Miała zostać filozofem, ale wybrała pszczoły. Zawdzięcza im zdrowie i urodę. Bez miodu nie wyobraża sobie życia. Choć ma niespełna 22 lata, wie o nim niemal wszystko. Doradza tym, którzy zakładają i rozszerzają swoje pasieki. Z Katarzyną Pirch rozmawia Anna Gniewkowska-Gracz.
– Kobieta w pszczelarstwie to rzadkość. Pani, choć jeszcze bardzo młoda, doskonale sobie radzi w tym fachu. Skąd takie zainteresowania?
– Rodzice i dziadek już w latach osiemdziesiątych działali w związku pszczelarskim, w kole Pelplin. Kiedy dziadek zmarł, pszczoły nie dawały już takiej radości, poza tym nie miał ich kto doglądać. Rodzice pracowali zawodowo, a ja byłam wtedy dzieckiem. Z biegiem lat powróciliśmy do tego zajęcia, bo tak naprawdę ono zawsze było gdzieś blisko nas. Mogę powiedzieć, że zostałam wychowana na miodzie. Jako kilkulatka chorowałam, więc – zgodnie z zaleceniem lekarza – zaczęło się „faszerowanie” kozim mlekiem i miodem. Pszczoły coraz bardziej wkraczały w moje życie. Dzięki nim wyzdrowiałam. Dziś pasieka jest moją dumą. (…)