Czy ktoś z was przypadkiem nie mieszka w Prowansji w ładnym kamiennym domu? Jeśli tak, niech mnie adoptuje!
Jak zapewne pamiętacie, jakiś czas temu zachwycałem się normandzką kuchnią i napisałem, że gdziekolwiek stanie moja stopa, a będzie tam napis „Francja”, to będę szczęśliwy jak stado dzików w magazynie żołędzi. To prawda. Ale najbardziej ciągnie mnie do Prowansji. Właśnie dojrzewa we mnie plan wyskoczenia na weekend do Marsylii, by powłóczyć się po Vieux Port i zjeść w jakimś zatłoczonym i zadymionym bistro prawdziwą bouillabaisse – lokalną zupę rybną z grzankami i sosem rouille. (…)