Z Janem Melą, zdobywcą obu biegunów Ziemi, założycielem fundacji „Poza Horyzonty”, rozmawia Paweł Bieliński
– Trzynastolatek traci w wypadku rękę i nogę. Chyba wali mu się cały świat? Ma pretensje do Boga, losu, świata, ludzi…?
– To są naturalne elementy przechodzenia przez proces traumy. Pamiętam, jak po wypadku przyszedł do mnie do szpitala pewien ksiądz i powiedział mi, że w cierpieniu jest sens, że każde cierpienie można potem przekuć w siłę, że trudne doświadczenie ma w sobie coś pozytywnego. Pomyślałem sobie wtedy: „Człowieku, o czym ty w ogóle mówisz? Jak mam widzieć cokolwiek pozytywnego w tym, że straciłem rękę i nogę?”.
To, co powiedział ten ksiądz, było prawdą, ale potrzebowałem czasu, żeby to zrozumieć. Kiedyś przeczytałem, że dziecko siedząc na dywanie nie widzi jego wzoru, musi wstać i oddalić się, żeby go zobaczyć. Tak właśnie jest z życiem. Potrzebujemy perspektywy odległości albo perspektywy czasowej, żeby zobaczyć, co się stało i po co to było.
– Jak zaakceptować okaleczenie ciała? (…)