Nieustannie uśmiechnięta siostra Blanka ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego ma za sobą 60 lat posługi. Obecnie przebywa w Parchowie. W rozmowie z ks. Waldemarem Prondzinskim opowiada o tajemnicy powołania, któremu nie muszą towarzyszyć żadne szczególne znaki.
– Jak rozpoczęła się siostry przygoda z Panem Bogiem?
– Urodziłam się na terenach dzisiejszej Białorusi. Charakter mam ze strony wschodniej. Moja parafia została przedzielona granicą. Do kościoła było daleko, dlatego o godzinie 12 cała rodzina klękała i najpierw odmawialiśmy Anioł Pański, potem były inne modlitwy. Nie było mszy św., a było pragnienie oddania chwały Bogu. Potem ksiądz przyjeżdżał z Szudziałowa i modliliśmy się w prywatnym domu. Wreszcie nasi rodzice wybudowali kapliczkę. Był czas, że zabroniono kapłanowi przyjeżdżać. Pamiętam w naszej miejscowości wielki płacz i modlitwę. To wówczas ludzie wychodzili i całowali koleiny, którymi ksiądz dojeżdżał.
– Kiedy i w jakich okolicznościach zrodziła się u siostry myśl o zakonie?
– Chodziliśmy do szkoły podstawowej w Minkowcach. Była nas gromadka dziewczyn. Bywało, że w niedzielę potańczyłyśmy, pośpiewałyśmy. Takie były możliwości. Nie było radia ani telewizji. Jedna z koleżanek, moja sąsiadka, powiedziała w siódmej klasie, że idzie do klasztoru. Nie wiem, dlaczego, ale powiedziałam wówczas: „To ja też z Tobą idę”. Ona korespondowała z klaryskami ze Słupska. Nigdy mnie nie interesowało, co to jest klauzura czy siostry czynne. Zresztą widziałam jeden raz w swoim dzieciństwie zakonnice. Kiedy przysłali informację, jakie muszę dostarczyć dokumenty, to tata poszedł do księdza i powiedział, że chcę iść do zakonu. (…)
Więcej przeczytasz w 22. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [27 października i 3 listopada 2024 R. XXXV Nr 22 (911)], str. 22-23
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.