Na talerzu papka z czegoś tam. Nieważne. Istotne jest to, że w papce jest wszystko i nie ma emisji CO2. Podoba wam się taki obiad?
Naukowcy nie próżnują. Gdzieś głęboko pod ziemią, w tajnych laboratoriach, wśród szumu generatorów i w świetle ostrych lamp ludzie w białych fartuchach wpatrują się w okulary mikroskopów, ekrany komputerowe, kręcą różnymi gałkami i mieszają kolorowe substancje. Czasami coś wybuchnie, ktoś zostanie porażony prądem, na zewnątrz wymsknie się jakiś zjadliwy patogen albo na światowych rynkach pojawi się rewolucyjny model odkurzacza, który zużywa mało prądu i świetnie wygląda, ale nie odkurza. Spokojnie, to wszystko dla naszego dobra, aby żyło nam się lepiej, wygodniej, prościej i dostatniej. Naukowcy codziennie odkrywają kolejne tajemnice wszechświata, wymyślają rewolucyjne rozwiązania i odsuwają groźbę naszej przypadkowej śmierci o kolejne sto lat. Ich genialne wynalazki nie omijają również jedzenia. To oni wymyślili mleko, które dwa tygodnie po otwarciu kartonu nie kwaśnieje. To oni stworzyli proszek, z którego zrobimy buliony, galaretki, budynie, kaszki, sosy, napoje, jajka, ziemniaki i zupy. W każdym sklepie mamy szeroki wybór gotowych dań, nawet kuchni egzotycznych, które nigdy się nie psują.
Naukowcy, dzielnie walczący z problemami tego świata, z troską pochylają się nad hodowlami krówek, świnek, kur, owiec i kóz. Hasłem przewodnim jest CO2. Hodowle te emitują dwutlenek węgla, a on sprawia, że klimat się zmienia (kiedyś się ocieplał, teraz już tylko się zmienia). Naukowcy w ponurych podziemnych laboratoriach wymyślają zatem fantastyczne rzeczy, jak wołowe hamburgery z groszku czy też kotlety schabowe z komórek macierzystych. Część z nich przekonała przywódców wielu krajów, że owady niekoniecznie muszą zaspokajać apetyty tylko jerzyków, ryjówek i pstrągów, a usmażone czy zmielone ubogacą dietę wrażliwych, światłych i bojących się o przyszłość świata ludzi.
Ale to jeszcze nic. Niech się schowają klopsy z probówek, chipsy z liści i klonowane owce. Oto przedstawiam ryż wołowy, tadam! Naukowcy z Uniwersytetu Yonsei w Korei Południowej wpakowali komórki mięśniowe i tłuszczowe do ziaren. Te dojrzewały sobie przez 11 dni, a potem zostały dokładnie przebadane. Zdaniem południowokoreańskich naukowców ryż wołowy ma o 8 procent więcej białka i 7 procent więcej tłuszczu w porównaniu do zwykłego. Przy jego produkcji do atmosfery trafia o wiele mniej dwutlenku węgla niż z hodowli krów. W dodatku jest o wiele tańszy niż mięso. Gdyby trafił do naszych sklepów już po opracowaniu jego linii produkcyjnych, to kosztowałby jakieś 9 zł za kilogram.
Jak znam naukowców, pod hasłami walki z głodem, walki o klimat, o zrównoważone uprawy oraz wolność, braterstwo i socjalizm, niebawem wpakują do ryżu jeszcze kilka dodatków i w efekcie zamawiając roladki wołowe ze szparagami z sosem sojowym na ryżu, dostaniemy… papkę z ryżu. A w niej będzie wszystko. Podoba wam się taki obiad?
Teraz czekam na odpowiedź polskich naukowców. Musimy przecież pokazać, że jesteśmy w czołówce krajów, niosących w świat kaganek postępu ku świetlanej przyszłości. Proponuję wyhodować schabowe ziemniaki. Wepchnij, nasza rodzima kadro naukowa, komórki świnki do komórek ziemniaka. Dzięki temu na niedzielny obiad każdy dostanie piękną, sycącą bulwę, pachnącą naszym narodowym kotletem. Ach, zapomniałem! W smutnych peerelowskich czasach, gdy ten upragniony schabowy wjeżdżał na stół podczas niedzielnego obiadu, to u mnie w domu zawsze był podawany z mizerią. A zatem musicie wcisnąć w kartofla jeszcze ogórka i śmietanę. No, do pracy, rodacy!
Sławek Walkowski
„Pielgrzym” [3 i 10 marca 2024 R. XXXV Nr 5 (894)], str. 37.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.