Podkarpacka wieś Markowa pieczołowicie dba o upamiętnienie rodzin, które podczas wojny pod karą śmierci ratowały Żydów. Obecnie działają tu dwie placówki, które przybliżają wojenne realia i dzieje niezwykłych postaw zwykłych ludzi. Ale miejsc, w którym w niezwykły sposób można dotknąć historii tamtych lat jest w Markowej więcej, bo zaliczyć do nich można także miejscowy kościół parafialny i cmentarz.
O życiu i heroizmie Józefa i Wiktorii Ulmów opowiada noszące ich imię Muzeum Polaków Ratujących Żydów. O równie heroicznej postawie rodziny Szylarów przypomina ich dom – niemy, ale niezwykle sugestywny świadek historii. “Chałupa Szylarów” stoi dziś w Muzeum – Zagrodzie Wsi Markowa. Ale takich rodzin było w Markowej więcej. Wiadomo, że co najmniej 21 Żydów ukrywanych w Markowej przez Polaków doczekało końca okupacji.
Zrozumieć Markową
Waldemar Rataj, dyrektor Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej twierdzi, że nie da się zrozumieć historii tej rodziny Ulmów, jeśli nie zna się dziejów ich rodzinnej wsi.
Dzieje Markowej sięgają 600 lat wstecz, gdy na miejsce wykarczowanej puszczy powstała osada kolonizatorów saksońskich, lokowana na prawie niemieckim. Nosiła ona wówczas nazwę Markhof.
Dzisiejsi mieszkańcy są dumni z tak dawnych korzeni współczesnej wsi. Sami są niezwykle przywiązani do swojej ziemi, do pracy na roli. To widać do dzisiaj. W ich mentalności bycie rolnikiem czuje się nieustannie, to etos, którzy przetrwał w rodzinach – mówi Rataj.
Osią codziennego życia Markowian były dwa miejsca – kościół i dom ludowy. Już od XVII w. miejscowa parafia angażuje się w dzieła miłosierdzia, jest bardzo prospołeczna. Z kolei dom ludowy to nie tyle siedziba miejscowego ruchu ludowego w sensie agitacji politycznej, ile centrum pracy organicznej, żywej samoorganizującej się wspólnoty, która nikogo w swojej społeczności nie pozostawia samego.
“We wsi odbywały się próby miejscowej orkiestry, młodzi uczęszczali na kursy organizowane przez Uniwersytet Ludowy w Gaci, działał nawet teatr – podkreśla Maria Ryznar-Fołta, prezes Towarzystwa Przyjaciół Markowej. – Ludzie harowali od rana do wieczora, a jednak angażowali się w teatr”. O ile tzw. teatry stodolane nie były w ówczesnych czasach aż takim ewenementem, o tyle repertuar teatru w Markowej musi budzić podziw: grano w nim np. “Zbójców” Schillera, utwory Fredry czy Bałuckiego. “To musiał być niezwykły teatr skoro przyjechał tu Leon Kruczkowski, na przedstawienie swojej sztuki “Kordian i cham” – zaznacza Waldemar Rataj.
Markowa jest małą wsią, i choć zaznaczają się tam wewnętrzne podziały społeczno-ekonomiczne (bogaci kmiecie i biedniejsze chłopstwo), to jedni wspierali drugich. Społecznie wrażliwa wspólnota Markowej organizowała się przede wszystkim wokół wartości chrześcijańskich, życia Ewangelią, wspierania słabszych. Jej cechą składową była gościnność, jakiej udzielali podczas wojny wypędzonym z Wielkopolski a potem z Kresów – zauważa Rataj.
Dyrektor Muzeum w Markowej zwraca uwagę, że beatyfikując Ulmów, Kościół przyczynia się do budowania kultury pamięci o chrześcijańskich wartościach, jakimi kierowali się Józef i Wiktora. – Te wartości przychodziły do nich nie tylko przez lekturę Biblii, ale też z codziennego życia religijnego i społecznego – podkreśla.
Co ciekawe po wojnie w Markowej nie zakorzeniły się spółdzielnie rolnicze, które w Polsce tworzono w ramach narzuconej przez komunistów kolektywizacji. Wieś poniosła jednak za to karę: zelektryfikowano ją najpóźniej, bo dopiero w 1956 roku.
Muzeum Polaków ratujących Żydów
Józef i Wiktoria Ulmowie, przez 15 miesięcy przechowywali ośmioro Żydów z rodziny Golmadów oraz Gołdę Grünfeld i Leę Didner z córeczką Reszlą. Wszyscy ci Żydzi oraz małżeństwo Ulmów wraz z siódemką ich dzieci (w tym jednym – jeszcze nienarodzonym). zostali zamordowani przez niemieckich żandarmów i granatowych policjantów, 24 marca 1944 roku. W kilka chwil zastrzelono 17 osób – w tym rodzące się dziecko Ulmów. Ich dom nie zachował się do naszych czasów.
Pod koniec 2007 roku pojawiła się idea utworzenia w Markowej Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. 30 czerwca 2008 r. Sejmik Województwa Podkarpackiego podjął jednomyślnie uchwałę dotyczącą powstania placówki. Teren pod budowę przekazał Samorząd Gminy Markowa.
Budynek Muzeum został zaprojektowany przez Nizio Design International – cenionego twórcę w dziedzinie nowoczesnych muzealnych rozwiązań architektonicznych. Jest to minimalistyczna i surowa bryła, swoim kształtem nawiązująca do prymitywnego wiejskiego domu. Przestrzeń wystawowa zajmuje 117,3 m kw. W jej centrum znajduje się szklany kubik o wymiarach 5 x 8 m, który jest makietą domu Ulmów w skali 1:1. Dom ten, stojący w miejscu oddalonym od Muzeum, nie zachował się do naszych czasów.
Budowa Muzeum prowadzona przez firmę Skanska S.A., trwała od października 2013 do października 2015 r. Muzeum zostało otwarte 17 marca 2016 r. W uroczystości wziął udział prezydent Andrzej Duda, przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski z przewodniczącym abp. Stanisławem Gądeckim. Wydarzenie odbiło się szerokim echem w mediach polskich i zagranicznych.
Dom Józefa i Wiktorii nie zachował się do naszych czasów, stąd w przestrzeni Muzeum znajduje się zaprojektowana przez pracownię Mirosława Nizio, przestrzeń, w której w sposób symboliczny zaaranżowane zostało domostwo Ulmów i gdzie są prezentowane pozostałe po nich pamiątki.
Główny trzon ekspozycji dotyczy rodziny Ulmów, ich życia, pomocy Żydom podczas okupacji i śmierci 24 marca 1944 r. Można tu zobaczyć m.in. egzemplarz Nowego Testamentu należący niegdyś do Ulmów. Jest on otwarty na stronie z przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie, a przy jej tytule widać poczyniony ołówkiem (przez Józefa lub Wiktorię) dopisek: “tak”.
Placówka prowadzi działalność wystawienniczą i badawczą. Jest to pierwsza w Polsce placówka muzealna zajmująca się tematyką ratowania ludności żydowskiej na okupowanych ziemiach polskich podczas Zagłady. Muzeum opowiada też o Polakach ratującym Żydów na terenie Podkarpacia, w granicach dawnego województwa lwowskiego. W planach jest objęcie dokumentacją terenu całej Polski.
Kładąc nacisk na współczującą i ofiarną postawę Polaków wobec cierpienia Żydów podczas II wojny światowej, nie zapomniano o niechlubnych aspektach w stosunkach polsko-żydowskich podczas okupacji niemieckiej – zaznacza dyrekcja placówki. Podkreśla, że muzeum jest ważnym głosem w dyskusji na temat postawy Polaków wobec Zagłady.
W Muzeum stworzono Ścianę Pamięci, na której co roku pojawiają się kolejne tabliczki z nazwiskami Polaków zaangażowanych w pomoc Żydom. Ostatnio odsłonięto tabliczki poświęcone „Grupie Ładosia”, ambasadora II RP w szwajcarskim Bernie, gdzie świadczono regularną pomoc Żydom przez instytucje Państwa Polskiego.
Dyrektor placówki zwraca uwagę, że powstanie muzeum to także zasługa Abrahama Izaaka Segala, który przez jakiś czas w podczas okupacji przebywał w Markowej. Pojawił się tam jako młody chłopak i rozpoczął pracę u rodziny Cwynarów. Miał tzw. dobry wygląd i nie musiał się ukrywać, choć rodzina Cwynarów zapewne się domyślała, że jest Żydem. Nie wyrzuciła go nawet po tym, gdy Niemcy rozstrzelali Ulmów.
– Abraham Segal po wojnie przyjeżdżał do Polski z Izraela. Bardzo promował powstanie muzeum, dlatego w pewnym sensie jest on jednym z jego współtwórców. Był też ambasadorem tego przedsięwzięcia w Izraelu. To dzięki jego aktywności trafiały do nas wycieczki młodzieży izraelskiej – zaznacza Waldemar Rataj. We wrześniu ub. roku Segal został pośmiertnie uhonorowany odznaką „Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego”, którą odebrały jego dzieci i wnuki.
Sad Pamięci
W sąsiedztwie Muzeum posadzono drzewka owocowe – jest to zalążek Sadu Pamięci. Jest on poświęcony Polakom, którzy w miastach, miasteczkach i wsiach całej przedwojennej Polski w czasie niemieckiej okupacji z narażeniem życia ratowali skazanych na zagładę Żydów. Tym samym Muzeum Polaków Ratujących Żydów, zaplanowane pierwotnie jako muzeum regionalne i w związku z tym ograniczone w ekspozycji wyłącznie do przykładów podkarpackich, zyskało pełniejszy wymiar, nawiązujący do jego obecnego, ogólnopolskiego, charakteru.
Sad w Markowej, wykonany według projektu Nizio Design International jako integralna część Muzeum, nawiązuje z jednej strony do sadowniczej pasji patrona Muzeum, Józefa Ulmy, a z drugiej – do Ogrodu Sprawiedliwych na Wzgórzu Pamięci Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie. Tam, wśród wiecznie zielonych drzew, umieszczono tabliczki z nazwiskami Ratujących i nazwą kraju, z którego pochodzili.
W Sadzie w Markowej skupiono się na samej lokalizacji pomocy. Na podświetlanych tablicach znalazło się półtora tysiąca nazw miejscowości z terenów II Rzeczpospolitej, w których działało łącznie prawie siedem tysięcy polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Dyrekcja Muzeum zwraca uwagę, że nigdy nie poznamy personaliów wszystkich osób jej udzielających. Nadrzędną przeszkodą pozostaje upływ czasu, a z nim odchodzenie kolejnych świadków historii. Niekompletność wiedzy wynika nade wszystko z konspiracyjnego charakteru pomocy, który nie sprzyjał poznawaniu personaliów osób, które się ukrywały, i ludzi im pomagających.
Skansen
Drugim ważnym miejscem na markowskiej mapie pamięci jest Skansen. Zagroda-Muzeum prowadzone przez Towarzystwo Przyjaciół Markowej stanowi jedyne w swoim rodzaju społeczne muzeum, prezentujące tzw. budownictwo przysłupowe.
Niezwykle cennym obiektem w ekspozycji muzealnej jest Chałupa Szylarów z 1834 r. z bogatą przeszłością i niezwykłymi losami okupacyjnymi. Obiekt trafił do skansenu w 2021 roku. Pierwotnie stał kilkaset metrów od zabudowań Ulmów. Antoni i Dorota Szylarowie (małżeństwo z pięciorgiem dzieci), przez 19 miesięcy ukrywali sześcioosobową rodzinę Weltzów. Z miejsca, gdzie była ustawiona chałupa, było widać dom Ulmów, być może widziano dokonaną tam w marcu 1944 roku masakrę. Żydzi ukrywani u Szylarów dotrwali jednak bezpiecznie do końca wojny – sowieckie czołgi pojawiły się w Markowej 24 lipca 1944 roku. Tego dnia Weltzowie mogli spokojnie zejść ze strychu…
Towarzystwo z dumą podkreśla, że skansen odtwarza część historii przodków dzisiejszych markowian. “Te zaklęte w drewnie wspomnienia ożywają wraz z przekroczeniem drewnianego progu chłopskiej chałupy. Od tego momentu będziecie doświadczać historii wieloma zmysłami. Poczujecie zapach słomianej strzechy, waszym oczom ukażą się pomieszczenia, narzędzia, sprzęty domowe i gospodarskie te same, co na przełomie XIX i XX wieku, w końcu, aby dopełnić uczty zmysłów spróbujecie kawałek ciemnego chleba, który tak jak przed laty pieczony jest przez markowskie gospodynie” – czytamy na stronie skansenu.
Ten strych można nie tylko zobaczyć, ale też na niego wejść i – o ile to w ogóle możliwe – spróbować wyobrazić sobie, jak wyglądało życie sześciu osób, żyjących przez niespełna dwa lata. – Strych mierzył nieco ponad metr wysokości, usytuowany był nad oborą. Łatwo sobie wyobrazić, jakie warunki panowały tutaj latem. Z kolei zimą ukrywającym się doskwierać musiało przenikliwe zimno – mówi Maria Ryznar-Fołta.
Obydwa Markowskie muzea, każde zgodnie ze swoją specyfiką, świadczą o historii tożsamości dawnych mieszkańców wsi. – Dziś pracujemy wspólnie, tworzymy swego rodzaju konfederację muzealną i nie wyobrażam sobie, żeby móc dobrze zaopiekować się dziedzictwem Markowej, nie współpracując z tamtym muzeum, które istnieje od 50 lat i jest przykładem właściwej dla Markowej pracy organicznej – mówi Waldemar Rataj.
Zainteresowanie muzeum jest bardzo duże. – Pielgrzymi, którzy przybywają do Markowej, nawiedzają kościół i cmentarz, gdzie znajdują się groby Ulmów, ale później odwiedzają muzeum. Do podkarpackiej wsi przyjeżdżają wycieczki z Izraela, wędrujące po Podkarpaciu śladami swoich przodków – zwraca uwagę Rataj.
Kościół parafialny
Dużą rolę w zachowaniu pamięci o męczeńskiej śmierci Ulmów odegrała wspólnota parafialna i jej proboszcz ks. Stanisław Leja. W dużej mierze dzięki jego staraniom otwarto w 2003 r. proces beatyfikacyjny rodziny. Rok później, w 60. rocznicę zbrodni, z inicjatywy markowianina i krewnego Ulmów – dr. Mateusza Szpytmy, obecnego wiceprezesa IPN, odsłonięto pomnik ku czci zamordowanych.
Na przełomie marca i kwietnia br. na cmentarzu parafialnym w Markowej odbyła się tzw. rekognicja kanoniczna (czyli ekshumacja i rozpoznanie) doczesnych szczątków rodziny Ulmów.
Do czasu beatyfikacji doczesne szczątki Sług Bożych są przechowywane w specjalnie przygotowanym do tego miejscu, wybranym przez abp. Adama Szala. Z okazji beatyfikacji zostaną one przewiezione do kościoła parafialnego w Markowej i złożone w specjalnie przygotowywanym sarkofagu, w bocznym ołtarzu poświęconym Matce Bożej. Od momentu beatyfikacji relikwie te będą oddane do kultu publicznego wiernych. W ten sposób także kościół stanie się szczególnym świadkiem pamięci o heroicznej Rodzinie.
Kamyki na grobie
Po niedawnej ekshumacji, dotychczasowe miejsce pochówku rodziny Ulmów na cmentarzu parafialnym w Markowej zostało, dzięki staraniom IPN, przywrócone do pierwotnego stanu.
Ks. dr Witold Burda, postulator procesu beatyfikacyjnego zaznacza, że pomimo przeniesienia szczątków męczenników do kościoła parafialnego, grobowiec zachowa swój nadzwyczajny charakter, bowiem w tę ziemią wsiąkła krew zamordowanej rodziny. Pochówek ciał – pierwotnie zakopanych przed domem Ulmów – odbył się na cmentarzu w Markowe 11 stycznia 1945 roku, a więc niespełna rok po egzekucji. Ciała złożono wówczas czterech trumnach. Obrzędowi pochówku przewodniczył ówczesny proboszcz w Markowej ks. Ewaryst Dębicki.
1 lipca br. opiekę nad grobowcem Rodziny Ulmów przejęła oficjalnie Akcja Katolicka w Markowej. W uroczystości poświęcenia miejsca pochówku po ekshumacji dokonał metropolita przemyski abp Adam Szal. Z nagrobka pamiętającego pochówek z 1945 roku, udało się zachować rzeźby głowy Chrystusa w koronie cierniowej oraz płomienia i tabliczki. Pozostałe części są zupełnie nowe, jednak wyglądem nie różnią się od dotychczasowych.
Dziś na grobie Rodziny Ulmów obok kwiatów i zniczy zobaczyć można także kamyki pozostawiane przez Żydów. Oznaczenie kamykiem miejsca czyjegoś pochówku jest przez Żydów uznawane za – zalecane w Torze – spełnienie przykazania i szlachetny uczynek.
Źródło: https://www.ekai.pl/markowa-miejsca-pamieci-o-polakach-ratujacych-zydow/
Fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER