Dawno temu miałem kolegę, który odznaczał się ciemniejszą karnacją skóry niż reszta chłopaków z podwórka. Zawsze nas to zastanawiało. Robert nie urodził się w dalekim kraju i nie chodził na solarium, bo wtedy takowych nie było. Jego rodzice pochodzili z Pomorza, byli spokojni i bogobojni. Robert grał w piłkę, włóczył się z resztą chłopaków po osiedlu, a jego trampki były brudne i dziurawe, jak wszystkich. Tylko ta jego skóra…
Gdy w końcu co odważniejsi koledzy zadawali pytanie, jaka jest przyczyna tej ciemniejszej karnacji, Robert z poważną miną niezmiennie udzielał tej samej odpowiedzi.
– Gdy moja mama była w ciąży, jadła bardzo dużo marchwi.
Cóż, pamiętam, że wtedy zrobiło to na nas ogromne wrażenie. I nikt się nie zastanawiał, że „robertowa” mama usiałaby wciągać każdego dnia taczkę marchwi. Warzywo zmieniło skórę Roberta. To było coś!
No dobra, trochę od tamtego czasu podrosłem. I teraz skupiam się na wszelkim dobru, jakie przynosi marchew w naszej diecie. A dzisiaj kilka słów o tej młodej, bo już mamy wysyp cudownych nowalijek, a to powoduje, że brykam radośnie, jak młody prosiak rasy mangalica, co się najadł żołędzi. (…)