Darmowe spiny bez slotów depozytowych

  1. Legalne Casino: Opłata byłaby oparta na kosztach administracyjnych dostarczenia kolejnych kopii.
  2. Darmowe Gry Automaty Bez Logowania I Rejestracji - Szczerze mówiąc, mobilny blackjack na żywo nadal nie jest w pobliżu miejsca, w którym powinien być.
  3. Gdansk Kasyno: Gra jest całkowicie darmowa i masz szansę wygrać nagrody pieniężne.

Potrójne potrójne najlepsze spiny 2024

Gry Hazardowe Bez Konta
Z tylko siedem lub osiem pozostało, w zależności od tego, co dzieje się z Trump Taj Mahal, klienci będą zmuszeni do wyboru z mniejszej puli kasyn, zwiększając zyski w każdym pozostałym rywalem.
Keno Gra Online
Najlepsi gracze wchodzą do garnków z lepszymi rękami niż ich przeciwnicy średnio.
Stali bywalcy hal slotowych offline próbują ustalić, co dają maszyny, szukając porady pracowników instytucji pracujących bezpośrednio z urządzeniami.

Losowanie keno

Free Spiny Za Rejestracje 2025
Book of Dead by Playn Go, Gonzos Quest By NetEnt i Jammin Jars by Push Gaming to najpopularniejsze gry, w których możesz korzystać z darmowych spinów bez depozytu.
Automat Do Gier Take Olympus Gra Za Darmo Bez Rejestracji
Baza danych Hendon Mob pięknie to pokazuje.
Bonus Za Rejestrację W Kasynie Bez Depozytu

Ruch oporu – Wincenty Łaszewski

Różne są destynacje na wakacje. Ja trafiłem w miejsce wyjątkowe, bo… do szpitala. A tam – całkiem inny świat. Pobyt all inclusive – z wyżywieniem i zabiegami leczniczymi. Wprawdzie wystawiłbym temu miejscu wysokie noty, co najmniej pięć gwiazdek, jednak zainteresowanym po cichu powiem, że go nie polecam. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.

REKLAMA

Leżałem na sali z bardzo sympatycznym panem, około trzydziestoletnim, którego dziwiło wszystko. I który wszystkiego się bał. Dawał wyraźnie do zrozumienia, że jeśli już coś ma się dziać, to koniecznie i bezwzględnie pod jego nieobecność. Czyli, jeżeli czeka go zabieg, to koniecznie pod znieczuleniem ogólnym. Jego nie będzie, prześpi wydarzenie. Na samą myśl, że mógłby w nim uczestniczyć, że może by coś widział i czuł, aż się zatrząsł.

Filozofia uczestnictwa

Z oczami wielkimi jak patrzadła UFO z kreskówek słuchał ów pan o mojej fascynacji z uczestnictwa w zabiegu, który szczęśliwie miałem już za sobą. Miałem znieczulenie od pasa w dół, cała reszta była wrażliwa i przytomna… Widziałem pochylone głowy chirurgów, słyszałem wymieniane przez nich krótkie przyciszone zdania. Arcyciekawe! Żałowałem, że postawili mi na brzuchu parawanik wysoki jak siatka do pingponga, bo dostrzegałem tylko poruszające się nad nim bladoniebieskie czepki.

Wszystko było takie nowe i interesujące! No i miałem okazję towarzyszyć panom doktorom swoimi „zdrowaśkami”, by w zespole operacyjnym nie zabrakło Osoby Najważniejszej.

Mój towarzysz w szpitalnej niedoli wyznawał inną filozofię niż moja. Ja sympatyzowałem z optyką uczestnictwa, on reprezentował filozofię ucieczki.

Pozwolę sobie przypomnieć dowcip

Może szanowni Czytelnicy kojarzą dowcip o pewnym jegomościu, któremu wszystko, dosłownie wszystko, kojarzyło się nie najpiękniej – wszędzie widział goliznę. Kiedy psychiatra narysował na kartce prostą kreskę i zapytał, co ów pan widzi, ten bez wahania zawołał, że gołą panienkę. (Miał facet wyobraźnię…). Kiedy narysował kółko, usłyszał od pacjenta, że ten znowu widzi to samo. Tak było za każdym razem: kwadrat, trójkąt, prostokąt, cokolwiek – wszystko zawsze kojarzyło mu się z tym samym. W końcu psychiatra wykrzyknął: „Pan jest poważnie chory! Pan powinien się leczyć!”. Na to zdenerwowany pacjent zawołał: „Ja? Kto tu powinien się leczyć? To pan cały czas maluje mi takie świństwa!”.

Religijne skojarzenia

Skąd akapit z dwuznacznym dla niektórych dowcipem? Zauważcie Państwo, że czasem nawet w takich opowiadankach zawiera się cenna mądrość. Mózg, czy to na skutek choroby, czy w wyniku stworzenia w nim pewnych myślowych kolein przez powtarzalne przez lata reakcje, zaczyna działać według pewnych schematów… Otóż chciałbym powiedzieć, że nasze mózgi chrześcijańskie powinny być w jednym do siebie podobne. Powinniśmy mieć religijne skojarzenia. Począwszy od takich oczywistych, jak to, że każde zło bez wątpienia jest grzechem i nie potrzebujemy się nawet nad tym zastanawiać – kryterium grzechu samo pojawia się w naszej głowie. To efekt naszej wieloletniej formacji: wytworzyliśmy w sobie zasady, które działają na zasadzie automatu i żadne zewnętrzne argumenty, żadne powszechne zwyczaje, także żadne groźby nie sprawią, iż zaczniemy myśleć inaczej. Reguły tego świata nas nie obowiązują, nawet gdy zło nazywa się prawem do przyjemności  albo prawem człowieka gwarantowanym przez konstytucję. Dla nas sprzeciw wobec takich zasad powinien być oczywistością. Weźmy za przykład cudzołóstwo… Albo aborcję… Dla absolutnej większości ludzi to już żadne zło, a nazywanie go grzechem budzi u nich współczujący uśmiech. Lub… pociąga za sobą karę.

Cóż, gdy zabraknie nam wynikających z wiary skojarzeń, zło w naszym życiu zacznie się plenić jak perz. I jeszcze zaczniemy głosić bezsensowną ideologię „prawa do perzu”. Może niewielu z nas cieszy się dziś posiadaniem ogródka, ale każdy, kto go ma, wie, że perz to chwast paskudny, że zagłusza rośliny, które mają w swej nazwie przymiotnik „ogrodowe”. To one – nie perz – mają tu prawo stałego pobytu.

Lekcja od św. Teresy

Przypomina mi się rozmowa św. Teresy z Avila z jedną ze swoich współsióstr. Młoda zakonnica skarżyła się przełożonej na liczne rozproszenia na modlitwie. Odpowiedź świętej reformatorki Karmelu była niezwykła: „Rozproszenia to rzecz normalna i nie do uniknięcia. Ja też mam rozproszenia. Tyle że – widzisz – trzeba osiągnąć taki stan, by rozproszenia na modlitwie dotyczyły rzeczy świętych…”

Teresa Wielka zdaje się sugerować, że kto praktykuje wiarę na co dzień, kto rok po roku jest wierny Credo, ten nadal będzie miał skojarzenia – ale teraz święte!

Sprzeciw przegranych

Do szpitala wziąłem książkę – wyszukałem taką, która wystarczy mi na wokółoperacyjny czas. Wybór okazał się niezwykle celny, bo lektura korespondowała z rozmową, jaką następnego dnia prowadziłem z dzielącym ze mną pokój pacjentem.

Co czytałem? W 1942 r. John Steinbeck napisał na prośbę amerykańskiego rządu niewielką książkę propagandową, znaną w Polsce pod tytułem „Księżyc zaszedł”. 188 stron tekstu miało wzbudzić w narodzie ducha wojennego, ale autor poświęcił swoje dziełko nie tyle tematowi wielkich bitew, co pozornej przegranej – okupacji małego miasteczka przez Niemców i narastającemu w nim ruchu oporu wobec okupanta. Książka pokazywała, jak z upływem czasu zwycięzcy stają się przegranymi. Od samego początku nikt nie okazywał im sympatii, nikt nie rozmawiał, wszyscy odwracali się do nich tyłem, mnożyły się sabotaże, każdy żołnierz oddzielony od grupy mógł nie wrócić do koszar. Im większy narastał terror, tym większy był cichy opór. Niemcy przestali czuć się bezpieczni, zaczęli się bać. Nieoczekiwanie okazało się, że zaczynają podejrzewać, że to nie jest wojna zwycięska.

Gdy mój sąsiad ze szpitalnej sali marzył, by wszystko przespać i w niczym nie uczestniczyć, mieszkańcy miasta z noweli Steinbecka zdecydowali się działać. Choć zdawało się, że są zupełnie bezbronni, stworzyli ruch oporu, który okazał się skuteczny. Byli gotowi na ofiary, nawet stary burmistrz uważał, że wolność jest ważniejsza niż jego życie, i że jego śmierć tylko przybliży klęskę okupantów.

Jak u nas…

Na szpitalnym łóżku jest wiele czasu na lekturę i medytację. Więc spróbowałem odnieść sytuację z amerykańskiej, niemal stuletniej już książki do sytuacji w dzisiejszym Kościele. O czym pomyślałem?

Jesteśmy atakowani, podbijane są kolejne sfery naszego życia. A my… jakoś nie stawiamy oporu. Rządzący wtrącają naszych ludzi do więzienia, zmieniają prawa w naszym mieście, głosują przeciwko naszym chrześcijańskim zasadom. Mają wśród nas, jak u Steinbecka, swoich donosicieli i sługusów. Chciałbym się mylić, ale my nie stawiamy żadnego oporu. Nawet nasz burmistrz nic nie robi. W żaden sposób nie pokazujemy swojej niezgody.

Znieczulenie… Znieczulenie ogólne

Historia nie toczy się sama, mój łóżkowy sąsiedzie. Ktoś ją tworzy. Jeśli my nic nie robimy, toczą ją, jak po maśle, wrogowie Kościoła. Obudzimy się niebawem w mieście zajętym do końca przez wroga. Będą w nim obowiązywać już tylko jego zasady.

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [18 i 25 sierpnia 2024 R. XXXV Nr 17 (906)], str. 26-27.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz