Każdy na swój sposób musi sobie poradzić z tym Noblem. Ja muszę mieć nawet kilka sposobów. Jako Polak raczej konserwatywnych przekonań, jako katolik i ekolog mocno inspirowany nauką trzech ostatnich papieży, a szczególnie encykliką „Laudato Si’”, jako osiemdziesięcioletni pisarz – muszę do tego wydarzenia, do tej osoby, do jej dzieła, znaleźć własny klucz. Przyznaję też, że związki noblistki z Dolnym Śląskiem – tak dla mnie ważnym – nie są bez znaczenia.
Mówię sobie – trzeba się cieszyć. Mówię sobie – ona jest nasza. Trzeba się cieszyć, bo ta nagroda jest promocją polskich spraw, a wszędzie tam, gdzie Polacy żyją wśród obcych, ogrzeje polskie serca, skłoni do spojrzenia w stronę „starego kraju”. Trzeba się cieszyć, bo w chwili, kiedy kultura staje się – pod naciskiem mediów i polityki – ringiem do twardej bitki zostaje nagrodzony ktoś programowo otwarty. Ci, którzy w dobrej wierze chcą się bronić przed przesłaniem książek Tokarczuk, łatwo dadzą się w tę bijatykę wciągnąć.
Trzeba się cieszyć, bo w tych książkach odzywa się ktoś, kto jest rzecznikiem tajemnicy, kto stawia pytanie o metafizykę, kto deklaruje swą spontaniczną religijność. (…)
Piotr Wojciechowski
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze dwutygodnika „Pielgrzym” (22/2019).