„Londyńczycy” – wywiad z ks. prałatem Stefanem Wylężkiem, rektorem Polskiej Misji Katolickiej


W Londynie mieszka około 170 tysięcy Polaków. Pracują, uczą się, wychowują dzieci. Wielu z nich żyje wiarą, a polskie parafie dbają o ich rozwój duchowy. O polskim duszpasterstwie w Londynie Patrycji Michońskiej-Dynek opowiada ks. prałat Stefan Wylężek – rektor Polskiej Misji Katolickiej.

REKLAMA



– Czy czuje się Ksiądz emigrantem?

– Czuję się Polakiem, który mieszka poza granicami swojego kraju. Przez 24 lata pracowałem we Włoszech, w tym 19 lat z Janem Pawłem II. Od 6 lat jestem rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Londynie. Ojciec Święty Jan Paweł II przekazał nam kiedyś bardzo ważną prawdę, że o przynależności narodowej nie świadczy terytorium, na którym się przebywa, ale kultura i język. Dzisiaj w Europie nie ma już żadnych granic, a ja potrzebuję tylko 2 godzin, żeby znaleźć się w domu – w Tarnowskich Górach. Polacy, którzy pracują w Anglii, nie lubią, kiedy nazywa się ich Polonią. Niektórzy są tu dłużej, inni krócej. Jedni przyjechali, żeby zarobić pieniądze i wrócić do Polski, a drudzy starają się o angielskie obywatelstwo, posyłają dzieci do szkoły i chcą tu zostać. Ale nie zrywają łączności z krajem.

– Ponad 20 lat spędził Ksiądz we Włoszech. Mówiąc „dom”, ma Ksiądz na myśli Rzym czy jednak Tarnowskie Góry?
– Jeśli mówię o tęsknocie, to do domu rodzinnego. Kiedy żyli rodzice, starałem się jak najczęściej z nimi być. A dzisiaj są brat, siostra, bratanice, siostrzenice, bratankowie… To jest moje miejsce. Z angielska nazywa się to „home”.  W języku niemieckim mówi się pięknie „die Heimat” – mała ojczyzna, ojcowizna, czyli szkoła, środowisko, które nosimy w sobie. To punkt odniesienia dla każdego z nas. To jest ważne. Z drugiej strony – może dziwnie to zabrzmi, ale ja wszędzie czuję się dobrze, bo w Kościele nie ma obcych ludzi. Jestem człowiekiem Kościoła, a w nim wszyscy jesteśmy u siebie w domu.

– Jak Polacy czują się w Londynie?
– Myślę, że dobrze. Według danych statystycznych mieszka tu około 170 tysięcy Polaków. Jako rektor Polskiej Misji Katolickiej mogę dodać, że mamy 17 parafii. Nie wszystkie są nasze polskie, korzystamy też z angielskich świątyń. Dzięki dobrej komunikacji łatwo jest dotrzeć na liturgię i frekwencja jest spora. Tam, gdzie mieszkam, znajduje się pierwszy kościół, który kupiono w Anglii – Matki Boskiej Częstochowskiej i Świętego Kazimierza. W niedzielę jest pięć mszy św. Kościół nie jest zbyt duży, ale wspólnota jest bardzo żywa. Tak samo jest w innych naszych londyńskich parafiach.

– Czy msze św. odprawiane są w języku polskim?
– Tak, odprawiamy po polsku, ale są i takie parafie, w których funkcjonuje duszpasterstwo polsko-angielskie.  Widać nawet pewną integrację na poziomie parafialnym. To jest takie fidei donum, czyli dar wiary ze strony kościoła polskiego czy Polskiej Misji Katolickiej dla kościoła katolickiego w Anglii, który potrzebuje pomocy w postaci kapłanów. Proszę zauważyć, że w Londynie jesteśmy liczną społecznością. Jako duszpasterz uczestniczę także w spotkaniach przedstawicieli innych narodów. Różnych katolickich narodowych społeczności jest w Londynie ponad 50. To jest wielkie bogactwo, ale oczywiście pojawiają się także różne problemy: organizacyjne czy kulturowe…

– Jakie zatem są największe wyzwania polskiego duszpasterstwa w Anglii?
– Przede wszystkim trudność spotykania się, ze względu na dużą odległość zamieszkania od kościoła parafialnego. Dlatego główny ciężar spotkań i konferencji kładziemy na weekend – piątek wieczorem, sobotę i niedzielę. Kolejna sprawa to lokalizacja naszych spotkań. Dużo łatwiej jest wszystko zorganizować we własnej parafii, gdzie mamy salę spotkań, ale jeśli spotykamy się w parafii angielskiej, musimy pamiętać, że tam toczy się życie według oddzielnego programu. Nie zawsze możemy sobie pozwolić na to, żeby można było się spotkać, kiedy byśmy chcieli. Jednak nie bacząc na to, organizujemy bardzo wiele spotkań, zapraszamy gości z Polski, ludzi, którzy mają coś wartościowego do przekazania na płaszczyźnie wiary, kościoła czy kultury.  Chodzi o to, żeby nie ograniczać się tylko i wyłącznie do kwestii liturgii, która oczywiście jest ważna, natomiast nie jest wyłącznością życia wiary. Wiara musi być wcielona, a nie zawieszona w powietrzu. Wyraża się ona w słowie, kulturze, w różnych formach pobożności. To wszystko sprawia, że potrzebuje uzewnętrznienia – my dajemy taką możliwość.

– Czy polskie parafie organizują dodatkowe zajęcia i katechezę dla dzieci i młodzieży?
– Są dwie możliwości. Na przykład na Devonii mamy blisko 400 dzieci. W sobotę wynajmowany jest budynek szkoły angielskiej i przez 4 godziny odbywają się w nim polskie zajęcia. Zdarza się, że spotkania organizujemy w naszych budynkach parafialnych. Pozwalają one przekazać kulturę, język i polską historię. Prowadzimy też katechezę przed przystąpieniem do sakramentów. Nawet jeśli w szkole jest katecheza, przygotowanie do pierwszej komunii świętej odbywa się w parafii i trwa cały rok. Dzieci przystępują do komunii św. w wieku 9–10 lat – tak, jak w Polsce. Realizujemy program katechetyczny zalecony przez Episkopat Polski. W tym roku mamy bardzo dużo dzieci. Przychodzą do nas także rodzice, którzy dotychczas nie uczestniczyli w życiu parafialnym. Dla nas to bardzo ważne, że możemy z nimi rozmawiać, przekazywać im zasady wiary i budować wspólnotę parafialną. A jeśli chodzi o bierzmowanie, także mamy przygotowanie w parafii. Trwa od kilku do kilkunastu miesięcy, a kończy się kilkudniowym wyjazdem rekolekcyjnym. Chcemy, żeby młodzież zrozumiała, czym jest ten sakrament. Złośliwi mówią, że bierzmowanie to uroczyste pożegnanie z Kościołem w obecności biskupa. Oczywiście, nie wiemy, jak dalej będzie wyglądało życie tych młodych ludzi, ale chcemy ich dobrze przygotować. Prawie co weekend odwiedzam parafię i udzielam sakramentu bierzmowania. Tej młodzieży jest bardzo dużo! Są to radosne spotkania, rozmowy, ważne pytania. Bywają różne okresy w naszym życiu: kontestacji, akceptacji, poszukiwania. Trzeba zadać sobie pytanie, czy chodzi o to, żebyśmy zaliczyli coś, bo taka jest tradycja, czy to wypływa z głębi mnie?

– Czy Polacy na emigracji, na obczyźnie bardziej lgną do Kościoła niż w ojczystym kraju?
– Myślę, że tak nie można postawić sprawy. Lgną do Kościoła, ponieważ są ludźmi wierzącymi, a nie dlatego, że spotykają osoby, które mówią w tym samym języku czy reprezentują tę samą kulturę. W Londynie czy szerzej – w Anglii – jest wiele innych możliwości spotkania Polaków. Kościół, który w naturalny sposób dba także o polskość, kulturę narodową czy o ciągłość historii, jest przede wszystkim wspólnotą wiary. Na tej płaszczyźnie przyjmujemy każdego i staramy się, żeby wzrastał w wierze.


„Pielgrzym” 2016, nr 10 (690), s. 20-21

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *