Na emeryturze kapłańskiej (po 75. roku życia) nie mam samodzielności kościelnej. Jakieś miejsce trzeba sobie znaleźć. Albo biskup je wskaże. Gdzieś trzeba mieszkać. Ewentualnie jakiś adres trzeba też mieć. I konto w banku trzeba mieć, aby tam przychodziła co miesiąc emerytura.
I jakiś Internet warto mieć, aby tam przeglądać świat, całość i możliwy przekrój zdarzeń, wojen, przepływ idei, myśli, wartości i nadziei. Aby widzieć sprzeczności, które denerwują i są wplątane między kłamstwa i małe lub większe prawdy. I jeszcze trzeba czuć, że otrzymujemy świat wirtualny. Sfabrykowany. Tylko taki do nas dociera. Możemy go odrzucić i wtedy nie wiemy nic. To świat zrobiony przez ludzi. I to świat zrobiony z tego, co ludzie zapamiętali, i z tego, co odczuwają oczami i uszami. I z tego, co usłyszeli od innych, i z tego, co sfotografowali, nagrali etc. Tutaj trzeba umieć przebierać. Stosować sito. Nie każda gazeta, nie każdy artykuł, nie każde nazwisko, nie każda audycja ani program telewizyjny jest dla mnie ważny czy najlepszy. Uprawiam metodykę według wartości tematów i autorytetów. A ponieważ jestem już dość stary, mam wieloletnią obserwację i długoletnie czytanie książek i artykułów według autorytetów. Kieruję się zwłaszcza profesorami, głównie filozofii i teologii, oraz pisarzami i dobrymi tekstami – od Bogarodzicy począwszy, przez Kochanowskiego (z jego tłumaczeniem psalmów, w nich jego „Kto się w opiekę” – najbardziej popularna pieśń w Polsce), po autorów XX wieku: Herberta, Różewicza, Miłosza, naszego papieża św. Jana Pawła, młodszych… Stasiuka, Masłowskiej.
Ile wad i słabości trzeba zauważyć, aby się myślowo nie wykoleić. Taka pigułka dziwności, np. miesiąc temu był wywiad w TVN i w Onecie z panią minister edukacji na temat rozumienia słowa „poległ” (przecież na wojnie, na polu chwały – tak się pojmuje powszechnie, a słowo „zginął” obejmuje np. wypadek, katastrofę lotniczą). Nijak pani minister nie mogła tego pojąć, kręciła słowami, ale jej język to nie był język Słowackiego, który napisał w „Beniowskim”, że „chodzi mi o to, aby język giętki. Powiedział wszystko, co pomyśli głowa: A czasem był jak piorun jasny, prędki. A czasem smutny jako pieśń stepowa…” Język kreśli granice naszego świata.
Twórca polskiego Ruchu „Światło-Życie” ks. Fr. Blachnicki, mój profesor na KUL-u, ułożył zamiast sześciu, tylko cztery prawdy wiary (o których dyskutowano parę tygodni temu w „Tygodniku Powszechnym”, nie wspominając – szkoda – o koncepcji ks. Blachnickiego). Pierwsza prawda jest taka, że Pan Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan. Więc teraz zastanawiam się – ja, rezydent – jaki jeszcze plan ma wobec mnie, staruszka? Jaki plan dla mnie osobiście może mieć Pan Bóg? Może jestem naiwny i stawiam głupie pytania?
Jestem jakby poza zawodową aktywnością. Ponieważ coraz mniej, ale nadal jeszcze, obracam się w literaturze i ją lubię, coś tam piszę, więc wymyśliłem sobie spotkania literackie u siebie, w małej grupce. Pierwszą biesiadę literacką (nawiązując do dawnych) planuję 3 października o godz. 18 (o 17 msza św. w kościele). Nie wiem, czy sobie poradzę, ale myślę, że inni mi pomogą. Mam też jakieś doświadczenie, prowadząc przez wiele lat wykłady i ćwiczenia ze studentami na temat sacrum w literaturze oraz elementy retoryki i kultury żywego słowa na ATR. To byłaby taka działalność poza parafią, skromna – literacka, poetycka, ale bliska religii, bliska słowu ludzkiemu i Bożemu.
ks. Franciszek Kamecki
„Pielgrzym” 2016, nr 20 (700), s. 31