Ta przyjaźń nie potrzebuje słów – Anna Gniewkowska-Gracz

Noc Bożego Narodzenia jest pełna cudów. Ludowe wierzenia mówią, że w Wigilię zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Pewnie każdy z nas jako dziecko czekał na tę chwilę z niecierpliwością. I chociaż nikt takiej mowy jeszcze nie słyszał, nie brakuje ludzi, którzy nauczyli się doskonale porozumiewać ze swoimi podopiecznymi. Zwierzęta bowiem stały się częścią ich życia.

REKLAMA


Siedmioletnia Sara postanowiła, że tym razem nie odpuści. W ubiegłym roku przegapiła właściwy moment. Zasnęła zmożona wigilijnymi wrażeniami nie doczekawszy chwili, w której jej ulubienica Tajga miała przemówić. Dziś będzie inaczej – pomyślała. Dziewczynka pragnęła posłuchać, co też ma jej do powiedzenia młody owczarek kaukaski. Jednak w miarę upływu czasu narastało zwątpienie. Wybiła już północ i dotąd nic wyjątkowego się nie zdarzyło. Pies od dłuższego czasu leżał spokojnie u nóg babci siedzącej w głębokim fotelu przy kominku i szepczącej słowa modlitwy.
– Babciu, babciu – szepnęła Sara. – Powiedz mi, proszę, ty przecież wiesz, ty wszystko wiesz… Dlaczego Tajga nie odezwała się dotąd ani słowem? Może jest chora, a może po prostu mnie nie lubi?
– Widzisz, moja droga, zwierzęta na swój sposób mówią do nas codziennie, tylko my nie potrafimy albo nie chcemy ich słuchać. Oprócz słów odczytują nasze gesty, mowę ciała, posiadają niezwykłą zdolność wyczuwania charakteru i nastroju człowieka. Karmimy, troszczymy się o nie, a one odwdzięczają się wiernością i przywiązaniem. Swoim zachowaniem sygnalizują to, co dzięki wyostrzonym zmysłom odbierają doskonalej niż człowiek. Dlatego twój pies, gdy wyczuje zagrożenie, zawsze stanie w twojej obronie, a kiedy zbliża się pora twojego powrotu ze szkoły, on wyczekuje wesoło merdając ogonem, by cię powitać, kiedy tylko przekroczysz próg domu. Ten język staje się dla nas czytelny, kiedy tylko uwrażliwimy swoje serce na potrzeby tych Bożych stworzeń, których los w wielkiej mierze zależy od nas.

W dobrym nastroju
Nie tylko psy przywiązują się do swojego właściciela. Podobne cechy wykazują zwierzęta hodowlane. Rozpoznają opiekuna po głosie i ubiorze. Zaprzyjaźniony gospodarz z Brzeźna Wielkiego opowiadał kiedyś, jak bardzo zaskoczyła go reakcja byków, gdy pewnej niedzieli po powrocie z kościoła zajrzał na chwilę do obory. Miał na sobie odświętne ubranie, w jakim zwierzęta nigdy go wcześniej nie widziały. Te spokojne na co dzień, blisko osiemsetkilogramowe zwierzaki zaczęły szarpać się na uwięzi, ryczeć i złowieszczo nadstawiać łby. Uspokoiły się, kiedy do nich przemówił.
Krowy jako zwierzęta bardzo wrażliwe doskonale wyczuwają samopoczucie opiekuna. Kiedy ten codzienne oprzątanie wykonuje ze złością i obchodzi się z nimi szorstko, dają mniej mleka. Spostrzeżenie to wykorzystano w niektórych gospodarstwach na Zachodzie, gdzie w oborach puszcza się bydłu muzykę relaksacyjną, by wprowadzić je w dobry nastrój. Krowy pilnują skrupulatnie pory karmienia, do której zostały przyzwyczajone. I niechby tylko gospodarz spróbował zaspać. Nie dość, że swym rykiem wypędzą go z łóżka, to jeszcze dowie się o tym cała wieś. Hodowca jest jednak nie tylko tym, który karmi, ale również tym, który leczy. Niejednokrotnie posiada umiejętność wykonania podstawowych zabiegów weterynaryjnych, by ulżyć zwierzęciu w cierpieniu.
Nic dziwnego, że zgodnie ze staropolską ludową tradycją gospodarze dzielą się ze swoim dobytkiem wigilijną wieczerzą. Resztki potraw razem z opłatkiem zanosi się bydłu i innym zwierzętom domowym, życząc im zdrowia i doczekania następnych świąt Bożego Narodzenia. Najstarsi rolnicy pamiętają jeszcze, że przed laty podczas Adwentu księża w wiejskich parafiach, obok tradycyjnych, rozprowadzali także specjalne opłatki przeznaczone dla zwierząt.

Obok nas
Troski i pomocy ze strony człowieka potrzebują też czasem zwierzęta dzikie. Trudne są dla nich zwłaszcza zimy, kiedy śnieżna powłoka utrudnia zdobycie pożywienia. Dzięki staraniom myśliwych regularnie prowadzone jest dokarmianie mieszkańców lasów. Takie sezonowe akcje to jedynie skromna część statutowej działalności ludzi zrzeszonych w kołach łowieckich.
Kiedy mowa o myśliwych, niejako automatycznie nasuwa się skojarzenie z polowaniem. Mimo że oni sami traktują swoje zajęcie w kategoriach sportu, odstrzałów zwierzyny leśnej nie prowadzi się dla przyjemności. Czasem jest to przykry obowiązek. Myśliwy przede wszystkim musi kochać przyrodę i odnosić się do niej z szacunkiem.
Jak tłumaczy Jan Radomski, myśliwy z Koła Łowieckiego „Słonka” w Starogardzie Gdańskim, zarówno polowania zbiorowe, jak i indywidualne służą naturalnej selekcji osobników słabszych, cherlawych, niedoskonałych genetycznie. Dzięki eliminacji takich sztuk zapobiega się ich rozmnażaniu, a w efekcie osłabianiu gatunku.
Blisko dwudziestoletnia praktyka myśliwska pozwala J. Radomskiemu dostrzegać zmiany zachodzące w przyrodzie. – Ona zmienia się dosłownie na naszych oczach – przekonuje. – Sprawcą zamieszania w przyrodzie staje się człowiek wycinający lasy pod infrastrukturę i budownictwo mieszkaniowe. Poszerzając własną przestrzeń życiową ogranicza naturalne środowisko życia zwierząt. Na drogach przecinających lasy każdego dnia pod kołami samochodów giną sarny, dziki, lisy, bobry. Bezmyślnie dokarmiane przez ludzi łabędzie nie odlatują na zimę. Podczas siarczystych mrozów giną zamarzając na miejskich akwenach. Przykłady można mnożyć.

* * *

Zrobiło się bardzo późno. Sara zasnęła na kolanach babci. Ciekawe, co zapamięta z tej lekcji…

Anna Gniewkowska-Gracz


„Pielgrzym” 2009/2010 nr 26 (524), s. 12-13

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *