Skąd się biorą grzeczne dzieci? – Dagmara Kamińska

Świat wartości, dobrze wpojonych zasad i przede wszystkim wzajemna miłość to klucz do wychowania dziecka, a w przyszłości dojrzałego człowieka.

REKLAMA

Od czasu do czasu w szkole, wśród znajomych czy nawet w przychodni lekarskiej ktoś z pewnym zdziwieniem pyta mnie, jak to się dzieje, że moje dzieci są takie grzeczne. To prawda – nie mamy z nimi  większych problemów wychowawczych. Oczywiście jedne uczą się lepiej, inne gorzej, jedne chętniej wykonują polecenia, inne sporo się buntują, sprawiając, że musimy czasami stawić się w szkole, a inne nigdy nie przyniosą zwykłej uwagi w dzienniczku. I jeśli dobrze rozumiem pytających, tak naprawdę nie chodzi o grzeczność, czyli dobre wychowanie, ale o to, że my jako rodzice mamy u dzieci spory autorytet.

Jednak kiedy podejmuję próbę odpowiedzi, bywa, że  słuchacze najpierw przyglądają mi się ze zdziwieniem, później zaczynają lekko się uśmiechać, aż w końcu tracą zainteresowanie. I wcale mnie to nie dziwi, bo to, co mówię, może wydawać się dziwne, śmieszne, a nawet głupie. A jednak metoda jest na tyle skuteczna, że przynosi dobre rezultaty.

Chronić

Staramy się chronić nasze dzieci przed telewizyjno-komputerowym  stylem życia. Jeżeli nie wiecie, dlaczego, to przejrzyjcie choćby kilka kanałów telewizyjnych lub parę popularnych portali internetowych. Co znajdziecie? Atak na rodzinę, atak na Kościół, wszelkie patologie i promocję przemocy, pieniądza i seksu jako najważniejszych elementów życia. Nie przesadzam, wystarczy obejrzeć poranną telewizję śniadaniową, każde popularne talk-show lub któryś z filmów od lat dwunastu. Nie, nie jesteśmy radykałami zabraniającymi dzieciom oglądania telewizji czy używania Internetu. Ale mamy na to sposób. W naszym dużym domu jest jeden telewizor ustawiony w połączonym z kuchnią salonie. Taka sytuacja powoduje, że nasze dzieci (my zresztą też) nigdy nie są pozostawione z telewizyjnym programem sam na sam. Wszystko, co się pojawia na ekranie, jest dobrym punktem wyjścia do rozmowy zmuszającej do myślenia o tym, czy to, co proponuje telewizja i jak ona ukazuje świat, jest prawdą i czy niesie za sobą jakąkolwiek wartość. A, i jeszcze jedno – nigdy nie włączmy telewizora w czasie posiłków i wizyt gości.

W domu mamy też komputery z dostępem do Internetu, bo przecież trudno wyobrazić sobie bez nich funkcjonowanie. Ale oba stoją w dużym holu, w którym za plecami pracujących czy bawiących się w wirtualnym świecie osób nieustannie poruszają się domownicy (ta zasada nie dotyczy studentów, pracującej mamy czy taty robiącego przelewy – oni mogą skorzystać z laptopa). Takie działanie likwiduje wiele problemów powodowanych przez nieograniczone możliwości, jakie przynosi internetowy świat.

Oczywiście wiemy, że zagrożenia eliminujemy tylko w pewnej części i do pewnego wieku, ale warto spróbować.

A książki? Owszem, czytamy. Harry Potter? Tak, ale razem, na głos. Wiedźmin? Tak, ale po długiej dyskusji na temat relacji dobra i zła i jeszcze dłuższej – na temat języka literackiego i jego wartości.

Wsparcie

O wsparciu, jakie dajemy dzieciom, pisałam już kilka razy. Do tej kategorii zaliczyłabym ogromne ilości rozmów na wszelkie tzw. trudne tematy. Rozmawiamy o seksie (w zależności od wieku i potrzeb), stawiając tym samym opór temu, co proponuje szkoła. Rozmawiamy o aborcji, eutanazji, pedofilii, in vitro, zaczynając od tłumaczenia, co znaczy samo słowo i dlaczego to, co można przeczytać w popularnym tygodniku, usłyszeć w TV, zobaczyć w Internecie, nie jest koniecznie prawdą. Uczymy selektywnego podejścia do informacji, a nie przyjmowania jej jako pewnika. Staramy się, by dzieci myślały, a nie łykały „sieczkę” z podręczników, filmów czy od kolegów. Dodajemy odwagi w wypowiadaniu własnego zdania i pomagamy, jeśli to zdanie jest ośmieszane czy lekceważone. Chyba uczymy, że niekoniecznie źle jest być outsiderem.

W świecie wartości

Przekazujemy dzieciom wartości, w jakie sami wierzymy. Wycieczka szkolna w niedzielę? Tak, ale z możliwością uczestnictwa we mszy św. Dużo nauki? Trudno, ale w niedzielę lekcji nie odrabiamy. Celebrujemy rodzinnie święta i nie wyjeżdżamy na wakacje w czasie Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy, a także wspólnie idziemy na cmentarze 1 listopada. Wieszamy flagę w święta narodowe, uczestniczymy w wyborach, dyskutujemy o polityce. Uczymy szacunku do przełożonych, a jednocześnie samodzielnego myślenia i krytycznego podejścia do sytuacji pojawiających się w życiu.

Po co to robimy?

Nie chcemy, aby niewinność naszych dzieci została poddana zniszczeniu, jakie niesie promocja filozofii gender w każdej dziedzinie życia. Nie chcemy, aby nasze dzieci uznały, że państwo jest bogiem mającym prawo decydować, co i dla kogo jest najlepsze. Nie chcemy, aby zrobiono im wodę z mózgu, sprawiając, że na zawsze pozostaną mentalnie na poziomie dwunastolatków wierzących w każde słowo padające z ekranu.

Czy to się sprawdza?

Zdecydowanie tak. Nasze dzieci, mimo że przechodzą przez okres buntu i negowania każdej naszej decyzji, są samodzielne, myślące i bez względu na drogę, jaką obierają w życiu, darzą nas szacunkiem.

Dagmara Kamińska

„Pielgrzym” 2017, nr 4 (710), s. 22-23

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *