Miał rację. Gdy zapytałem go kiedyś, czy elektroniczne wersje książek wyprą te papierowe – ze spokojem odparł: „Nie sądzę. Gdyby tak było, to z chwilą powstania telewizji znikłoby radio, a płyty winylowe już dawno przestałyby mieć rację bytu. Książka papierowa będzie istniała zawsze, bo oprócz czytania ma bardzo wiele innych zastosowań”.
Zdziwiłem się wówczas: „Jakich?!”. Uśmiechnął się w swoim zwyczaju i odparł: „Można ją na przykład podłożyć pod głowę, gdy zasypia się w pociągu”. A potem poleciała anegdota o nocnym oczekiwaniu na osobowy do Warszawy w świetlicy dworcowej w Kielcach. Takimi opowieściami mistrz ilustracji Bohdan Butenko mógł sypać jak z rękawa. To właśnie one stały się przyczynkiem pomysłu napisania jego biografii. Ale biografii nietypowej, bo książka „Bohdan Butenko – pinxit i cała reszta” to opowieść jednego faceta o drugim – na przestrzeni kilku dziesięcioleci, w czasie których zmieniał się świat, ludzie i… książki również. To opowieść po części narracyjna, a po części prowadzona w formie dialogu, albowiem absolutną przyjemnością było rozmawiać z mistrzem Butenką– co potwierdzą zapewne ci, którzy tego doświadczyli.
Wykształcenie? Podstawowe niepełne!
Bohdan Butenko (właściwie Bogdan) urodził się w Bydgoszczy w 1931 roku. Jak łatwo policzyć, edukację w szkole powszechnej – jak kiedyś nazywano podstawówkę – rozpoczynał w 1938. Ale ponieważ potrafił już nieźle pisać, czytać i rachować, to rodzice posłali go od razu do drugiej klasy. Fakt ten znacząco wpłynął na dalsze losy ilustratora, ponieważ w swoim dorosłym życiu, gdy przyszło mu wypełniać różnorakie ankiety osobowe, to w rubryce „wykształcenie” wpisywał zawsze „podstawowe – niepełne”. Dodawał wówczas po cichu: „Mam nadzieję, że nie każą mi tego kiedyś odrabiać”.
Z edukacją Bohdana Butenki wiąże się wiele niesamowitych przygód. Od frywolnych żartów i psikusów wyrządzanych profesorom, aż do przygody z egzaminem końcowym na studiach, kiedy przyszło mu bronić dyplomu w pracowni Jana Marcina Szancera. Pan Bohdan lubił się uczyć, ale miał do nauki – jak i do innych dziedzin życia – bardzo zdrowe, acz specyficzne podejście. Na przykład we wspomnianych ankietach osobowych pod pozycją „znajomość języków” wpisywał „polski – słabo”. Gdy go o to zagadnąłem, odparł krótko: „A niech mi pan pokaże Polaka, który mówiłby czysto po polsku i znał ten język tak, jak wykładają na filologii”. Nigdy nie chciał uczyć „rysowania”. Uważał, że każdy, kto porwie się na tworzenie ilustracji, powinien pójść swoją drogą, zachować indywidualizm własnych pomysłów, być autorem, a nie odtwórcą.
Praca na etacie? To nie dla mnie!
Ilustracje, które można byłoby nazwać „zawodowymi”, tworzył przez ponad sześćdziesiąt lat. Lecz na etacie pracował zaledwie dziesięć. Zaraz po studiach otrzymał propozycję objęcia stanowiska redaktora artystycznego w wydawnictwie Nasza Księgarnia. I tu powstał dylemat – jechać na wakacje czy przyjąć zaproszenie? Zwyciężyły względy ekonomiczne. „Praca na etacie dawała pewien komfort, poczucie bezpieczeństwa. Że co miesiąc mogę się stawić w kasie i otrzymam zakontraktowane wynagrodzenie. Co w przypadku młodego człowieka, stawiającego pierwsze kroki w samodzielnym życiu, jest niebagatelne!”. Czy ośmiogodzinny (a czasami dłuższy) rygor pracy „na posadzie” nie ograniczał indywidualnej pracy twórczej pana Bohdana? Gdy spojrzymy na jego dorobek i stwierdzimy, że przez te dziesięć lat pracy w Naszej Księgarni (1955–65) wydano ponad sześćdziesiąt książek sygnowanych „Butenko pinxit”, to jednoznacznie stwierdzimy, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek ograniczeniu. Poza tym współpracując z drukarniami, nabył także niezbędnej wiedzy o tym, co „da się zrobić”, a czego „nie da się zrobić”. Gdy więc w późniejszych latach składał w różnych wydawnictwach projekty książek (bo często oprócz ilustracji proponował, jak mają być złożone i na czym ma polegać ich unikatowość), to mocno obstawał przy swoich pomysłach, ponieważ wiedział, że to „da się zrobić”. Stąd często otrzymywał miano architekta książek. Nieszablonowość pomysłów i absolutnie nowatorskie rozwiązania przy niesamowicie prostej kresce były (i są do dziś) jego znakiem rozpoznawczym. Gdy rozstał się z etatem, mógł w pełni rozwinąć skrzydła. To dlatego uznawany jest za twórcę wszechstronnego, znanego czterem pokoleniom Polaków. Spod jego ręki wyszedł nie tylko Gapiszon (do spółki z Korniszonem, przesympatycznym psiakiem), nie tylko Kwapiszon (nieco zakręcony harcerz), nie tylko fajtłapowata para Gucio i Cezar, ale także mnóstwo innych postaci: ludzi, zwierząt, przedmiotów i czego tylko dusza zapragnie. Według oficjalnych zestawień wydano (razem ze wznowieniami) ponad czterysta pięćdziesiąt książek z ilustracjami Bohdana Buteki! Konia z rzędem temu, kto chociaż po części dogoni mistrza.
Rysunek niczym odcisk palca
Często spotykam się z następującą sytuacją: gdy opowiadam komuś o mojej fascynacji osobą Bohdana Butenki i o jego dorobku, to zdarza się, że mój rozmówca kojarzy, że „dzwoni”, ale nie bardzo wie, „w którym kościele”. Natomiast wystarczy, że do tej opowieści dołączę jakąkolwiek ilustrację mistrza, a twarz rozmówcy natychmiast jaśnieje. „Oczywiście! Znam tę kreskę!” Pamiętam sytuacje, które wydarzały się na spotkaniach Bohdana Butenki z publicznością – w siedzibach bibliotek lub w czasie targów książki. Podchodzili do niego czytelnicy ze swoimi pociechami i oznajmiali: „Moje dziecko uwielbia pańskie ilustracje”. Pan Bohdan cieszył się z tego, ale jeszcze większą radość sprawiało mu, gdy słyszał po chwili: „Ma to chyba po mnie, bo ja, będąc dzieckiem, także kochałem się w pańskich rysunkach. Co ja gadam? Kocham się do dziś!”.
Na czym polega fenomen ilustracji Bohdana Butenki? Te pozornie proste formy niosą ze sobą ogrom przekazu. Jego rysunki żyją, nie pozwalają się zamknąć w ramkach, są częścią wszechświata. Postacie wchodzą ze sobą w przeróżne interakcje, zwierzęta mają mnóstwo cech ludzkich, podobnie zresztą jak przedmioty. Zaskakuje przy tym dbałość o szczegóły – to, co ma się ruszać, jest poruszone, a to, co ma wyrażać radość, wprawia w zachwyt czytelnika. Nie sposób też w krótkich słowach opisać pozostałego dorobku artysty. Są to bowiem projekty lalek, scenografie teatralne, satyry, plakaty filmowe, czołówki filmów i programów telewizyjnych, ilustracje i projekty sztuki użytkowej, a także – jedna z pierwszych polskich animacji telewizyjnych – „Poranek Gapiszona” (1961) – tworzona na taflach zwykłych szklanych szyb. W każdej z powyższych prac Bohdan Butenko zostawił swój odcisk palca. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Łącznie z sygnaturą „Butenko pinxit”, o której niezbyt rozgarniętemu dziennikarzowi radiowemu powiedział z pełną powagą: „To moje drugie imię”.
Ku pamięci!
„Ku pamięci!” to tytuł „Skarbczyka, domowego i indywidualnego tekstów na wszystkie okazje (lub ich brak)”, bogato ilustrowanego rysunkami Bohdana Butenki (ostatnie wznowienie w roku 2009). Ale „ku pamięci!” to także zawołanie, jakże bardzo wskazane w przypadku osoby i dorobku mistrza ilustracji. To właśnie dzięki temu zawołaniu wiosną 2022 przedszkole „Filip i Maja” z Dąbrowy Górniczej zdecydowało się przyjąć imię Bohdana Butenki, a na jednej ze ścian tej placówki z mojej inicjatywy powstał mural upamiętniający pana Bohdana. Wszystko to i jeszcze dużo więcej znajdziecie w książce „Bohdan Butenko – pinxit i cała reszta”, wydanej nakładem wydawnictwa Bernardinum. Zachęcam, żeby po nią sięgnąć. Bo „książka papierowa oprócz czytania ma bardzo wiele innych zastosowań”.
Dariusz Rekosz
„Pielgrzym” [26 listopada i 3 grudnia 2023 R. XXXIV Nr 24 (887)], str. 23-25.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.