Krokodyjeden – Wincenty Łaszewski

Kiedy mój najstarszy syn był małym chłopcem, trafił – jak to w zwyczaju siedmiolatków – do szkoły, w której przesympatyczna pani Ula podjęła radosny trud wprowadzenia dziecka w świat liter. Antek miał zacząć czytać. Szło mu całkiem nieźle, do czasu kiedy nauczycielka napisała mi w dzienniczku, że ma z chłopakiem problem. Dziecko zamiast przeczytać wyraz „krokodyl”, przeczytało zadowolone: „krokodyjeden”.

REKLAMA

To panią Ulę przerosło. Co gorsza Antek uparł się, że czyta dobrze i że w książce napisano to, co przeczytał. No i jako istota dociekliwa zaczął jeszcze dopytywać, czym jest owy „krokodyjeden”. Ku zdumieniu chłopaka pani nie wiedziała! A powinna – przecież jest osobą dorosłą, i do tego nauczycielką!

Pani Ula nie mogła pojąć, co się dzieje. Przecież napisano „krokodyl”! Niech sami Czytelnicy powiedzą, czy nie miała powodów do drapania się po głowie? Każdy z Was widzi, że słowo „krokodyl” czyta się „krokodyl”!

Druga możliwość

A jednak i Antek miał rację. Słowo można było przeczytać dwojako. Wina leżała po stronie wydawcy książki, który… No właśnie, zapraszam na spotkanie, jakie miałem następnego dnia z nauczycielką.

Pani Ula posadziła mnie na ławce przed szkołą (małą i wiejską) i zaczęła mi tłumaczyć jak dziecku. Otworzyła podręcznik, pokazała palcem słowo „krokodyl” i przesylabizowała je po-wo-li, bym zobaczył i usłyszał, że mamy do czynienia z krokodylem. Gdy wreszcie skończyła swój wykład, ja zacząłem swój.

Powiedziałem, że Antek ma rację. I niewiele brakowało, a pani Ula by zemdlała.

Teraz ja mówię spokojnie i powoli. Wyjaśniam, że mamy tu czcionkę Times New Roman i pokazuję, że w niej litera „el jak lala” pisze się tak samo jak cyfrę „jeden jak dromader ma jeden garb”. I mój mały syn uznał, że po „krokody” mamy cyfrę „1”. Miał do tego prawo! Wyszło mu logicznie „krokodyjeden”.

Niestety, pani Ula nie mogła zrozumieć mojego wywodu. Chyba nie miała zbyt jasnego pojęcia o rodzajach czcionek. Pokazałem jej więc, że w tym samym podręczniku na dalszych stronach, tam, gdzie zaczyna się nauka cyfr, mamy zamiast jedynki literkę „el jak lala”. „Proszę porównać – powiedziałem. – «Jeden» i « el» ma ten sam znak graficzny”.

Chyba przesadziłem, bo od tej pory pani Ula bała się nas obu. Chyba uważała nas za niebezpiecznych…

Czytane na opak

Dlaczego o tym piszę? Bo nieraz Pan Bóg chce nam coś powiedzieć, pisze nam litery wielkie jak królowi Baltazarowi na ścianie, a my źle je czytamy. Bóg chce nas ostrzec, pisze coś w rodzaju: „Nadchodzi krokodyl!” – i chce nam powiedzieć, że najwyższa pora uciec z tego miejsca, bo inaczej gad nas połknie! Ale dla nas te słowa są niezrozumiałe, bo czytamy o „nadchodzącym krokodyjednym”. Drapiemy się po głowie, próbujemy rozwiązać zagadkę. Co się zbliża? Coś jest na jeden krok od nas? „Krok-oby-jeden”? Dobra to nowina czy zła? Nie ruszamy się z miejsca, czekamy… Krokodyl będzie miał ucztę.

Wszystko komplikujemy. Jesteśmy pewni, że jeżeli Pan Bóg się odzywa, to z pewnością mówi o rzeczach pobożnych, wzniosłych i mistycznych, a nie o mrówce wspinającej się na drzewo, która ma nauczyć nas wytrwałości. (Św. Jahed otrzymał taki mrówkowy znak, odczytał go właściwie i stał się „przyjacielem Boga”).

Na pewno potrzebujemy proroków-tłumaczy. Gdy ich nie ma albo są, ale fałszywi, nie dostrzeżemy, że Stwórca rozmawia z nami normalnym językiem o normalnych sprawach. Że to zwykły „krokodyl”, a nie tajemniczy „krokodyjeden”.

A On mówi proste rzeczy: „Wstań, pomóż, ustąp, uciekaj, uklęknij, przeżegnaj się, sięgnij po Biblię”. Co na to ludzie? Oni czekają na słowa wielkie, tajemnicze. Może chcą usłyszeć słowa jak zaklęcia, które w sposób magiczny rozwiążą ich problemy? „Odwiedź to miejsce, napij się świętej wody, odpraw nowennę”. Wierzą w automatyzację usług niebieskich – i że dostaną od Pana Boga kod dostępu.

Wyraz musi mieć sens

Pamiętam, jak św. Jan Paweł II wciąż i wciąż powtarzał: „Trzeba nauczyć się czytać znaki czasu”. My nie czytamy, a jeśli już – dukamy je niby poprawnie, ale opacznie.

Dlaczego przytoczyłem historię nauki liter mojego syna? Bo ani my, jak mój Antek, ani nasi mistrzowie duchowi, jak pani Ula, nie jesteśmy przygotowani do czytania znaków. Nie umiemy właściwie ich odczytywać, a „panie Ule” nie potrafią nam wyjaśnić, co robimy źle. Dla nich zresztą „krokodyl” to tylko słowo, nie rzeczywistość.

Okazuje się, że nawet nasi nauczyciele nie są przygotowani, by nas prowadzić. Pani Ula nie potrafiła wyjaśnić dziecku, że „wyraz musi mieć sens”. Czy to takie trudne? Podać chłopakowi życiową, żelazną regułę, iż każde słowo w książce ma sens, że kryje się pod nim coś, co dziecko zna! I że reguła ta jest powszechna i oznacza, że wszystko, co godne uwagi na świecie, ma sens. Że ów sens jest kluczowy. Że można czytać opacznie, niby dobrze, ale bez sensu. Że nie każda logika jest prawdziwa i nie każde wielkie i tajemnicze słowo jest prawdziwe.

Imię przegranego konia

Sens jest kluczowy. Sens ma tylko to, co jest Boże. Co jest Nim, co od Niego pochodzi, co próbuje Go naśladować. Czyli miłość, dobroć, zapomnienie o sobie, ofiarność, służba. I uczynienie ze wszystkiego miejsca dla Bożego działania i dla mnożenia się Bożej chwały.

Trzeba, by ktoś nam wytłumaczył, że diabeł nie ma sensu. I cały jego światek nie ma sensu. Że nie ma sensu pycha, głupota, zazdrość, nienawiść.

Gdy byłem w szkole średniej, każdego wieczora słuchałem radiowych programów muzycznych i zapisywałem w zeszycie tytuły utworów. Do dziś pamiętam dwa. Jeden był głupawy i prowokujący, więc go nie przytoczę: mówił, że nie muszę się zawsze i do każdego uśmiechać. Ale drugi przypomina mi się często, bo nienawiści wokół nas jest tyle, że wystarczyłoby dla kilku układów słonecznych. Zapisałem w kajecie: „Koń imieniem «Nienawiść» nigdy nie wygrał żadnego wyścigu”. Dość długi jest ten przekład z angielskiego oryginału, ale bardzo ładny – jak widać pamiętam go jeszcze po półwieczu.

Nic, co jest pozbawione Boskiego sensu, nie przetrwa, nie wygra. Ani nienawiść, ani głupota, ani też zazdrość czy pycha. To wszystko są grzechy, które nie mają sensu i które zamykają przed nami niebo. Mówił o tym Jezus (Mk 7,20–22). Niech mi to wyjaśni „pani Ula”!

Jak nauczyć się czytać poprawnie znaki czasu? Na razie nie bardzo umiemy. Czytamy „krokodyjeden”. Wszystko komplikujemy. I nie wprowadzamy w życie tego, co pokazuje nam Bóg. „Koń imieniem «Nienawiść»”… Ile ich dzisiaj występuje w wyścigach o władzę, o pieniądze, o sławę. Musimy wiedzieć, że są one bez szans, że nigdy nie wygrają żadnego wyścigu.

Czytać negatywy

Patrzę na nienawiść, która nas dziś otacza, obłąkaną i zawziętą, ślepą i głupią. Myślę, że ona też jest znakiem czasu, który mamy odczytać. Św. Jan mówi: „Każdy, kto nienawidzi swojego brata, jest zabójcą” (1J 3,15). A żaden zabójca nie pójdzie do nieba!

Odczytujmy bezbłędnie wszystkie znaki. Także te negatywne, które są ostrzeżeniem przed życiem, które nie ma sensu, i przed wiecznością, która nie będzie miała sensu, będzie piekłem. Piekło? To nie miejsce dla nas! Na pewno. Prawda, pani Ulo?

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [4 i 11 lutego 2024 R. XXXV Nr 3 (892)], str. 28-29.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *