Wracam nieraz myślą do okresu stanu wojennego w Polsce i wspominam, jak ważne dla nas były wówczas wszelkie gesty solidarności. Paczki z darami, listy z dowodami pamięci, audycje radiowe zagłuszanych stacji, słowa Papieża… Od kilkunastu lat żyjemy w wolnym kraju. Warto w tym kontekście zadać sobie pytanie – czy spłaciliśmy dług wdzięczności? Czy już w wolnej ojczyźnie pamiętamy o tych, którzy dzisiaj takiej pomocy oczekują?
Wielu pytanych odpowie – tak, oczywiście, a kto był najbardziej aktywny z europejskich narodów w czasie wspomagania „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie, kto systematycznie wspiera białoruską opozycję, kto słał gesty solidarności wobec prezydenta Saakaszwili i osamotnionej Gruzji… Jednak myślę teraz o solidarności z tymi, o których nie bardzo chce wiedzieć, czy słyszeć świat. O laotańskim pastorze Kham La Namhengu i jego siedmiu towarzyszach, aresztowanych po przekroczeniu granicy z Tajlandią za… posiadanie Biblii. O 77-letniej Chince Shuang Shuying, od kilkunastu lat bezwzględnie prześladowanej za wyznawaną publicznie wiarę chrześcijańską. O Dymitrze Szestakowie z Uzbekistanu, więzionym za swe chrześcijańskie, religijne przekonania.
Spośród ok. 2 miliardów chrześcijan na świecie, co roku różnego rodzaju represjom poddawanych jest ok. 200 milionów, tylko i wyłącznie z przyczyn religijnych. Co możemy im ofiarować? Na pewno, prócz modlitwy, list poparcia, list solidarności, paczkę… Nawet jeśli te przesyłki nie dotrą do adresata, nawet jeśli bezpośrednio nic nie zmienią, warto je przygotować i wysłać.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” 2009, nr 1 (499), s. 23