Mamy nowy rok, a to oznacza nowe trendy w wielu dziedzinach życia. Także w świecie kulinariów.
Czego doświadczymy w tym roku? Przede wszystkim wysokich cen. Gospodarka to naczynia połączone. Skoro drożeje energia i gaz, to włączenie pieca czy grilla będzie nas kosztować więcej. Więcej zapłacą hodowcy kur, krów i świnek, bo muszą ogrzać i oświetlić od czasu do czasu swoje gospodarstwa, a i pasze są coraz droższe. Rolnicy uprawiający warzywa wysupłają grube zwitki banknotów, bo ceny nawozów najprawdopodobniej znowu wzrosną. Możemy się spodziewać, że cena benzyny raczej nie spadnie i nie mamy co liczyć na rowery oraz zaprzęgi końskie o ładowności ciężarówki. A zatem nie jest to dobra wiadomość, będzie drożej. Jedzenie będzie sporo kosztować. Tak w sklepach, jak i w barach czy restauracjach. Trudno robić zakupy w ciemności i dość niekomfortowo jeść przy pokrytym szronem stole. Właściciele lokali nie mają wyboru – albo podniosą ceny, albo zamkną swój interes. Inflacja nie odpuści. Prąd, gaz i ceny najmu są teraz głównym wrogiem gastronomii. W porównaniu do 2022, w minionym roku cena pizzy w Polsce wzrosła około 10 procent. Czy pójdzie w górę w tym roku? Zapewne tak, dlatego nie zdziwią nas jej ceny we Włoszech podczas wakacji, bo będą takie jak u nas, a może nawet niższe.
Co zrobimy? Według badań aż połowa z nas będzie przede wszystkim patrzyła na ceny. W zamian za tańsze zakupy czy niższy rachunek w bistro będziemy skłonni zrezygnować z produktów ekologicznych, zrównoważonego handlu i bardziej ekstrawaganckich zachcianek. Na szczęście, apetytu nie stracimy. Bardzo polubiliśmy kuchnię fusion, a szczególnie wersję „z ziemi włoskiej do Polski”. Chętnie zamawiamy i będziemy zamawiać pizzę z bryndzą, pierogi z suszonymi pomidorami i ricottą czy risotto z kurkami. Nie spadnie zainteresowanie potrawami wegetariańskimi czy wegańskimi. I coraz częściej będziemy szukać do zjedzenia potraw, które zobaczyliśmy na portalach społecznościowych. A także tych, które jedzą i polecają tzw. influencerzy. Osobiście nie interesuje mnie, jak ktoś je i potem opowiada, jak to smakuje, bo wolę sam spróbować. Ale moda jest modą, a czasy mamy cyfrowe.
Trend, który podbije rok 2024, to mood food. Jeszcze niedawno posiłki comfort food miały przywoływać wspomnienia i nastrajać nostalgicznie. Mood ma nam poprawiać nastrój. Jedzenie ma nam przynieść dobry humor. Wydaje mi się, że po smacznym posiłku człowiek automatycznie jest pozytywnie nastawiony do świata, zatem mood food nie jest wynalazkiem czasów obecnych, tylko epoki, w której wielki kawał pieczonego mamuta wywoływał uśmiechy na twarzach. Dalej nie minie popularność sezonowości i stawiania na produkty od lokalnych rolników. Na topie wciąż będą idea niemarnowania niczego (zero waste) oraz trend do nieużywania białego cukru. W modzie pozostaną drinki bezalkoholowe, produkty poprawiające naszą odporność na choroby, grzyby i kuchnia koreańska.
Ludzie posiadający fortuny z wielką chęcią będą sięgali po trunek komandora Jamesa Bonda w wersjach dziwnych, jak np. pomidorowe martini. Jak wynika z prognoz światowych portali opiniotwórczych, całymi chochlami czerpać będą czerwony kawior oraz zagryzać homarowymi czipsami zrobionymi z ziemniaków ube i posypanymi czarną solą hawajską lub czarną solą truflową. Na danie główne pożerać będą tatar lub steki z najlepszej na świecie wołowiny wagyu i sięgać po desery z japońskiego owocu yuzu. Mam głęboką nadzieję, że my wszyscy dołączymy do tego grona sybarytów, czego w Nowym Roku sobie i wam bardzo serdecznie życzę.
Sławek Walkowski
„Pielgrzym” [7 i 14 stycznia 2024 R. XXXV Nr 1 (890)], str. 37.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.