Przylądek Rozewie

Jeszcze do niedawna szczycił się mianem najbardziej wysuniętego na północ krańca Polski. Po licznych badaniach naukowych przywilej ten został mu jednak odebrany i przyznany Jastrzębiej Górze. Nie szkodzi! Wciąż istnieje mnóstwo powodów, dla których warto odwiedzić Przylądek Rozewie.

REKLAMA


Urwiste klifowe wybrzeże porośnięte jest ponad dwustuletnimi bukami. Wiekowe drzewa pamiętają czasy, gdy Półwysep Helski i jego okolice zamieszkiwali głównie rybacy, a latarnia morska w Rozewiu, wówczas największa nad całym Bałtykiem, była ważnym drogowskazem dla statków płynących wzdłuż polskich wybrzeży. Świeciła potężnymi reflektorami, oznaczając marynarzom drogę do portu. Pomorze, należące do mieszkających tu od wieków Kaszubów, ogromnie zafascynowało Stefana Żeromskiego. Pisarz postanowił dowiedzieć się jak najwięcej o zwyczajach mieszkającego tu ludu. Owocem jego częstych pobytów na wybrzeżu jest powieść „Wiatr od morza”, będąca częścią „Trylogii Nadmorskiej”. Legenda głosi, że Żeromski napisał ją właśnie w Rozewiu. W rzeczywistości książka powstała w Warszawie, jednak ze względu na sentyment, jakim pisarz darzył Pomorze, rozewska bliza została nazwana właśnie jego imieniem.

Samochód zostawiam na parkingu. Potrzebuję kilku minut drogi lasem, żeby moim oczom ukazała się latarnia. Jej wierzchołek sięga daleko ponad szczyty okalających ją buków, ale nie zawsze tak było. Około czterdziestu lat temu idące w górę drzewa zaczęły ją znacząco przysłaniać, dlatego też podjęto decyzję o jej podwyższeniu. Kiedyś bezsprzecznie stanowiła główny punkt orientacyjny polskiego wybrzeża. Z tablic informacyjnych dowiaduję się, że pierwsze wzmianki o latarni pojawiły się już w XVII wieku – wtedy ukazała się szwedzka mapa Zatoki Puckiej, a Rozewie oznaczono jako miejsce, w którym pali się światło dla marynarzy. Współczesna bliza powstała dwa wieki później. Dziś gromadzi tłumy wycieczkowiczów (znajduje się tu także Muzeum Latarnictwa), którzy wspinają się na jej szczyt, by zobaczyć najbliższą okolicę z lotu ptaka.

A jest co podziwiać. Z wierzchołka rozewskiej latarni rozciąga się bajeczny widok na Półwysep Helski. I pomyśleć, że jeszcze kilkaset lat temu nie był on zwartym lądem, lecz łańcuchem wysepek! Porastają go głównie prastare sosny, które dają cień zgrzanym po całym dniu plażowiczom. Wciąż dużo tu dzikiej przyrody. Mierzeja Helska w niektórych miejscach jest tak wąska, że mieści jedynie drogę, chodnik i tory kolejowe (jak na przykład w okolicach Kuźnicy). Potem, w Jastarni, rozszerza się, by w Juracie ponownie nieznacznie się zwęzić. Najszerzej jest na Helu – by dostać się na sam cypel, strudzeni upałem wczasowicze mogą skorzystać z meleksów.

Powoli schodzę w dół. Zwiedzając latarnię, bez trudu można zauważyć jej związki ze Stefanem Żeromskim. W wystawionych na piętrach gablotach zgromadzone są pamiątki po pisarzu – rękopisy dzieł, stare zdjęcia.

U jej podnóży postawiono natomiast popiersie artysty. To jednak nie wszystko, co w Rozewiu możemy zobaczyć.

Tutejsza latarnia morska stanowiła część całej osady, do której należała między innymi piekarnia-wędzarnia, przez lata dostępna dla rodzin latarników. Wypiekano w niej chleb i wędzono ryby. Pięknie odrestaurowany budynek stoi do dziś i jest dostępny dla zwiedzających.

Zbliża się wieczór. By dostać się do samochodu po opuszczeniu latarnianej osady, wchodzę w gęsty, bukowy las. Gdzieniegdzie, w prześwitach drzew, przemykają po niebie mewy i jaskółki. Przy odrobinie szczęścia można tu zobaczyć także sokoły, jastrzębie, a nawet orły. Jest lato, więc wędrówki ptaków nie są jeszcze tak intensywne. Za to już jesienią zawładną całym nadmorskim niebem. Przylądek Rozewie ze względu na swoje położenie jest jednym z ich głównych szlaków. Ptaki zaczną tworzyć harmonijne klucze, by spokojnie dolecieć do celu. Chyba że wpadną w światło latarni morskiej – wtedy zgubią na moment szyk, by – po wydostaniu się z promieni – z powrotem go odzyskać. Taką prawidłowość odkryli tutejsi latarnicy, którzy znają to miejsce jak nikt inny.

Małgorzata Motyka / blog www.pokraju.com.pl


„Pielgrzym” 2016, nr 17 (697), s. 30-31

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *