W nadchodzącej wielkimi krokami debacie „o terminacji ciąży”, jak to dosadnie określił wysoko postawiony polityk, potrzebny jest głos nas wszystkich. Uwzględniając bardzo różne, niekiedy drastycznie skomplikowane przypadki, należy szukać dobra indywidualnego i wspólnego. Z tej debaty nie można nikogo wykluczyć.

W szalejącym świecie wolności od wszystkiego, która de facto staje się szybko niewolą, jedną z wiodących narracji jest ta mówiąca o prawie kobiety do własnego brzucha. Ten eufemizm, pozornie słuszny i dobrze brzmiący, z miejsca wyklucza co najmniej dwie osoby ze współdecydowania o czymkolwiek. Tymi osobami są mężczyzna, niezbędny do tego, aby powstało nowe życie, i dziecko – lub dzieci, w przypadku mnogich ciąż. Oczywiście to kobieta, matka, nosi w swoim łonie nowe życie. Na nią spada trud dobrego przechowania do chwili porodu potomka, a potem jeszcze większy wysiłek związany najpierw z narodzinami, a zaraz potem z pierwszymi miesiącami życia w nowym otoczeniu dziecka.
W tych głośnych okrzykach o brzuchu dziwi sprowadzanie kobiety do roli tylko seksualnej. Z góry następuje automatyczne wykluczenie mężczyzny jako kogoś odpowiedzialnego, mądrego, kochającego. A także, co w tym wypadku bardzo ważne, współdecydującego o przyszłym potomstwie. Mówi się o mężczyznach, którzy „zaaresztowali sumienia i ciała kobiet”, jakby sztucznie wyodrębniając dwa wrogie sobie klany, które tylko czyhają na wolność tego drugiego.
Jest też istotna różnica wśród pomijanych podmiotów decydujących o narodzinach człowieka. Mężczyzna może się upomnieć o swoje prawa, poczęte dziecko już nie. A sprawa jest przecież dla niego fundamentalna. Będę istnieć lub nie! Czy poczęte dziecko nie ma prawa do brzucha swojej matki? Jest w tym okresie częścią jej organizmu, ale jednocześnie odrębnym człowiekiem, podmiotem, a nie przedmiotem. O ile zdrowy organ własnego ciała można sobie usunąć i żyć dalej, o tyle usunięcie zdrowej ciąży jest bezpowrotnym końcem jakiegoś życia.
Obecny kryzys rodziny, widoczny wyraźnie w Europie, ale i Ameryce Północnej, to w dużej mierze efekt infantylizmu współczesnych społeczeństw w stosunku do tematów tak ważnych jak rodzina, potomstwo, odpowiedzialność za innych. Egoizm i hedonizm stały się sztandarami. Oczywiście należy uwzględnić w ogólnym bilansie straszne przypadki dzieci poczętych w wyniku gwałtu. Należy zabezpieczyć przypadki ciąż młodocianych lub kobiet z różnych powodów niemogących wziąć na siebie trudu wychowania potomstwa oraz kobiet lub dzieci obciążonych najróżniejszymi chorobami. Ale w XXI wieku jest to tylko i aż kwestią woli państw i poszczególnych społeczności.
W nadchodzącej wielkimi krokami debacie „o terminacji ciąży”, potrzebny jest głos nas wszystkich. Uwzględniając bardzo różne przypadki, należy szukać dobra indywidualnego i wspólnego.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” [31 marca i 7 kwietnia 2024 R. XXXV Nr 7 (896)], str. 5.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.