Byłem na targu. Kupiłem pęczek szparagów. Potem poszedłem do hipermarketu i tam na dziale warzyw były szparagi. Kupiłem następny pęczek.
Tak po prostu. Bo jestem szaparagoholikiem. Ten nałóg wcale nie jest taki zły. Jedyna jego negatywna strona to opróżniony portfel, bo na razie ceny pęczka wahają się od 18 do 22 zł. W niedzielę zasiedliśmy do stołu i na przystawkę zjedliśmy szparagi owinięte w plastry hiszpańskiej szynki iberico jamon, skropione oliwą i posypane solą oraz pieprzem, zapieczone w piekarniku. Potem były sznycle z indyka w pietruszkowym pesto z risotto ze szparagami. A na deser… no nie, szparagi już nie. Ciasto czekoladowe z ananasem. Ale tak, są desery ze szparagami. Poszperajcie w sieci.
No dobra, cóż to jest ten szparag? Roślina, wiadomo. I jak większość roślin kwitnie i owocuje. Nas interesują młode pędy. To one wychylają swoje główki na wiosnę spod kopców i w tym stanie są jędrne i soczyste. Potem stają się łykowate, drewniane i niejadalne, aż przekształcają się w krzewy i umierają. Można je jeszcze zebrać, pociąć i spalić w kominku, żeby się ogrzać. No, ale wcześniej można je zjeść.
Szparagi spokojnie wytrzymają kilka dni w lodówce. Oczywiście nie w mojej. Jeśli jednak zwiędną, to sposób na to ma pani Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Diva polskiej kuchni XIX wieku w swoim dziele „365 obiadów” napisała o szparagach ciekawe rzeczy, m.in. to, że zwiędnięte możecie zakopać w ogródku albo w piwnicy, tak na dwie stopy głębokości – odkopane po 42 godzinach będą jak świeże. Pani Lucyna zaręcza.
Szparagi możemy zjeść od razu na surowo. I nie, nie jest to propozycja jakiegoś zarośniętego freeganina owiniętego kocem, sypiającego w lisiej norze i grzebiącego w śmietniku. Surowe szparagi je się na przykład w Toskanii. Najczęściej jednak je gotujemy, krótko, by nie straciły swojej chrupkości i jędrności. Także się je smaży, dusi i piecze. Zupy z nich są świetne, tarty i zapiekanki oraz sałatki również wyśmienite. Przepisów jest tyle, a każdy z nich wytworny i ponętny. Najwspanialsza jest chyba jednak klasyka, szparagi z sosem holenderskim. Albo sosem pomarańczowym. Sos berneński również się nada, szczególnie gdy obok warzyw spocznie stek z polędwicy wołowej.
Po zjedzeniu szparagów w toalecie poczujemy siarkę. Te warzywa zawierają takie aminokwasy, które w naszych organizmach zamienione zostają na związki zawierające siarkę. I według badań na świecie potrafi to wywąchać co piąta osoba. Oraz wszyscy Chińczycy.
Tak, najwięcej szparagów na świecie produkuje się w Chinach. Uprawy zajmują tam sporo miejsca. Wyobraźcie sobie pole szparagów większe od całej Warszawy. Nieźle. Szkoda tylko, że w Państwie Środka prawie całą produkcję pakuje się do puszek i słoików. Wybaczcie, ale akurat te konserwowane warzywa są tak atrakcyjne do jedzenia jak wersalka. W przeciwieństwie do producentów wszystkiego, Niemcy zdecydowaną większość szparagów wkładają prosto w swoje germańskie usta, cmokają i mruczą, że są „wunderbar”. To ich nieoficjalne danie narodowe. Nie piwo i kiełbasa z kapustą, którą radośnie bekają, tylko szparagi. Wydają na nie sporo pieniędzy, kilka lat temu aż 175 milionów euro. Cena pęczka potrafi pokonać magiczne 10 euro.
Zatem nie zdziwcie się, gdy tysiące Niemców będą pędzić w swoich oplach i volkswagenach przez mosty na Odrze i Nysie, wymachując widelcami, krzycząc „Für Spargel”, a co niektórzy nawet „Allah akbar”. Spokojnie, to nie wojna. To nawet nie inwazja. Oni po prostu przyjadą na obiad. Bo łakną szparagów po zaledwie kilkanaście złotych za pęczek.
Sławek Walkowski
„Pielgrzym” [28 kwietnia i 5 maja 2024 R. XXXV Nr 9 (898)], str. 37.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.