Narzekanie na księży nie jest rzeczą nową. Wciąż mam w pamięci niedzielną mszę św. w kościele akademickim KUL, podczas której celebrans i homileta w jednej osobie powiedział ze smutkiem: „Nadejdzie czas, kiedy nie będzie wśród was księży i będziecie ich szukać, ale nie znajdziecie”. Pamiętam ciszę, jaka po tych słowach zapanowała w świątyni.
Nie przypominam sobie nic więcej z tamtej liturgii poza tym, że był to czas Wielkiego Postu. Ale te słowa i ta cisza wciąż brzmią mi w uszach. Stare czasy, byłem wtedy studentem. Chciałbym wierzyć, że i dzisiaj po takich słowach słychać by było w kościele przelatującą muchę.
Ksiądz – niezwykły człowiek
Spędziłem ostatnio wiele czasu nad studiowaniem teologii sakramentu kapłaństwa. Przez gęste sito przesypałem kilka naukowych książek; przeleciało do kosza sporo – jakby to określił Ratzinger – „teologii cukierkowej” i „prawniczej”. Szukałem czegoś, co dotknie serca i – zgadnijcie, gdzie to znalazłem? W pismach teologów pierwszych wieków! Ale zanim cofniemy się o kilkanaście stuleci, zaproponuję tekst sprzed pięciu wieków. Może uznacie mnie za łatwowiernego, ale w poniższą historię wierzę jak dwa i dwa jest cztery.
Kiedy jeden z bliskich znajomych Franciszka Salezego (zm. 1622) otrzymał święcenia, nasz święty zauważył, że nowo wyświęcony ksiądz nieoczekiwanie zatrzymał się w drzwiach, jakby chciał kogoś przed sobą przepuścić. Gdy zapytał go o to dziwne zachowanie, usłyszał, że Bóg obdarzył neoprezbitera szczególną łaską: widzi on obecność swego Anioła Stróża. Dodał jeszcze, że wiele zmieniło się w zwyczajach jego Anioła po tym, jak przyjął święcenia kapłańskie. Przedtem Anioł był chyba osobą ważniejszą, zawsze bowiem pozostawał po jego prawej stronie i szedł pół kroku przed nim. A teraz? Teraz stoi zawsze po lewej i ciągle ustępuje mu miejsca. Kapłan wyjaśnił, że zatrzymał się u drzwi właśnie w swej świętej rywalizacji z Aniołem.
Ważniejszy niż Matka Boża?
Znalazłem mnóstwo cytatów opowiadających o godności kapłańskiej. Przyznaję, że z jednym nie mogłem się do końca pogodzić. Przeczytałem: „Przez jedną mszę kapłan oddaje Bogu większą cześć niż oddają Mu chwałę wszyscy aniołowie i święci, włącznie z Najświętszą Maryją Panną”. Czyżby Matka Najświętsza musiała ustąpić nawet najgorszemu kapłanowi, który celebruje Eucharystię? Wyjaśnienie znalazłem kilka chwil później: „Kiedy kapłani wypowiadają słowa konsekracji, Wcielone Słowo jest zobowiązane do posłuszeństwa i wchodzi w ich ręce pod postaciami sakramentalnymi. Sam Bóg zstępuje na ołtarz, gdziekolwiek Go wzywają i ilekroć Go wzywają, i oddaje się w ich ręce, choćby byli Jego wrogami. A po przybyciu pozostaje całkowicie do ich dyspozycji”.
Cóż, według mnie nie jest to jeszcze powód, by mówić o oddawaniu przez kapłana czci większej niż Najświętsza Panna. To dzięki Jej „fiat” Eucharystia stała się w ogóle możliwa! Maryja poczęła i porodziła Syna Bożego, a potem trzymała Go w dłoniach i z pewnością przez swoją miłość, tkliwość i troskę jest wzorem dla każdego kapłana, który bierze do rąk Syna Bożego. Trudno, by Matka kapłanów i ich wzór był niżej niż oni sami. Może mówmy więc o godności kapłana, ale nie porównujmy jej z godnością Maryi, bo wtedy dochodzimy do absurdu. Nie ma nic godniejszego niż Boże Macierzyństwo!
Władza, jakiej nie ma nikt
Czytam o kolejnym argumencie za wyższością kapłana: „Wielkość kapłana zasadza się na tym, że on jako jedyny ma władzę kluczy, czyli moc wybawiania grzeszników z piekła, uczynienia ich godnymi raju i przekształcenia ich z niewolników szatana w dzieci Boże. Bóg, można rzec, jest bezradny wobec decyzji kapłańskich – ma obowiązek zastosować się do wyroku swoich kapłanów i albo nie przebaczyć, albo przebaczyć, jeśli odmówią lub udzielą rozgrzeszenia”.
Tak, Maryja nie ma władzy kluczy. Co nie znaczy, że nie otrzymała od Boga „mocy wybawiania grzeszników z piekła”! Każdy, kto weźmie Ją za swoją Matkę, kto schroni się pod Jej płaszczem i – nieudolnie jak to dziecko – będzie uczyć się od Niej życia – każdy oddany Maryi nie zostanie oddany piekłu! To inny porządek łaski, ale nie widzę powodu, by kapłan miał się czuć od Niej ważniejszy.
A jeśli się czuje, niech będzie równie święty jak Ona.
Wysoka poprzeczka
Kapłan to rzeczywiście ktoś szczególny – mówią nam coś o tym dawne księgi pokutne. Czytamy w nich, że za morderstwo duchownego wymagano dziesięciu lat pokuty, z czego trzy miały być spędzone o chlebie i wodzie. Dla porównania, zamordowanie osoby świeckiej wymagało „tylko” siedmiu lat pokuty i ponownie trzech lat o chlebie i wodzie. We wspomnianych księgach jest coś i o kapłańskich grzechach. Jeśli ksiądz namawiał kobietę do cudzołóstwa, ale spotkał się z odmową, musiał przez półtora roku odprawiać pokutę o chlebie i wodzie plus dodatkowy rok przeżyć bez wina i mięsa. Jeśli to samo zrobił laik, miał odprawiać pokutę przez czterdzieści dni.
Nie szukałem dalej i nie odpowiem na pytanie, jaka pokuta spotkałaby kapłana, który złamałby szóste przykazanie. Wiem tylko, że w pierwszych wiekach kapłanów-grzeszników nie dopuszczano nawet do publicznej pokuty. Musieli opuścić swoją wspólnotę, a pamięć o nich miała wygasnąć; wskazywano im miejsce samotnego, trwającego lata, odkupienia winy (najczęściej był to klasztor).
Duchowni są przedstawicielami Boga, w związku z czym zarówno grzechy przeciwko nim, jak i grzechy popełnione przez nich samych są bardziej obraźliwe dla Boga i pociągają za sobą większą winę. Mówi św. Hieronim: „Wielka jest godność kapłanów; lecz także, gdy zgrzeszą, wielka będzie ich zagłada. Radujmy się, że zostaliśmy wyniesieni tak wysoko, ale bójmy się upadku”. Z kolei św. Grzegorz spostrzega pewien paradoks: „Oczyszczeni rękami kapłana wybrańcy wkraczają do krainy niebieskiej, a sami kapłani wtrącają się w ogień piekielny!”. Grzeszny kapłan oczyszcza grzeszników z ich win i wprowadza ich do nieba, ale sam z nimi nie idzie! Wpada do otchłani.
Klejnot
Tak oto wracamy na ziemię, nawet błotnistą. „Jakże kłóci się ze sobą – mówi św. Ambroży – podziwianie w tej samej osobie najwyższej godności i oglądanie życia pełnego zgorszenia, wyzwanie Boże i niegodziwe postępowanie!” „Czym jest – dodaje żyjący w V wieku Salwian z Marsylii – niepojęta godność nadana osobie niegodnej, jeśli nie klejnotem leżącym w błocie?”.
To celne porównanie, bo klejnot zawsze pozostanie klejnotem. Nawet gdyby kapłan stał się największym z grzeszników. Pieczęć sakramentu pozostanie w nim wyciśnięta na wieki. I ksiądz zawsze będzie dla nas bezcennym skarbem. Myśleć inaczej to herezja znana z pierwszych wieków. To dokeci uważali, że „klejnot znika” pod warstwą grzechu.
Ojciec Pio wolałby…
Na koniec pytanie. Co powiemy na słowa Ojca Pio: „Gdybym mógł się raz jeszcze urodzić, ponownie zostałbym kapucynem, ale nie księdzem”?
Zakonnik z San Giovanni Rotondo poznał godność kapłaństwa. Im większa jest jego wzniosłość, tym bardziej należy się jej bać. Wiedział, że nigdy jej nie sprosta. On – święty, wzór dla kapłanów? Co mieliby powiedzieć inni?
Bóg nie daje im wyboru. Mają być święci. Klejnot sakramentu kapłaństwa ma w nich świecić.
Wincenty Łaszewski
„Pielgrzym” [3 i 10 marca 2024 R. XXXV Nr 5 (894)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.