Pewna kobieta poprosiła mnie o rozmowę, nie mogłem odmówić. Odeszliśmy na bok, wtedy powiedziała cicho: „Pan też ma na pewno wiele objawień”. O, pomyślałem, robi się niebezpiecznie. Zaraz dowiem się o wizjach i lokucjach, które musi usłyszeć świat, bo inaczej koniec z nim. Jeśli będę jej grzecznie potakiwał, zrobię jej krzywdę, bo utwierdzę ją w jej zwodzeniach. Jeśli fuknę, że to wszystko jest duchową fatamorganą, zranię biedaczkę.
To zdarzyło się nie tak dawno temu, kiedy miałem radość znaleźć się w Niepokalanowie z grupką pielgrzymów. Pani była w średnim wieku.
Rozczarowanie
Początek tej rozmowy już znacie. Zostałem „posądzony” o dużą liczbę objawień. Co oznacza, że zostałem uznany za autorytet. Jakby liczba takowych była kryterium, na ile jestem człowiekiem wiary. Nie bardzo wiedziałem, jak się zachować. Na szczęście przez głowę przemknęła mi myśl jasna jak błyskawica. Już wiedziałem!
Gdy smutna pani zadała swe pierwsze pytanie, uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem: „Nie, nie mam. Tylko dwa”. Nie bałem się, że zacznie się o nie dopytywać, bo była zainteresowana tylko swoim przekazem. W końcu miała misję. „Tylko dwa?”. Kobieta spojrzała na mnie zdumiona, po czym w jej oczach pojawiło się rozczarowanie. Już wiedziała, że nie jestem partnerem do rozmowy. Wybąkała kilka nic nieznaczących formułek i odeszła. Za chwilę odprowadzałem udające się na kolację dwie panie i idącego między nimi mężczyznę. I co słyszę? Kobiety opowiadają mi jedna przez drugą, że ten oto pan ma mnóstwo objawień Jezusa! Patrzą na niego z podziwem, a on dumnie kiwa głową.
Mętna woda objawień
Namnożyło się nam wizjonerów. Tyle że większość ich widzeń nie ma nic wspólnego z czystym niebieskim przekazem, jaki znamy z Lourdes, Fatimy czy Gietrzwałdu. Objawieniowy świat zmienił się na naszych oczach w mętną wodę. Niebezpieczną. Sam nie wiesz, z czym masz do czynienia. A raczej wiesz, ale wiesz źle. Myślisz, że skoro masz nadprzyrodzone widzenia, to mówi do ciebie Bóg. Zapytam: czy aby na pewno On? Czy nikt ci nie powiedział, że istnieją dwie nadprzyrodzoności? Jedna to niebo. Ale to nie jedyny świat duchowy. Jest jeszcze druga rzecz ostateczna – piekło. To druga nadprzyrodzoność, również przychodzi do nas w wizjach, cudach, objawieniach, głosach, znakach. Kto uważa, że coś takiego może przychodzić tylko z nieba, że jeśli ma objawienie, to dostaje Boży dar, ten łyka diabelski haczyk jak głupawa, głodna ryba.
Norweski „stonebite”
Co gorsza – poskarżę się – trudno ludzi o tym przekonać. Są jak ryba (tłumaczę się z użytego przed chwilą porównania), którą przed laty złowiłem w norweskim fiordzie. Razem ze znajomymi przyjechaliśmy dorabiać do marnej polskiej pensji, rwąc truskawki – i raczej nie jadaliśmy frykasów. Zabrałem ze sobą z domu wędkę, więc wybraliśmy się na łowy. Na haczyk szła krewetka z puszki i… coś się szybko łapało, i szybko się zrywało, odpływając z moim bezcennym haczykiem! Ryba przegryzała grubą żyłkę! Gdybyście wiedzieli, ile te haczyki kosztowały w Norwegii! Gdy straciłem już trzy, a ryby nie złowiłem żadnej, wpadłem na pomysł. Haczyk przywiązałem do długiego na 10 centymetrów drutu i ten połączyłem z żyłką. Po kilku minutach tańczyliśmy nad złowioną sporą bestią! Drutu rybie zęby nie przecięły. Jakie było nasze zdumienie, gdy rozcięliśmy jej brzuch. Były w nim wszystkie moje haczyki. Przynętę połykała wciąż ta sama ryba! „Niczego się nie nauczyła?” – zapytałem towarzystwo. „Po prostu głupia” – odpowiedzieli.
Jesteśmy trochę jak tamten „stonebite” (tak nazwał rybę nasz gospodarz, zaglądając do nas; zresztą spojrzał na naszą zdobycz z niesmakiem, bo „my takich nie jadamy”). Coś jest o nas w tej opowieści. Głodni nadprzyrodzonych eventów łykamy co popadnie, nie pytając, czy to aby nie przynęta z ukrytym hakiem. Niekoniecznie to niebo nas dokarmia. Może ktoś nas łowi? Oby kryterium mówiącym o moim stanie duchowym nie była liczba objawień, którymi mogę się pochwalić. Bo może chełpię się liczbą błyszczących haczyków, które siedzą w mojej duszy?
W górze bałagan
To raczej niekwestionowany fakt: na naszych oczach zamknęły się minione objawieniowe epoki, w których wszystko było proste. Teraz wszystko stało się inne. W miejsce jednoznacznie zbawczych przekazów, które otrzymywaliśmy z nieba, pojawił się chaos. Obok jasnej nadprzyrodzoności, która zawsze towarzyszyła ludzkości jako pojawiające się raz po raz na niebie znaki przymierza, zaczyna manifestować swą obecność inna nadnatura – też duchowa i też nie z tego świata, ale jej domem jest piekło. A że przybiera ona postaci tkane ze światła, łatwo nam skrytą ciemność uznać za jasność, a zaproszenie do pójścia drogami świętych mirażów uważać za dar z nieba.
Dziś na naszych oczach mieszają się dwa rodzaje objawień. Od razu podkreślmy, że oba są tak samo prawdziwe. Pierwszymi jest nadprzyrodzoność jasna i rodząca pokój, przynosząca radość i wylewająca łaskę, dająca drogowskazy i niosąca ostrzeżenia przed upadkiem. Rodzi je Boże zatroskanie o nasze zbawienie. Inny rodzaj objawień przynosi nam nadprzyrodzoność ciemna i kłamliwa, gdzie nienawiść przybrana w zatroskanie o nasze dobro chce jednego – uczynienia człowieka uczestnikiem tej samej samotności, cierpienia i bezsensu, które są udziałem Szatana i jego aniołów.
Powinniśmy za moim gospodarzem Heggenem mruknąć: „My takich nie jadamy”.
Łatwo poznasz źródło
Diabeł jest na pozór doskonałym imitatorem objawień przychodzących z nieba i potrafi oszukać tłumy. Ale – dodajmy dwie uwagi – nigdy nie oszuka Kościoła i naprawdę nietrudno go rozpoznać.
Nigdy nie powie – przybierając postać Maryi – że jest Niepokalaną, która zetrze jego głowę. Nigdy też nie ukaże znaków zbawczej męki Jezusa. Nie będzie też wzywał do posłuszeństwa Kościołowi i bronił jego świętości. Będzie wzywał do modlitwy i postów, będzie kupował uwagę ostrzeżeniami przed końcem świata i groźbą runięcia milionów ludzkich istnień w czeluście piekła, ale swoimi słowami będzie niespiesznie rodził podziały i wywracał do góry nogami to, co Boże. Szatan wie, że kiedy ludzie przestaną ufać Kościołowi – wygrał. Wie, że taki zwrot, w którym rzeczy błahe i nieważne stają się według ludzi „być albo nie być” po stronie Boga – prędzej czy później sprawi, iż albo przestaniemy wierzyć, albo zaczniemy wierzyć w Boga własnych imaginacji, które karmimy jego pożywką.
Rada Kościoła
Nie jesteśmy przygotowani do rozeznawania objawień. Może więc w tym chaosie najlepszą decyzją będzie odwrócenie się do zjawiska objawień plecami. Tak, od wszystkich nowinek. Nic nie stracimy. Z tych, co przynoszą orędzia z nieba, nie dowiemy się niczego więcej, niż gdy zaczniemy poświęcać ten czas nie na czytanie przekazów, ale na medytacyjną lekturę Ewangelii. Wtedy Szatan nie zdoła zasiać w nas niepokoju, czy aby Kościół nie odszedł od swojej misji i czy nie lepiej słuchać „bezpośrednio Boga”.
Jeśli masz się od czegoś dziś odwrócić, to na pewno nie od Kościoła. Nie wyskakuj z łodzi tylko dlatego, że się kołysze!
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” [17 i 24 marca 2024 R. XXXV Nr 6 (895)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.