Listopadowa zaduma skłania nas do refleksji nad przemijaniem i kruchością ludzkiego życia.
Pęd i ponadprzeciętna dynamika ludzkiej egzystencji nie pozwala nam znaleźć chwili na kontemplacje naszego bytu. Bardzo często zapominamy o tym, że nasza obecność na ziemi to nic nieznaczący ułamek wieczności, która ukazuje nam swoje drugie oblicze po śmierci.
Jesień to czas, gdy otaczająca nas przyroda przystaje, przygasa, traci piękno. Zwierzęta przygotowują się do zimowego snu, a flora obumiera, by na nowo odrodzić się wiosną kolejnego roku. Podobnie jest z naszym życiem. Na pewnym etapie przez lata gromadzone kolory blekną, stają się wypłowiałe i nieświeże. To znak, że doczesność dopada również nas.
Dni takie jak Uroczystość Wszystkich Świętych oraz następujące po niej tzw. „Zaduszki” pozwalają nam na chwilę refleksji nad kruchością powierzonego nam przez Boga daru życia. Odwiedzane przez nas groby bliskich, a czasem zupełnie nieznanych nam osób udowadniają, że na ziemi nic nie jest wieczne.
Średniowieczne pozdrowienie chętnie stosowane przez zakonników o bardzo głębokiej i zarazem prostej treści: „Memento mori” jest swego rodzaju apelem. Dzisiaj, wśród wszechobecnego pośpiechu i życiu „jakby śmierci nie było” nabiera szczególnego znaczenia. Jest ostrzeżeniem dla człowieka pogrążonego w pułapce przeświadczenia, że życie na ziemi jest wieczne.
Pamiętaj o śmierci! Jest ona niemożliwą do przekroczenia granicą unicestwiającą wszystkie nasze ziemskie plany i zamiary.
Konrad Mania