Czytania: Kpł 23,1. 4-11. 15-16. 27. 34b-37; Ps 81 (80), 3-4. 5-6b. 10-11ab (R.: por. 2a); 1 P 1,25; Mt 13,54-58
„Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta” (Mt 13,54). Prawdopodobnie każdy z nas zna uczucie wynikające z powrotu do miejsca, w którym się dobrze czuje. Powitania, wymiana myśli i nieukrywana ciekawość odnośnie do tego, co się wydarzyło pod naszą nieobecność są miłe i przyjemne. Takie uczucie powinny towarzyszyć Jezusowi również przy powrocie Jezusa do rodzinnego miasta. Święty Mateusz mówi jednak, że tak nie było. Był podziw, to prawda, ale też zdziwienie złączone z powątpiewaniem. Choć mieszkańcy Nazaretu byli pod ogromnym wrażeniem nauki Jezusa i opowiadań o dokonanych przez Niego cudach, to jednak nie byli zdolni przyjąć prawdy, że On, będąc jednym z nich, mógł otrzymać Boży mandat i być Prorokiem i Reformatorem. Ich niewiara, a nie Jezusa niemoc, sprawiła, że On nie mógł uczynić żadnego cudu wśród tych ludzi. Zaistnienie cudu, jak widać, jest uzależnione w pewien sposób od otwarcia się człowieka na Cudotwórcę i zaufania Mu. Brak wiary i ufności stwarzają barierę, która ogranicza nawet Boże działanie w życiu człowieka.
Opozycja do nauki Jezusa w dużej mierze wyrosła z fałszywych oczekiwań. Styl organizacji, działalność, nauka, królestwo, które przepowiadał, wspólnota, którą stworzył wokół siebie, były całkowicie różnego od tego, czego oczekiwano. To wydarzenie jest upomnieniem, aby być przygotowanym na przeszkody stwarzane przez fałszywe oczekiwania, podobne do tych, jakie napotkał Jezus w swoim rodzinnym mieście. Ponadto dzisiejsza Ewangelia mówi o tym, iż zawsze należy uznawać i doceniać dobro czynione przez innych.
Źródło: ks. Władysław Biedrzycki MSF, „Ewangelia w liturgii i życiu”, Pelplin 2013