Samochodem po lodzie – Sławomir Dynek i Patrycja Michońska Dynek

Rajdy samochodów po zamarzniętych jeziorach – to nowa zimowa zabawa. Ale ścięte mrozem jeziora to zwodnicza pułapka. Czasami łapie nieostrożnych śmiałków.

REKLAMA

Trójkątne żagle bojerów przecinają powietrze na podwarszawskim Zalewie Zegrzyńskim. Zimą to normalne. I pewnie przejechalibyśmy spokojnie dalej, gdyby nie niecodzienny widok. Obok bojerów przemknął samochód. Potem drugi. I kolejny… Coś się nie zgadza. Przecież to jezioro! Sprawdzamy…Parking zastawiony autami. Ledwo znajdujemy miejsce. I pędem na zimową plażę. Zegrze tętni życiem. Łyżwiarze, spacerowicze, dorośli i dzieci. Tłum na lodzie. W powietrzu latają motolotnie. Na zamarzniętej tafli śmigają bojery. I w to tło wgryza się ryk silnika. Po chwili zza cypla wyskakuje pierwszy samochód. Mknie i w poślizgu pokonuje wiraż. Zawraca. I już drugie auto powtarza manewr. W pełnym pędzie. Zarzuca. Ślizga się bokiem kilkadziesiąt metrów. Spod kół tryskają drobiny lodu, tworząc białą kurzawkę. Widowisko pierwszorzędne!Trzeba podejść bliżej. Niepewnie wchodzimy na lód. Wydaje się gruby. Solidna tafla. Wytrzymuje tłum ludzi. Wytrzymuje samochody. Idziemy. Pierwsze kroki. Trzymamy się blisko brzegu. W oczach mamy znaki ostrzegawcze rozstawione na brzegu: „Uwaga. Lód jest kruchy” – ten napis i sugestywna czarna, tonąca postać pozo-
staje gdzieś z tyłu głowy. Samochody wciąż jeżdżą na torze ograniczonym słupkami z opon. Wjazd prowadzi między trzcinami prosto z ulicy. Na jeziorze zobaczyć można jedno sportowe auto. Pozostałe wyglądają na przypadkowych amatorów wrażeń. Czerwony wyścigowy ford zrywa najwięcej kruszyn lodu. Widać, że ma opony z kolcami. I to auto najlepiej trzyma się trasy. Pozostałe wpadają w niekontrolowany ślizg i tańczą.Zalew Zegrzyński to sztucznie utworzony zbiornik. Powstał w 1963 roku. Ma 3 tys. hektarów. Głębokość do 11 metrów. Zalew jest miejscem tłumnie odwiedzanym przez okolicznych mieszkańców i warszawiaków. W wolne dni tętni życiem. Słońce i utrzymująca się mroźna pogoda przyciągnęła także miłośników motoryzacji i wyścigów.Przez jakiś czas obserwujemy kierowców i publiczność. Kibice gromadzą się przy autach, które mają przerwę. Rozmawiają, zaglądają pod maskę. I tu może pojawić się pierwszy problem. Jeśli w jednym miejscu, na kilku metrach kwadratowych stoi auto z kierowcą i pasażerem plus np. 8 osób wokół, to… nagle nacisk na lód zwiększa się kilkakrotnie. Załóżmy: samochód 1200 kg plus 10 osób po 75 kg – to razem daje… prawie 2 tony! Na małej powierzchni. Może lód wytrzyma. Może…Zmierzch zapada szybko. Samochody nadal jeżdżą po lodzie. Ciemność rozświetlają reflektory aut. Dreszczyk emocji się zwiększa. Wciąż pojawiają się nowe auta. Jest nawet… taksówka jednej z dużych korporacji.Rozmawiamy z kierowcami i pasażerami samochodów. Nie mają obaw, że lód się zarwie. Rzeczywiście – pokrywa wygląda na grubą i solidną. Budzi zaufanie. Pytamy, dlaczego zjechali z drogi: „Przejeżdżaliśmy właśnie i zobaczyliśmy samochody na lodzie. Postanowiliśmy też spróbować”. Wielu kierowców trafiło tu przez przypadek.Przerwa. Samochody stoją spokojnie. Cisza. Ciemność. „Szuuuuuuu…” – dziwny, przeciągły szelest zwrócił naszą uwagę. Jakby ktoś sypnął łopatę żwiru. I znowu cisza. Na wszelki wypadek schodzimy z lodu. Szybko…„Na Zalewie Zegrzyńskim pod samochodem zarwał się lód” – taka informacja pojawia się wieczorem w Internecie. Szybko sprawdzamy. Wypadek miał miejsce tam, gdzie odbywały się wyścigi. Na szczęście kierowca i pasażer sami zdołali się uratować, a strażacy wydobyli samochód. Lód zarwał się 200 metrów od brzegu. Obaj mężczyźni mieli gigantyczne szczęście.Dwa dni później jesteśmy w siedzibie Legionowskiej grupy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Siedziba przyklejona do brzegu Zalewu. Z okien widać miejsce, gdzie odbywały się wyścigi. Dzisiaj jest spokój. Pusto. Prezes legionowskiego WOPR, Krzysztof Jaworski, może z nami spokojnie porozmawiać. Trudno mu pojąć, dlaczego ludzie tak ryzykują. – Dwaj młodzi mężczyźni, pod których samochodem zarwał się lód, mieli niesamowite szczęście – mówi. Samochód nie zatonął tylko dlatego, że pod pierwszą warstwą lodu, oddzielona poduchą wody, była druga lodowa płyta. To ona utrzymała auto. To jakby wygrać los na loterii. Prezes Jaworski wymienia wszystkie grzechy popełniane przez zmotoryzowanych śmiałków: – Po pierwsze nie ma bezpiecznego lodu! Lód jest niejednorodny. Może trafić się jakiś cieńszy, może być purchel powietrza… źle sprawdzony lód pod rajdy i poważne obciążenie. Organizatorzy wywiercili zbyt mało otworów sondażowych. Kilka samochodów jeździło w tym samym momencie – a co gdyby doszło do zderzenia? – pyta retorycznie. – Gdyby trzeba było gasić pożar aut albo rozcinać blachy, by dostać się do zakleszczonych ludzi? Ciężki samochód straży na lód nie wjedzie! Niedawno na jeziorze Wałpusz (warmińsko-mazurskie) zginął kierowca. Podczas ślizgu na jeziorze auto zarzuciło na brzeg i uderzyło w drzewo. Choć strażacy w tym przypadku mogli dostać się do auta – na pomoc było za późno. Zamknięte okna samochodów to też poważny błąd. Gdy samochód wpadnie pod lód i uwięźnie między płytami lodowymi, kierowca nie otworzy drzwi. Elektryka w wodzie przestanie działać i okna też pozostaną zamknięte. Czy człowiek – zalewany zimną wodą, w szoku, znajdzie dość siły, by wybić okno? Czy ratownicy zdążą do niego dotrzeć? Legionowscy WOPR-owcy mają poduszkowiec. Jest szybki. To najlepszy transport na lód. Razem z dwoma ratownikami wsiadamy do środka. Maszyna przypomina motorówkę. Jednak zamiast małej śruby pod powierzchnią wody, ma potężne śmigło, które mieli powietrze. Poduszkowiec unosi się lekko nad lodem i już mkniemy w miejsce, gdzie pod samochodem zarwał się lód. Po wypadku nie ma już prawie śladu. Gdzieniegdzie poszarpany lód, na tafli leży kawałek zderzaka. To wszystko. Patrzę na odległość, jaka nas dzieli od brzegu. Naprawdę tych dwóch miało sporo szczęścia. Wrażenie robi świeża szczelina przecinająca lodową skorupę. Lód pracuje cały czas. Napręża się i pęka – tłumaczy Krzystof Jaworski.
Płyty czasami zachodzą na siebie. W takim miejscu łatwo o wypadek. – Niestety nie ma przepisów, które zabraniałyby wjazdu na lód. Policja nie może za to nawet wlepić mandatu. Chyba, że samochód przejechał np. przez plażę, gdzie jest zakaz wjazdu – dodaje szef legionowskich WOPR-owców. Ale kierowcy znajdują inne wjazdy i dlatego Krzysztof Jaworski postanowił na Zegrzu uporać się z problemem w inny sposób. Razem ze Strażą Gminną rozpoznano teren, znaleziono zjazdy i te miejsca zostały „zabarykadowane” betonowymi zaporami. Na pożegnanie pytamy jeszcze prezesa Jaworskiego o ten dziwny dźwięk, który słyszeliśmy w niedzielę, stojąc na zamarzniętym Zalewie. – Taki odgłos czasami wydaje lód, gdy pęka – mówi. Okazuje się, że to wcale nie musi być huk. Robi nam się trochę zimno…

Sławomir Dynek i Patrycja Michońska Dynek

„Pielgrzym” 2017, nr 5 (711), s. 28-29

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *