

Pochodzimy z rodziny wojskowej. W czasach PRL system komunistyczny zabraniał rodzinom wojskowym na oficjalne prowadzenie życia religijnego. Mój wojskowy ojciec dzięki otwartości ks. Feliksa Sawickiego, mógł odważnie ochrzcić nas chłopców w parafii M.B.N.P.

W tych trudnych czasach ludzie garnęli się do ks. Sawickiego, który pomagał wszystkim i wzbudzał zaufanie. Janusz był ochrzczony w wieku 6 lat i pamięta ks. Feliksa Sawickiego. Po latach rodzice zmarli. Zostaliśmy sami. Janusz został księdzem. Ja, Grzegorz założyłem rodzinę. Mam wspaniałą żonę Wiolę i kochaną córeczkę Hanię.

Zdjęcie 4/ wpis w Księdze parafialnej – adnotacja o udzieleniu sakramentu chrztu z 26.09.1977 roku, z podpisem ks. Feliksa Sawickiego.

Strona 22

„Zasłużona dla Miasta Malborka” 2 – in pectore

W naszym sercu Nauczycielka Miłości

Pani Maria Wiśniewska – nauczycielka i katechetka malborskich dzieci i młodzieży w latach 1947-1990

  1. Maria Wiśniewska urodziła się 5 grudnia 1916 roku w Morczynach k/Chełmży jako jedna z dwanaściorga dzieci.
  2. Rodzice – Andrzej i Marianna z domu Dąbrowska
  3. Pani Maria Wiśniewska zmarła 7 lutego 2000 roku
  4. Ukończyła szkołę średnią w Chełmży a potem kurs katechetyczny w Instytucie Katechetycznym w Gietrzwałdzie
  5. Na prośbę księdza kanonika Feliksa Sawickiego rozpoczyna swoją misję katechetyczną w parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy – po przyjeździe do Malborka w 1947 roku. Uczy dzieci w szkole podstawowej w Nowej Wsi Malborskiej i w Szkole Podstawowej nr 1 oraz nr 3 – na Wielbarku. Przez całe swoje życie pracuje z małymi dziećmi przygotowując je do sakramentu I Komunii Świętej. Zajmuje się katechezą w młodszych klasach do czasu przejścia na emeryturę w 1983 roku. Na emeryturze poświęca się nadal swojej Parafii. Zajmuje się dziećmi niepełnosprawnymi i wspomaga katechetów, dopóki Jej siły pozwalają. Wspomaga rodziny niezamożne organizując im pomoc materialną.

Strona 23

2 Treść wniosku do Kapituły o nadanie tytułu Marii Wiśniewskiej „Zasłużonej dla Miasta Malborka” z 2019 roku

  1. Papież Jan Paweł II uhonorował szczególną misję i służbę dla Kościoła oraz pracę wychowawczą poświęconą dzieciom i młodzieży medalem

„Pro Ecclesia et Pontifice” 3 .

Otrzymała go z rąk Biskupa Warmińskiego Edmunda Piszcza 22 grudnia 1986 roku.

Pani Maria Wiśniewska to szczególna postać nie tylko dla Parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Malborku, ale dla szerokiego grona mieszkańców Malborka. Wychowała wiele pokoleń pokazując Im poprzez swojej życie i prostotę wartości chrześcijańskie jako skromna i cicha kobieta. Swoją codzienną służbę dziecku i jego rodzicom świadczyła o istocie Miłości, Prawdy i Szczęścia, które odnajdywała w swojej wierze i służbie Ojczyźnie i Bogu – jak potrafiła najlepiej. Nie szczędziła czasu i swojej osoby pokazując małym dzieciom świat wartości, który zapisano na kartach Ewangelii.

Idąc śladami Chrystusa pozostawiła w sercach Malborek i Malborczyków niezatarty ślad dobra. Owocują one do dzisiaj tworząc wspólnotę ludzi odpowiedzialnych za swój los i troszczących się o innych.

Dzięki Jej zaangażowaniu, niekłamanej postawie Człowieka Wiary i Nauczycielki Miłości wyrosło wiele pokoleń pielęgniarek, nauczycieli, lekarzy, liderów życia społecznego, sportowców i prostych ludzi, którzy swoją pracą służą Drugiemu Człowiekowi. To pod Jej okiem kształtowały się powołania kapłańskie i zakonne.

Strona 24

3 Medal (krzyż) Pro Ecclesia et Pontifice (pol. Dla Kościoła i Papieża) – jedno z wysokich odznaczeń Stolicy Apostolskiej w kształcie krzyża. Może go otrzymać osoba świecka. Został ustanowiony przez papieża Leona XIII 17 lipca 1888 r. Przyznawany przez papieża w dowód uznania dla zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła, na wniosek biskupa diecezjalnego[. Krzyż, obok odznaczenia honorowego Benemerenti, jest szósty rangą co do starszeństwa odznaczeń watykańskich. Ten sam Krzyż otrzymała tez uczennica Pani Marii Wiśniewskiej Teresa Bukalska.

Pani Maria Stała się symbolem i legendą naszego Miasta. Dla Malborczyków jest drogowskazem jak można stawać się lepszym człowiekiem, służąc swojemu miastu, Ojczyźnie i Bogu ofiarując to, co mamy najcenniejsze swoje życie i serce. Nie mierzy się Jej życia medalami, sukcesami na poklask. Nie oczekiwała wyróżnień i pochwał.

To skromna i prosta Kobieta – zawsze blisko Boga i każdego z nas. Wierna swoim ideałom zapisanym w życiu Chrystusa do końca. W swojej ciszy pamiętała o swoich podopiecznych, wychowankach i rodzicach na modlitwie.

Miała szczególny dar ofiary siebie dla innych, nigdy nie szukając Siebie. To Jej największy sukces – prawdziwa, serdeczna, uśmiechnięta na sercu, dzieląca się swoją wiarą i życiem. Dlatego też nie możemy o Niej zapomnieć – szczególnie w świecie, gdzie szukamy wzorca, autorytetów; to dla wielu z nas nie tylko autorytet moralny, ale przede wszystkim Nauczycielka Miłości i wychowawca, oddana bezwarunkowo swoim uczniom.

Jesteśmy wdzięczni, że spotkaliśmy Ją na swojej drodze. Niech ten symboliczny gest naszego Miasta będzie aktem pokory wobec Niej i Wielkiego Życia dla Innych i wyrazem wdzięczności za obecność wśród nas.


Źródło: http://radioglos.pl/wiadomosci/regionalne/6679-cisi-swieci-z-mojej-parafii

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *