Jak wybrać dobry lokal i zjeść smacznie – Sławek Walkowski

– Idziemy coś zjeść! – pewnie nie raz krzykniecie tak w nadchodzące wakacje. A chwilę potem zaczniecie się zastanawiać, jaki lokal wybrać.

REKLAMA

Mam dla was kilka rad. Pomogą wam. Chyba że wolicie po prostu wejść do pierwszej napotkanej po drodze knajpy. Albo stanąć w kolejce po frytki i kiełbasę przy wyjściu z plaży. W takim razie odpuście sobie czytanie. Ale jeśli wam zależy…

Przede wszystkim sprawdźcie opinie danego lokalu. Możecie to zrobić w aplikacji Google, Tripadvisor, Facebook. Ja zawsze sprawdzam i zaczynam od najnowszych oraz najgorszych. Jeśli przed tygodniem ktoś się w tym barze zatruł lub czekał na danie przez półtorej godziny, spokojnie można sobie wizytę odpuścić. Nie warto. Inaczej traktuję jednak recenzje samego jedzenia. Większość ludzi po prostu się na nim nie zna. Jeśli przez całe życie pan Mirek dostawał w domu upieczoną na wiór roladę wołową, a pani Kasia rozgotowany makaron, to te prawidłowo zrobione dania uznają za półsurowe lub przynajmniej niedogotowane. Opisów ze zdrobnieniami typu „jedzonko” czy „smaczniutko” w ogóle nie biorę pod uwagę, bo pisały to osoby noszące koszulki z tęczowym jednorożcem, które uważają, że są najmądrzejsze i najmodniejsze. Czytam pozytywne i negatywne opinie, dłuższe, merytoryczne, po których widać, że autor jednak ma jakieś pojęcie.

Sprawa następna: drużyna. Jeśli idziecie na rodzinny obiad, z pewnością znacie preferencje swoich bliskich i tu nie będzie niespodzianek. Jeśli jednak wybieracie się w gronie przyjaciół i znajomych, warto poznać choć pobieżnie ich gusty. Bo może się zdarzyć, że wpadniecie do jakiejś stekowni, z radością zamówicie pierwsze kufle, a nagle usłyszycie cichy głos Weroniki: „Ale ja przecież jestem wegetarianką”. Być może wtedy Maciek zaśmieje się i huknie, że przecież Werka może sobie zjeść frytki, ale Werka jedynie się wkurzy i trzaśnie drzwiami, a za nią pobiegnie wasza żona, i wspólny radosny posiłek uleci w siną dal. Dlatego najlepiej iść do restauracji, która daje w miarę szeroki wybór i obok potrawki z wieprzowiny będzie pieczony bakłażan z hummusem.

Zdarzają się też niezdecydowani. Są najgorsi. „Hmm, no nie wiem, na co mam ochotę” – od 10 minut Darek kręci głową nad menu, a wy najchętniej wysadzilibyście go w powietrze. Najlepszym wyjściem jest przestać się z nim kolegować. Możecie też zasugerować mu coś, na przykład niech zamówi kotlet de volaille. Dania z kurczaka (Denmark from chicken, nie żartuję, widziałem takie coś w części menu „po angielsku”) zostały stworzone specjalnie dla niezdecydowanych.

Kolejna rzecz: czystość. Lokale prowadzone przez brudasów należy omijać z daleka. A najlepiej zburzyć je buldożerem. Nikt nie chce przez tydzień leżeć na stalowym łóżku i gapić się w zagrzybiony szpitalny sufit z rurką w nosie. Jeśli w lokalu brzydko pachnie, powietrze jest przesycone tłuszczem, jest kurz, poplamione okna, a spody stolików mają poprzyklejane gumy do żucia, czym prędzej uciekajcie. Z drugiej strony, unosząca się wśród gości woń płynu do toalety też nie wróży niczego dobrego. Właśnie, brudna toaleta. Jeśli obsługa nie potrafi zadbać o tak podstawową rzecz, to nie jest warta płacenia jej za jedzenie. Na koniec kilka szybkich strzałów. Dwieście pozycji w menu? To oznacza, że żadna nie będzie przygotowana jak należy. Kelner nie potrafi nic powiedzieć o potrawach? Zatem nikt go nie nauczył, czyli właściciele mają to w nosie i was lekceważą. Obsługa jest niemiła? To jest bezczelność i brak szacunku, wyjdźcie. Aha, byłbym zapomniał: omijamy szerokim łukiem bary podające ryby na wagę. Tutaj najpierw zamawiamy, a cenę poznajemy przy odbiorze dania. To jest bardzo zła praktyka.

Sławek Walkowski

„Pielgrzym” [23-30 czerwca 2024 R. XXXV Nr 13 (902)], str. 37.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *