PFROŻ: Ruchy antyaborcyjne są głośne, my pomagamy w ciszy

Postawa pro-life buduje swój wizerunek na archetypie opiekuna, natomiast ruchy antyaborcyjne tworzą narrację wojenną i polaryzującą. Te ruchy działają bardzo głośno i agresywnie, natomiast nasza pomoc dokonuje się w ciszy – mówi w wywiadzie dla KAI Jakub Bałtroszewicz, prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. Wskazuje też, co należy poprawić w systemowych rozwiązaniach „za życiem” w Polsce. A w przededniu Narodowego Dnia Życia (24 marca) i Dnia Świętości Życia (25 marca) zachęca, aby podziękować rodzicom za życie i wychowanie.

REKLAMA

KAI: Niedawno przeprowadzony dla „Rzeczpospolitej” sondażu IBRIS wskazuje, że aż 83,7% badanych opowiada się za liberalizacją obecnie obowiązujących przepisów antyaborcyjnych. W tym 56,8% uważa, że aborcja powinna być możliwa do 12. tygodnia życia płodu, a 26,9% chciałaby powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego sprzed wyroku TK, który uniemożliwił usuwanie ciąży, jeśli stwierdzona jest ciężka i nieusuwalna wada płodu. W jakim stopniu te badania oddają Pańskim zdaniem klimat społeczno-polityczny wokół kwestii ochrony życia?

Jakub Bałtroszewicz, prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia: Głównym problemem jest to, że ruch pro-life, który reprezentują organizacje zrzeszone w Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (jest ich 37) jest czymś innym niż ruch antyaborcyjny. Mimo, że przyświeca nam ten sam cel, czyli to, aby aborcja stała się koszmarem przeszłości, ruch antyaborcyjny niestety – używając bardzo agresywnego i polaryzującego języka oraz pokazując m.in. obrazy rozszarpanych dzieci – prowadzi do podziału społeczeństwa. Sprawia, że ludzie nie chcą mieć z nami nic do czynienia, bo utożsamiają nas z tym agresywnym językiem i obrazami. Postawa pro-life, za życiem, jest natomiast inkluzywna i pozytywna. To są domy samotnych matek w całej Polsce, to dziesiątki tysięcy wyprawek, które przygotowujemy. Fundacja Małych Stópek ze Szczecina, kierowana przez ks. Tomasza Kancelarczyka, musiała niedawno zakupić olbrzymi magazyn w centrum miasta, aby tę całą pomoc przechowywać. To są wszystkie działania związane z pomocą matkom i całym rodzinom, w tym matkom, które dokonały aborcji, przy tym nieosądzanie ich, ale właśnie wsparcie psychologiczne i materialne. To także działania związane z funkcjonowaniem hospicjów perinatalnych. Są to zatem działania wskazujące, że każdy człowiek dotknięty problemem aborcji, rozważający taką możliwość, nie czuje się osądzany, ale jest obejmowany opieką.

My budujemy nasz wizerunek na archetypie opiekuna a nie wojownika, natomiast ruchy antyaborcyjne tworzą narrację wojenną i polaryzującą. Dlatego, tak myślę, przegrywamy w tych sondażach. To, co te ruchy robią, jest bardzo głośne i agresywne, natomiast nasza pomoc liczona rocznie w milionach złotych i przekazywana rodzinom dokonuje się w ciszy.

KAI: Co musi nastąpić, aby to wsparcie nie dokonywało się właśnie w ciszy, ale pokazywało szeroko na czym w praktyce polega ochrona życia, w tym życia prenatalnego?

– To dobre pytanie, ale nie do końca znam na nie odpowiedź. Media bowiem same wybierają to, co chcą pokazywać. Dla części lub nawet większości liberalnych mediów wygodniejsze jest pokazywanie tego, co robią ruchy antyaborcyjne, a nie tego, co robią ruchy pro-life, dlatego, że piękna działań pro-life nie da się zaatakować, natomiast postawy polaryzujące i agresywne są medialnie atrakcyjne. Ruchy te, mimo iż mówią, że walczą z aborcją, de facto sprawiają swoim działaniem, że ludzie jeszcze bardziej opowiadają się za aborcją.

KAI: Środowiska sprzyjające liberalizacji aborcji deklarują, że jak najbardziej są za życiem, umieszczając je w kontekście przeciwdziałania wojnie czy przemocy domowej. Ale już pytane o życie w fazie prenatalnej, deklarują: „to sprawa kobiety, niech to będzie jej wybór”.

– Sądzę, że lewica zgodzi się ze mną co do jednego: że aborcja nie jest zabiegiem lekarskim jak każdy inny, ale jest zawsze olbrzymim dramatem kobiety, do którego legalizacji ta lewica namawia. Trzeba stworzyć takie warunki na płaszczyźnie prawnej i socjalnej, aby aborcja nie była pierwszym wyborem kobiety. Należy mówić więcej np. o możliwościach oddania dziecka do adopcji. Jestem zszokowany, że dziś aborcja jest bardziej społecznie akceptowana od sytuacji, w której matka oddaje dziecko do adopcji. Panuje opinia: „jesteś wyrodną matką, lepiej już, gdybyś dokonała aborcji niż oddała dziecko”. A powinno być na odwrót. Adopcja jest aktem miłości: urodziłam cię, ale nie jestem w stanie cię wychowywać, więc oddam cię komuś, kto sam nie może mieć dziecka, ale szuka szansy na obdarowanie miłością dziecka poprzez adopcję.

Ponadto bardzo ważna jest rola mężczyzn. W dyskusji na temat aborcji nie mówi się w ogóle o ojcu. Najbardziej makiaweliczne jest w tym wszystkim hasło feministek: „mój brzuch, moja sprawa”. Ono kompletnie pozbawia odpowiedzialności mężczyzny za życie poczęte. „Uprawiam z tobą seks, zachodzisz w ciążę, ale to jest twój brzuch i twoja sprawa”. To jest postawa Piotrusia Pana, który nie bierze odpowiedzialności za życie. Jeśli jest ciąża, to przecież gdzieś ten mężczyzna się pojawił. I jeśli teraz on zapewni kobietę, że mimo trudnych warunków materialnych lub młodego wieku, w jakim oboje są, chce jednak wziąć współodpowiedzialność za dziecko, to ta kobieta nie zdecyduje się na aborcję. Jeśli on będzie ją wspierał, to oboje dadzą radę. Ale jeśli kobieta słyszy: „twój brzuch, twoja sprawa”, to nie dziwię się, że w pewnym momencie pojawia się dramatyczna decyzja: „potrzebuję aborcji, bo sama sobie nie poradzę”.

KAI: Mówimy zatem o ochronie życia w kontekście odpowiedzialności całej rodziny, nie tylko obojga przyszłych rodziców, ale także wspierających ich bliskich.

– Podczas ostatniego walnego zgromadzenia Federacji zaprosiliśmy do przeprowadzenia warsztatów z komunikacji Pawła Wolińskiego, kiedyś działacza stowarzyszenia rodzin wielodzietnych. Jego zdaniem, a powoływał się na badania socjologiczne, decyzja o trzecim, czwartym czy piątym dziecku jest najbardziej krytykowana przez dziadków.

KAI: Dlaczego?

– Sąsiedzi, przyjaciele czy znajomi w pracy cieszą się na taką wiadomość, tymczasem dziadkowie pytają: „jak sobie poradzisz z kolejnym dzieckiem?”. Musimy zatem wrócić do budowania odpowiedzialności za rodzinę. Jest w języku angielskim takie powiedzenie: „it takes the village to raise the child” (potrzeba całej wioski, aby wychować dziecko). Sądzę, że powinniśmy odejść od postawy „twój brzuch, twoja sprawa”, gdzie kobieta jest pozostawiona sama sobie, do podejmowania odpowiedzialności za dziecko przez całą rodzinę. Gdy kobieta poczuje się objęta opieką, tak ze strony państwa, jak i mężczyzny – ojca dziecka, a nie osamotniona, wówczas decyzja o aborcji przestaje istnieć.

Jak lepiej bronić życia w prenatalnej fazie jego rozwoju? Stwarzać takie warunki, aby po urodzeniu dziecka zarówno matka, jak i cała rodzina czuły się objęte opieką, miały godne warunki do życia i wychowania. Jeśli ludzie widzą, że państwo stworzyło warunki do tego, aby to dziecko pojawiło się na świecie, to – powtarzam – decyzja o aborcji nie przyjdzie jako pierwsza czy oczywista. Ludzie potrzebują bezpieczeństwa, pewności, że nie zostaną z dzieckiem niepełnosprawnym sami.

KAI: Jakie działania pro-life planuje obecnie Federacja Ruchów Obrony Życia?

– Z dumą mogę poinformować, że do Federacji wstąpili polscy Rycerze Kolumba – największa organizacja świeckich mężczyzn. Bardzo się z tego cieszymy, gdyż ich decyzja oznacza dla nas dużo większe możliwości działania. Przez najbliższe miesiące bardzo nam zależy na szerokim poparciu obywatelskiej inicjatywy „Stop zakazowi pracy”. Jej celem jest to, aby opiekunowie dzieci z niepełnosprawnością otrzymujący świadczenie pielęgnacyjne, którzy obecnie mają zakaz pracy, mogli pracować, a ci, którzy pracują i przez to nie otrzymują świadczenia pielęgnacyjnego – mogli ubiegać się o wypłatę tego świadczenia miesięcznie. Przez najbliższe trzy miesiące będziemy zbierać podpisy pod tym projektem [szczegółowe informacje na stronie www.stopzakazowipracy.pl – KAI]. Jest to inicjatywa Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, ale Federacja w nią się aktywnie włącza.

KAI: Obecne przepisy dotyczące opieki rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi są zadowalające czy wymagają poprawy?

– Sądzę, że jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Nie mogę powiedzieć, że PiS od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. nie zrobiło nic, ale potrzeba jeszcze wiele, aby dojść do sytuacji, w której rodziny wychowujące dzieci chore i niepełnosprawne będą czuły, że państwo rzeczywiście je wspiera. Na pierwszym miejscu jest wspomniana konieczność zniesienia zakazu pracy.

Jest też kwestia możliwości obejmowania opieką przez hospicja dla dzieci pełnoletnich pacjentów cierpiących na choroby wieku dziecięcego, jeśli przed ukończeniem 18. roku życia nie korzystały z opieki hospicyjnej oraz wprowadzenie możliwości skorzystania z opieki wyręczającej w domowej opiece długoterminowej (obecnie przysługuje tylko w przypadku opieki paliatywnej, która na ogół jest bardziej krótkotrwała).

To prawo piętnuje obecnie rodziny, które podjęły się ciężaru wychowania swojego chorego dziecka. Gdy staje się pełnoletnie, a nie spędziło ani jednego dnia w hospicjum, całkowicie wypada z systemu, a jego rodzice nie mogą skorzystać z opieki wyręczającej. To są rzeczy, którą należy absolutnie zmienić.

KAI: Polska Federacja Ruchów Obrony Życia jest aktywna także na forum europejskich inicjatyw pro-life? Proszę o tym opowiedzieć.

– Funkcjonujemy w tzw. Rejestrze Przejrzystości, który umożliwia dostęp do budynku Parlamentu Europejskiego. Możemy do niego wchodzić, pracować z eurodeputowanymi, uczestniczyć w posiedzeniach grup roboczych PE. Ów dostęp znosi ograniczenia instytucjonalne, dzięki czemu możemy np. uczestniczyć w posiedzeniach komisji parlamentarnych, proponować poprawki do projektów legislacyjnych, kierować poprzez posłów pytania do Komisji Europejskiej, na które ta ma obowiązek odpowiedzieć. Jest to zatem taki pozytywny lobbing „za życiem”.

Natomiast obserwujemy dzisiaj, że niemal każda rezolucja wypracowana w Parlamencie Europejskim ma jakieś odniesienie do tzw. zdrowia reprodukcyjnego lub seksualnych praw reprodukcyjnych, pod czym kryje się dostęp do aborcji. PE wzywa cały czas do tego, aby ta dostępność była jak największa, czyniąc ją tzw. standardem cywilizacyjnym i nazywając wręcz „wartością europejską” i „prawem człowieka”. Prezydencja francuska zgłosiła ustami prezydenta Emmanuela Macrona postulat, aby aborcja została wpisana do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, co byłoby działaniem kompletnie pozatraktatowym. Ale to pokazuje pewne trendy, wedle których aborcja jest czymś, z czym już nie wolno dyskutować. Nie jest już zabijaniem dziecka w łonie matki, ale prawem kobiety, prawem człowieka. Wedle tej logiki, pozbawianie obywateli takiego prawa sprawia, że dany kraj zostaje wyrzucony poza nawias cywilizacji europejskiej.

KAI: Takie postępowanie na gruncie legislacyjnym i definicyjnym zmierza do zmiany myślenia o aborcji?

– Lata temu rozmawiałem z prof. Wandą Półtawską, która, zwracając się do mnie per „człowieku”, przestrzegała: „Uważajcie na język. Pilnujcie go, bo jeśli oni ukradną wam definicje, to wygrają”. Dzisiaj czymś innym jest już np. pojęcie solidarności z kobietą. Nie jest już pod tym pojęciem rozumiana ochrona życia, ale dostęp do aborcji. Aborcja nie jest już zabójstwem, ale prawem człowieka. Takie definicje, dość konsekwentnie stosowane dziś w prawie europejskim – we wszystkich dokumentach, rezolucjach i apelach – mówią o aborcji jak o świętym prawie kobiety. Nie wspominają o tragedii jaką jest śmierć człowieka. Czynią z tego prawo. Tego należy się bać, bo to jest obszar, w którym dokonuje się zmiana świadomości ludzi, zwłaszcza młodych. Bo kto chciałby walczyć z prawami człowieka? Ich przecież trzeba bronić. Jest to swego rodzaju szantaż moralno-prawny.

KAI: Jaka jest rola mediów w promowaniu postaw pro-life?

– Media powinny sprawdzać, w jaki sposób państwo wywiązuje się z obowiązku pomocy i opieki nad najsłabszymi członkami naszego społeczeństwa, czyli rodzinami wychowującymi dzieci ciężko chore lub niepełnosprawne, tak aby nie czuły się one pozostawione same sobie. Myślę, że media poświęcają mało uwagi tym, których głosem powinny być, czyli właśnie najsłabszym. Gdyby skupiały się na tym, a nie na agresywnym przekazie grup antyaborcyjnych, robiłyby dużo więcej dobrego dla społeczeństwa, które wymaga solidarności i pomocy, bo bierze na siebie ciężar wychowania chorych i niepełnosprawnych.

KAI: Rozmawiamy w przededniu Narodowego Dnia Życia (24 marca) i Dnia Świętości Życia (25 marca). O czym w tych dniach powinniśmy pamiętać?

– Te dni są dobrą okazją do tego, aby podziękować swoim mamom. Dopiero, gdy stajemy się matkami czy ojcami, widzimy jak olbrzymi wysiłek trzeba było ponieść, aby wychować dzieci. Tak, aby dorosło, było ubrane, nakarmione, zawiezione do szkoły… Zadzwońmy zatem lub spotkajmy się z naszymi mamami i ojcami, podziękujmy im, że byli i są z nami. Spędźmy ten czas w rodzinie i cieszmy się tym, że żyjemy. Kiedyś Ronald Reagan powiedział: „Zauważyłem, że wszyscy, którzy popierają aborcję, zdążyli się już urodzić”. Dziękujmy zatem za dar życia i spróbujmy zrobić coś, co będzie dobrym uczynkiem dla drugiego człowieka: od drobnego gestu, jak ustąpienie miejsca w autobusie, po sprawy poważniejsze, jeśli mamy na nie czas, jak wsparcie potrzebującej rodziny. Każdy z nas może zrobić coś dobrego, aby nasze społeczeństwo i świat były lepsze. Na tym polega postawa „za życiem”.

KAI: Dziękuję za rozmowę

Źródło: https://www.ekai.pl/jakub-baltroszewicz-ruchy-antyaborcyjne-sa-glosne-my-pomagamy-w-ciszy/
Fot. Alicja Kościesza (KAI)

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *