To jest moje życie…

Sztuka wpisana jest w jego życie. Franciszkanin o. Tomasz  Jank, rektor kościoła Świętej Trójcy w Gdańsku oraz przełożony klasztoru braci zakonnych OFMConv., łączy swoje powołanie z twórczą  pasją – maluje, projektuje i tworzy witraże w obiektach kościelnych, zajmuje się też grafiką.

REKLAMA

Na rozmowę z ojcem Tomaszem umówiłam się w klasztorze przy pięknej późnogotyckiej świątyni Świętej Trójcy w Gdańsku. Pytaniami prowokuję franciszkanina do odpowiedzi na wiele pytań dotyczących wyboru drogi życiowej, odkrywania malarskiej pasji i łączenia tego w spójną życiową całość. Ojciec Tomasz urodził się w 1966 roku w Mściszewicach, jak mówi – w najpiękniejszym miejscu na ziemi, gdzie literalnie zaczęło się wszystko. Już jako dziecko miał zdolności plastyczne, które rozwijał w ognisku plastycznym w Lęborku, do którego miał stosunkowo niedaleko z Łęczyc, gdzie zamieszkał z rodziną. Do dziś mieszkają tam jego rodzice. Ojciec jest krawcem i niejedną sutannę i habit już w życiu uszył. Potem było liceum sztuk plastycznych w Gdyni-Orłowie, które ukończył w 1986 roku. W tym samym roku rozpoczął nowicjat u ojców franciszkanów w Krakowie.
– Fascynacja św. Franciszkiem rozpoczęła się jeszcze w Lęborku, gdzie miałem kontakt z ojcami franciszkanami – wspólne wyjazdy na rekolekcje, obozy. Kiedy patrzę na swoje życie, to jest ono absolutną fascynacją tym Świętym, która trwa do dzisiaj. Historia jego emocji, odkrywania Pana Boga, dramat człowieka poszukującego dróg do spełnienia swoich marzeń, a potem jego sposób rozumienia Ewangelii, jest mi bardzo bliski – mówi o. Tomasz.
Studia filozoficzno-teologiczne odbył w Krakowie, a święcenia prezbiteratu otrzymał w 1993 roku w Gdańsku, właśnie w kościele Świętej Trójcy, którego obecnie jest rektorem. W czasie studiów ukończył też międzynarodowy kurs konserwacji zabytków w Wenecji. – Po święceniach zostałem przez siedem lat właśnie tu, w Gdańsku, potem pięć lat byłem w Poznaniu i znowu trafiłem do Gdańska. Swoje powołanie staram się realizować na wielu płaszczyznach. Bardzo lubię pracę z młodzieżą. Dziewiętnaście lat prowadziłem duszpasterstwo akademickie. Sporo razem przeżyliśmy – spływy kajakowe, górskie wędrówki, wyprawy rowerowe po całej Europie i wspólne rekolekcje w Asyżu, notabene wybieram się tam z grupą rekolekcyjną kolejny raz na przełomie kwietnia i maja – mówi o. Tomasz.
W 1998 roku ukończył z wyróżnieniem gdańską Akademię Sztuk Pięknych na wydziale malarstwa i grafiki w pracowni prof. Kiejstuta Bereźnickiego, a rok później Studium Konserwacji Sztuki Kościelnej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Obronił też rozprawę doktorską z historii sztuki. Pochłania go bez reszty zlecona przez prowincjała renowacja kościoła Świętej Trójcy, co wpisuje się w jego pasję. Nie porzucił też pracy twórczej. Stanowi ona część jego życia. W dziedzinie artystycznej zajmuje się malarstwem i grafiką, a ostatnio również witrażem. Większe realizacje wykonał w Gdańsku, Gdyni, Darłowie, Koszalinie, Lublinie, Czerniachowsku (Rosja), Padwie (Włochy) i w Pompano Beach na Florydzie. Miał także kilkanaście wystaw indywidualnych z zakresu malarstwa i grafiki w kraju i za granicą. Jest też autorem kilku książek z zakresu historii sztuki. Obecnie o. Tomasza najbardziej pochłania projektowanie i wykonywanie witraży. – Nie jest to łatwa praca, to proces twórczy, który czasami spędza sen z oczu. Ludzie widzą efekt końcowy, coś, co zaczyna istnieć swoim życiem, dla mnie natomiast to prawdziwa emocjonalna przygoda – mówi mój rozmówca. Zachwyca się witrażami w gotyckich kościołach oraz misternie wykonanymi witrażami Stanisława Wyspiańskiego w krakowskim kościele franciszkanów.
Do tej pory największe swoje witrażowe realizacje pozostawił w kościele franciszkanów w Koszalinie, w kościele brata Alberta w Gdańsku na Przymorzu i w kościele w Kokoszkach oraz w kaplicy sióstr betanek w Kazimierzu Dolnym. Mówi, że sztuka nie może być zbyt nachalna, ma intrygować człowieka, ale symbole stworzone z kolorowych szkieł muszą być na tyle czytelne, żeby prowadziły do Prawdy.

Anna Mazurek-Klein

„Pielgrzym” 2017, nr 6 (712), s. 28-29

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *