Zachowali się jak trzeba

Sanitariuszka V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, ofiara komunistycznego terroru. W grypsie z więzienia przesłanym siostrom napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Zabita strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego z KBW. Symboliczny pogrzeb Danuty Siedzikówny – bohaterskiej Inki i straconego wraz z nią Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk” odbył się 28 sierpnia 2016 r. w Gdańsku.

REKLAMA


Uroczystości pogrzebowe na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku miały charakter państwowy. Wziął w nich udział prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło i inni przedstawiciele władz oraz Kościoła. Dwudziestego ósmego sierpnia przypadała 70. rocznica wykonania wyroku śmierci na „Ince” i „Zagończyku”. Zgodnie z wolą rodzin odbył się wspólny pochówek. Uroczystości rozpoczęła msza św. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku, której przewodniczył abp Sławoj Leszek  Głódź. Na zakończenie Eucharystii przemówił Prezydent Rzeczypospolitej Polski Andrzej Duda, który powiedział między innymi:

(…) To ważny dzień. Czy smutny? Bo przecież to pogrzeb. Nie, to nie jest smutny dzień. Najbliżsi smutek przeżywają od początku swojego życia, bo przecież ta śmierć nastąpiła 70 lat temu. Dzisiaj są z nami potomkowie tych rodzin. Jeżeli smucić się to tylko z tego powodu, że aż 70 lat czekać trzeba było na ten pogrzeb. I aż 27 lat po 89. roku. Proszę państwa, o ile do 1989 roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali Inkę i Zagończyka to przecież po 89. roku teoretycznie nie. To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać? To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać na to, by Polska mogła pochować swoich bohaterów?

Bo wiecie państwo, jaka jest największa kara? Niepamięć, wymazanie, zadeptanie, pochowanie kogoś pod chodnikiem tak, żeby się nie udało znaleźć jego grobu, żeby nikt się nigdy nie domyślił. To jest największa kara dla jego pamięci i to jest największe podeptanie dla jego rodziny. To niezwykle okrutne tak się obejść. Oni to umieli. I wiecie co państwo? Dzisiaj za wszelką cenę walczą, żeby nie były wymieniane nazwiska tych, którzy zamordowali żołnierzy niezłomnych, i żeby nikt nie pytał, gdzie zostali pochowani. Bo jest coś takiego jak chluba bohatera, chluba bohatera, która spływa potem na następne pokolenia. Ale jest też i piętno zdrajcy i ono też jest bardzo trwałe.

Dziś Polska, w obecności najwyższych władz – za co bardzo serdecznie chcę podziękować i pani premier i panom marszałkom i wszystkim, którzy przybyli – odprowadza wreszcie w ostatnią drogę swoich bohaterów. W taką drogę, jaka im się należy. Tak jak powiedział metropolita, ksiądz arcybiskup – to będzie chyba największy pogrzeb w historii Gdańska. I dobrze, żeby taki był. Ale to nie będzie tylko pogrzeb. To będzie przede wszystkim patriotyczna manifestacja zadośćuczynienia. Zadośćuczynienia, jakie państwo polskie dzisiaj czyni wobec swoich bohaterów. I powiem państwu, że ja nie mam przekonania, że my poprzez ten pogrzeb przywracamy im godność. Oni nigdy godności nie stracili. My przywracamy przez ten pogrzeb godność państwu polskiemu. Tak, oto państwo polskie po 27 latach, bo o tym poprzednim nie wspominam, odzyskuje wreszcie godność przez ten pogrzeb. I przez pogrzeb Łupaszki, i przez pogrzeb wszystkich następnych żołnierzy niezłomnych, których uda nam się odnaleźć i godnie pochować. (…)

Ale w tym dzisiejszym pogrzebie jest jeszcze jeden element, o którym nie można nie wspomnieć. Niezwykle ważny dla nas współczesnych i dla przyszłych pokoleń naszych rodaków, dla naszych dzieci i wnuków. Otóż popatrzcie państwo na te dwie trumny, kto w nich leży? Leży w nich podpułkownik urodzony w 1904 roku, który na pierwszą swoją wojnę poszedł mając 15 lat, i dziewczyna, podporucznik, urodzona w 1928 roku, 24 lata młodsza od niego, która zginęła razem z nim, z tym samym okrzykiem na ustach. A przecież to dwa różne pokolenia. Bo przecież on mógł być jej ojcem. Miał 42 lata w chwili śmierci, a ona niecałe 18. On ruszył do walki mając 15 lat, niecałe, za Polskę, po to, żeby istniała, a ona ruszyła do walki, nie mając jeszcze nawet 17 lat po to, żeby odzyskać Polskę. A potem, mimo że walka została na chwilę przerwana i już się wydawało, że będzie miała normalne życie, jednak doszła do wniosku, że taka Polska, jaką ktoś próbuje tworzyć, to nie jest prawdziwa Polska, to nie jest wolna Polska, to nie jest niepodległa Polska, to nie jest taka Polska, o jaką ona i inni walczyli. I wróciła do lasu. (…)



Za stołem sędziowskim siedziało dwunastu oficerów – sąd, oskarżenie i śledczy, wszyscy razem. Wszyscy w mundurach. – Byli w doskonałych humorach, palili papierosy, żartowali – opowiada Eugeniusz Adamski, jeden ze świadków. Akt oskarżenia odczytał prokurator Wacław Krzyżanowski. Na Kurkowej uważany był tylko za wykonawcę poleceń majora Suchockiego (dzięki temu w Trzeciej RP, choć oskarżą go o mord sądowy, zostanie uniewinniony; umrze w 2014 roku – pochowają go z honorową asystą wojskową). Cały proces, łącznie z zeznaniami milicjantów, trwał dwie godziny. Wyrok – podwójna kara śmierci. Do dziś nie wiemy dokładnie, dlaczego Danusia zrezygnowała z prośby o łaskę. Wysłał ją w jej imieniu obrońca, ale kancelaria Bolesława Bieruta jego podanie odrzuciła. Sprowadzili ją do piwnicy. Wszyscy już czekali.
– Proszę, bardzo proszę nie kazać mi powtarzać tych wyzwisk, które posypały się na dziewczynkę – mówi ks. Marian Prusak, spowiednik skazanych nawet po tylu latach miał problem, by nad sobą zapanować. Ksiądz Prusak podszedł wtedy do Danki, dał jej krzyż do pocałowania. Ani ona, ani „Zagończyk”, oficer V Brygady też skazany w błyskawicznym procesie, nie chcą opasek na oczy.
Major Suchocki czyta uzasadnienie wyroku, informuje, że z prawa łaski nie skorzystano, kończy formułą: „Po zdrajcach narodu polskiego, ognia!” Jak na trzy cztery „Inka” i „Zagończyk” krzyczą: „Niech żyje Polska!” Pada kilka pojedynczych strzałów i dwie, trzy krótkie serie. „Zagończyk” osuwa się, jest ranny. „Inka” nawet niedraśnięta. Zdaje się, że żołnierze z plutonu egzekucyjnego nie są stanie zastrzelić dziewczynki, choć dzieliła się od niej odległość trzech kroków. Danusia, cichszym głosem, z wysiłkiem krzyczy jeszcze: „Niech żyje <<Łupaszka>>!” Ostatnim słowem „Inki” jest pseudonim jej ukochanego majora.
Dowódca plutonu, klnąc, energicznie podchodzi do Danki, strzela jej w głowę. Potem dobija „Zagończyka”. Jest 28 sierpnia 1946 roku, godzina 6.15….

L. Łuniewska




„Pielgrzym” 2016, nr 19 (699), s. 28-29

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *