Światowe Kociewie! – Maja Przeperska

Kociewie zajmuje obszar około trzech i pół tysiąca kilometrów kwadratowych i zamieszkuje go ponad trzysta czterdzieści tysięcy mieszkańców, co oznacza, że jeden procent Polaków to właśnie Kociewiacy! Dlatego już po raz dziewiąty 10 lutego obchodzimy Światowy Dzień Kociewia, który po raz pierwszy ogłoszono w 2007 roku.

REKLAMA


Przyjęta data obchodów Światowego Dnia Kociewia nie jest wcale przypadkowa. – Ma to związek z wydarzeniami, które miały miejsce w 1807 roku. Na Pomorzu trwały wówczas działania wojenne z udziałem wojsk napoleońskich walczących z pruską armią. W meldunku ppłk. Hurtiga do generała Jana Henryka Dąbrowskiego z dnia 10 lutego padło stwierdzenie o wysłaniu patrolu „ku Gociewiu”. Jest to pierwszy znany historyczny zapis o regionie. Kolejne znane zapisy mają już formę „Kociewie” i pochodzą z drugiej połowy XIX wieku. Od tego czasu minęło ponad dwieście lat – mówi Stefan Galiński ze Stowarzyszenia Kultura Kociewia w Starogardzie Gd., który wraz z Piotrem Kończewskim, dyrektorem tczewskiego biura Lokalnej Organizacji Turystycznej Kociewie, na stałe wpisali Światowy Dzień Kociewia do kalendarza.

Grupy etniczne i granice Kociewia
Badania etnografów wskazują na istnienie na Kociewiu kilku grup, które charakteryzują się, bądź charakteryzowały w przeszłości pewną odmiennością wywodzącą się z historii lub warunków terenowych. Kociewiacy zamieszkiwali obszar na południe od Starogardu Gdańskiego. Górale zajmowali obszar od Tczewa w kierunku południowym i zachodnim, aż po Skarszewy. Olendry to nazwa nadana ludności pochodzenia niderlandzkiego, osiedlającej się na nizinach zalewowych wzdłuż Wisły. Ziemie wokół Pelplina i Rudna zajmowali Feteracy. Liczne obszary leśne w zachodniej części zamieszkiwali z kolei Lasacy. Jednak Kociewie, jak każdy region etniczny, nie ma ściśle określonych granic, a przynajmniej bardzo trudno je określić.
– W działalności Lokalnej Organizacji Turystycznej Kociewie posługujemy się określeniem: turystyczne Kociewie. Dla lepszej komunikacji przyjęliśmy, że to w całości powiaty tczewski i starogardzki, dodatkowo gminy: Stara Kiszewa i Liniewo (powiat kościerski), część gmin: Czersk i Trąbki Wielkie, część gminy Śliwice oraz większość powiatu świeckiego. Na tym obszarze mieszka około 340 tysięcy mieszkańców – mówi Piotr Kończewski.
Ale Kociewiacy to nie tylko mieszkańcy Polski. – Z regionem identyfikują się również osoby mieszkające poza granicami kraju: w Niemczech, Irlandii, Anglii, a także w krajach skandynawskich – zaznacza Stefan Galiński. – Ciekawostką jest także grupa Kociewiaków mieszkająca w Nowej Zelandii, mają tam nawet swoje Muzeum Kociewskie! To potomkowie Kociewiaków, którzy wyjechali dawno temu z okolic Starogardu Gd., Czarnocina i Godziszewa i którym nadal bliskie jest Kociewie, mimo że mieszkają na prawdziwym końcu świata…

Strój kociewski i haft
Chabrowy, modry, makowy, miodowy, czerwień i zieleń – to kolory, które najczęściej występują w strojach ludowych Kociewiaków i w hafcie. To dlatego, że właśnie takie barwy występowały w naturze i kociewskim krajobrazie, a strój był tego odzwierciedleniem. W strojach kociewskich haft jednak nie występuje. – To dlatego, że Kociewie nigdy nie było bogatym regionem – tłumaczy Mirka Möller, regionalistka, wielka miłośniczka Kociewia i gwary. – Mamy tu dwie szkoły haftu: Babci Wespowej i Babci Gernyszowej. Występuje w nich masa przepięknych maków, modraków, margaretek w białym i miodowym wydaniu, dużo zieleni, fioletowy oset, kwiaty jabłoni, kwiaty wiśni, słoneczka, serduszka najróżniejsze. Sam haft jest stonowany i dużo w nim czerwieni. Można go zobaczyć przede wszystkim na obrusach i serwetach. Sama mam dwa, wyhaftowane przez naszą kociewską hafciarkę Jankę Dubielę. Żeby odróżnić lewą stronę od prawej, naprawdę trzeba się natrudzić. Nie żałowała nici!
Natomiast strój kociewski, mimo że pozbawiony haftu jest piękny i kolorowy – Dziewczynki zakładają, zaczynając od „szpytów”, czyli nóg, trzewiczki wiązane z przodu do połowy łydki lub buciki z paseczkiem na obcasiku, do tego obowiązkowo białe rajstopy. Potem halki, które zakłada się pod spódnicę, a im więcej tych halek, tym spódnica, czyli „kiereja”, piękniej się układa. „Kiereja” ma ozdobne paseczki u dołu, jeżeli kamizelka jest chabrowa, modra, to paski są też w tym kolorze – wymienia kolejno części garderoby małej Kociewianki Mirka Möller. – Następnie na górę nakłada się białą bluzeczkę z pięknym szerokim kołnierzem i szerokimi rękawami zakończonymi koronkami, zapinaną z przodu na guziczki, czyli na „knafle”. Na to ubiera się „staniczek”, czyli kamizelkę: jedyną w swoim rodzaju, bo żaden inny region takiej nie ma. Z przodu przy zapinkach jest motyw choinki, czyli u nas po kociewsku „chojanki”, i to jest wzór, który bardzo mocno odróżnia nas od innych regionów. Kiedyś dziewczynki na głowę wkładały wianuszki, plotły sobie śliczne warkocze z kokardkami i tak pięknie ubrane chodziły w dniu uroczystości.
Strój starszej kobiety niegdyś nieco się różnił. Kolory były bardziej stonowane niż w stroju dla dziewczynek. Dominowały kolory brunatne, brązy, fiolety, ciemne zielenie. Sam strój był jednolity, zazwyczaj spódnica była o ton jaśniejsza od kamizelki.
Teraz czas na panów. – Chłopacy zakładali na „szpyty” „buksy”, czyli spodnie, były albo całe granatowe, albo écru, z reguły były to jednak spodnie w kratkę szyte ukosem, klapka z przodu na guziczki, buty z wysokimi cholewami, czyli „kuźnioki”. Mężczyzna zakładał białą koszulę z dużym kołnierzem i szerokim rękawem, pod szyją była „szlejfka”, czyli wąska czerwona kokardka, na to kamizelka na metalowe „knafle”, czyli guziki, a na głowę czapka maciejówka. Starsi zakładali baranicę, czyli zimowe ciepłe czapki, i ubierali „cukmany”, czyli płaszcze lekko rozszerzane u dołu ze stójką u góry i z mankietem tego samego koloru na rękawach.
Tak ubrani Kociewiacy chodzili na zabawy, potańcówki, pogrzeby, schadzki, procesje i wesela.

Zabawy i tańce
Na Kociewiu występują, tak jak w innych regionach: poleczki, walczyki, mazurki, chodzone, oberki. Ale są też takie tańce, które występują tylko tutaj.
– Mamy na przykład korkarza. Figury w tym tańcu odzwierciedlają prace, które po kolei wykonywał korkarz – tłumaczy Mirka Möller. – Muszą być zatem krzesane, trochę z podskokiem, przytupem. Niegdyś bardzo popularnym zajęciem było także plecenie koszy, mamy więc taniec zwany koszykarzem, to opowieść o tym, jak się plecie kosze. Jest też piwowar. Taniec, który wykonują tylko dorośli, bo chodzi o chmiel i piwo (śmiech). Taniec opowiada o zabawie mężczyzn, którzy w karczmie piją piwo, potem przychodzą kobiety i jak to one im je zabierają… potem wszyscy bawią się razem. Jest też taniec miotlarz i polka drapana po chruście, bardzo szybka, zwinna, pod taką nazwą występuje tylko u nas. Tańczy się je na kociewskim weselu. Pięknie opisał to ks. Bernard Sychta.

Kuchnia
Kociewie nie należało do regionów zasobnych, ziemie były tu raczej nieurodzajne, dlatego podstawą kuchni były składniki, które każda gospodyni miała pod ręką lub w przydomowym ogródku. W kociewskiej kuchni głównie wykorzystywano ziemniaki, brukiew, kapustę, cebulę i mleko od kozy z własnego chowu. Przygotowywano też potrawy z ryb z kociewskich jezior i rzek. W części borowiackiej wykorzystywano grzyby, owoce leśne i żurawinę, z kolei w południowej części Kociewia, gdzie leży fragment polskiego zagłębia śliwkowego, Dolina Dolnej Wisły, popularne były powidła śliwkowe.
– Ta część Kociewia, czyli wieś Lignowy Szlacheckie, w których mieszkamy od pokoleń ma swoje bogate i wyjątkowe tradycje kulinarne. Elementem charakterystycznym jest smak i zapach rodzimych potraw, które od dziesiątków lat przygotowuje się w ten sam, niezmienny sposób – opowiada Krystyna Gierszewska, autorka książek kulinarnych i prezes Zarządu Stowarzyszenia Kociewskiego Forum Kobiet. – Od najmłodszych lat uczestniczyłam w przygotowywaniu potraw i pomagałam mamie, znanej w okolicy z kulinarnych wyczynów. Pamiętam wiele potraw, sposób ich wykonania, czuję ich smak i zapach. Dziadkowie osiedlili się w Lignowach w roku 1933. Wychowali dwanaścioro dzieci, a babcia dla tak licznej rodziny co tydzień piekła kilka dużych chrupiących bochenków chleba. Słyszałam, że po wyjęciu z pieca opukiwała je, sprawdzając, czy są upieczone i stawiała na ławeczce pod domem, aby wystygły. Pamiętam stojące na strychu drewniane naczynie do wyrabiania ciasta chlebowego, zwane „kopónką”. Z kolei moja mama kilka razy w roku urządzała prawdziwą ucztę dla rodziny i znajomych, szykując różne smakołyki z okazji urodzin, świąt lub innych uroczystości rodzinnych. Wszystkie dania przyrządzała z drobiu własnego chowu (indyki, kaczki, gęsi) lub z baraniny i wieprzowiny też własnej hodowli. Nie wspomnę już o żółciutkim rosole pachnącym warzywami i ryżu z białym sosem i rodzynkami. W kankach od mleka razem z rodzeństwem klepaliśmy gęstą śmietanę tak długo, aż powstało masło. Pamiętam, jak świeże i pachnące smarowane na kromce swojskiego chleba pryskało maślanką. Wędlinę stanowiła lekko podwędzona, a potem parzona, soczysta szyneczka z indyka. Z okazji uroczystości rodzinnych mama piekła różne ciasta, ciasteczka i desery. Często pojawiały się torty, a wśród nich – torcik makowy, który był tak pyszny, że mimo swojej kaloryczności nikt mu się nie oparł. Makowe, lekko wilgotne warstwy upieczonego ciasta (bez dodatku mąki) przekładane były kakaowym kremem masłowym, orzechami, migdałami i siekaną gorzką czekoladą. Cały tort oblany był czekoladową polewą i dekorowany białymi kremowymi różyczkami. Takiego tortu nigdy nie spotkałam w żadnych książkach kucharskich. Przepis ten odziedziczyłam od mamy. Większe uroczystości rodzinne nie mogły obejść się bez deseru zwanego „leguminą” lub „szpajzą”, której bazą były jaja.  Oczekiwane przez gości były też duże, kręcone ptysie wypełnione słodką bitą śmietaną albo miękkie jak wata pączki z marmoladą.  Tradycyjnymi łakociami dni codziennych lub niedziel, szczególnie w okresie karnawału, były grochowinki, ruchanki lub pączki – z rozrzewnieniem wspomina Pani Krystyna. – Grochowinki kociewskie, zwane popularnie chruścikami lub faworkami w 2006 roku zarejestrowałam na Ogólnopolskiej Liście produktów Tradycyjnych Ministerstwa i Rozwoju Wsi.

Co warto zobaczyć?
Kociewie to według Kociewiaków najpiękniejsza kraina na ziemi. Co tu można zobaczyć i gdzie warto się wybrać? – Mamy dużo do zaoferowania: zabytki klasy Pelplina czy Gniewu wraz z ofertą Grodziska Owidz i historią stolicy Kociewia, Starogardu Gdańskiego, do tego dziedzictwo wiślane Tczewa z takimi obiektami, jak: Fabryka Sztuk, Muzeum Wisły czy najnowsza placówka – Centrum Konserwacji Wraków Statków, to sztandarowe nasze propozycje – wymienia Piotr Kończewski. – Poza tym również nadwiślańskie miasta z ich wielowiekowym dziedzictwem, jak Nowe czy Świecie, oraz miejsca przyrodnicze: Arboretum Wirty i Ogrody Ozdobne we Franku. To atrakcyjna alternatywa dla sąsiednich regionów: Kaszub, Powiśla czy nawet pasa nadmorskiego. Zapraszamy!

Maja Przeperska


„Pielgrzym” 2016, nr 3 (683), s. 28-30


Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *