Ilekroć przyszło nam się spotkać z taką postawą: „nie, bo nie”, odwróceniem tej sytuacji jest postawa: „nie, bo tak”. Myślę, że dobrym przykładem człowieka, który tak potrafił działać, był Jan Paweł II.
Oznacza ona mniej więcej tyle, że ktoś odmawia nam współpracy, nie chce załatwić naszej sprawy i na pytania lub argumenty odpowiada brakiem argumentów. Postawa: „nie, bo nie”, oznacza brak szacunku dla nas, ukrytą złość lub agresję. Nie znaczy to, że nie powinno się w różnych sytuacjach mówić: „nie”. Najczęściej naszym dzieciom odpowiadamy w ten sposób, gdy oceniamy, że dana sytuacja jest dla nich niekorzystna, zazwyczaj jednak dodajemy wówczas argumentację, dlaczego wydajemy zakaz lub nakaz.
Dla przykładu. Rok 1987 – polski papież chce po raz trzeci odwiedzić swoją ojczyznę. Na planowanej trasie pobytu papieża pojawia się Gdańsk. Miasto Solidarności i buntów robotniczych. Władza komunistyczna odpowiada na propozycję Stolicy Apostolskiej – akceptujemy trasę, ale bez Gdańska. Tam Jan Paweł II nie pojedzie, bo nie chcemy manifestacji solidarnościowych. Wówczas papież odpowiada: albo Gdańsk jest na trasie, albo całej wizyty nie będzie. Mówi to człowiek dialogu, kompromisu i wiary. Mówi „nie”, ale stawia jasną alternatywę. Władze PRL nie mogą sobie pozwolić na kompromitację, zgadzają się na Gdańsk.
Ta historia ma ciąg dalszy. Miesiąc przed zaplanowaną wizytą papież domaga się, żeby wśród miejsc, które odwiedzi na Wybrzeżu, był Pomnik Poległych Stoczniowców 1970 roku w Gdańsku. Ponownie władze się nie zgadzają. „Nie” – to symbol oporu wobec nas, „nie” – to będzie triumf Solidarności. Papież odpowiada tą samą frazą: jeśli nie mogę być pod pomnikiem Grudnia ’70, to nie będzie całej wizyty. Dlaczego ja, człowiek wiary, aktualny zwierzchnik Kościoła katolickiego na świecie, nie mogę pomodlić się przy symbolicznym grobie zamordowanych niewinnych ludzi? Komuniści wpadają w panikę. Co robić? Wpadają na pomysł: dobrze, niech ten papież już się pomodli pod tym feralnym pomnikiem, ale ludzi wokół monumentu zapewnimy my. I tak dochodzi do jednej z najbardziej paradoksalnych sytuacji w czasie pontyfikatu Jana Pawła II. On – w otoczeniu 2–3 osób – modli się pod pomnikiem za ofiary Grudnia ’70, a wokół zgromadzony tłum, jakieś 300–400 osób, stoi odwrócony tyłem do modlącego się papieża. To milicjanci, zomowcy, wojskowi i ich rodziny. Przywiezieni tu po to, żeby zamanifestować postawę obojętności czy wręcz niechęci wobec polskiego papieża.
Papież wygrał to starcie, bo potrafił powiedzieć „nie”, ale też znał granice kompromisu, do którego może się posunąć. Przyszło mi to wspomnienie na myśl przy okazji rozpoczynającego się właśnie adwentu. To dobry program na czas Oczekiwania: nie-bo, tak. Zbitka słowna pierwszego wyrazu nie jest przypadkowa.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” 2017, nr 26 (732), s. 5