Zabijemy was, jeśli…

Peruwiańskim góralom przynieśli opiekę lekarską, drogi, bieżącą wodę i… Chrystusa. Z tego powodu stali się wrogami numer jeden komunistycznych terrorystów ze Świetlistego Szlaku. W grudniu przypada druga rocznica beatyfikacji pierwszych polskich misjonarzy, którzy zginęli śmiercią męczeńską.

REKLAMA


Pariacoto − peruwiańska wioska w Andach, bez elektryczności, bieżącej wody, telefonu, radia. Jest 9 sierpnia 1991 roku. Dwaj franciszkanie z Polski − Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek – odprawiają wieczorną mszę św. W tym samym czasie do wsi wkraczają partyzanci ze Świetlistego Szlaku. W domu parafialnym pod lufami karabinów przez kilka godzin terroryści próbują „wytłumaczyć” zakonnikom, że religia to „opium dla ludu”, a oni sami są narzędziem w „kolonizacji kraju przez Zachód”. Misjonarze nie chcą współpracować. Mówią komunistom o Jezusie i potrzebie pokoju. Krótka narada i decyzja: wyrok śmierci. Związani zakonnicy zostają brutalnie wepchnięci do samochodu. Kierunek − pobliski cmentarz. Franciszkanie giną od strzałów w tył głowy. Na plecach o. Zbigniewa kartka papieru z napisanymi jego krwią słowami: „Tak giną pachołki imperializmu”. Gdy partyzanci odjeżdżają, na miejscu egzekucji pojawiają się miejscowi. Zabierają ciała i usypują kamienną mogiłę z prowizorycznym krzyżem. Czternaście lat później polscy misjonarze zostają ogłoszeni błogosławionymi. 

Zbyszek i Michał, czyli los padres
Zbyszek i Michał, gdy wyjeżdżali z Polski, mieli około trzydziestu lat. Był rok 1989. „Położona w górach andyjskich, w ich części pustynnej, Pariacoto była misją trudną. Wymagała wytrwałości i siły. Misjonarze duszpastersko obsługiwali kilkadziesiąt małych miejscowości rozsianych w górach, nawet na wysokości 3 tys. metrów n.p.m. By odwiedzić swoich parafian, nierzadko wyruszali na tygodniowe wyprawy” − mówi o. Piotr Stanisławczyk OFMConv. Wieść o tym, że do wsi przybyli długo oczekiwani los padres, rozeszła się błyskawicznie. Młodzi andyjscy górale z marszu zaczęli pomagać przy remoncie lokalnej świątyni i domu parafialnego. Franciszkanie nie pozostawali dłużni. „Szybko okazało się, że mają szczególne charyzmaty. Zbyszek wspaniale zajmował się ludźmi starszymi i chorymi. Miejscowi nazywali go »doktorkiem«, ponieważ organizował dla nich pomoc medyczną. Michał z kolei gromadził wokół siebie dzieci i młodzież. Wielu tych młodych ludzi cierpiało głód i miało podstawowe braki w edukacji. Michał zakładał świetlice socjoterapeutyczne, gdzie andyjska młodzież mogła zjeść ciepły posiłek oraz uczyć się czytać i pisać” − opowiada o. Stanisławczyk. Duchowni pomagali również miejscowej ludności w budowie infrastruktury – mostów i dróg, a także uczyli nowoczesnych metod gospodarowania na roli. Wraz z franciszkanami w Pariacoto pojawiły się elektryczność, radio i telefon, a oni sami… zostali wrogami numer jeden komunistycznych terrorystów.

Psy na latarniach
Na początku była ich zaledwie garstka. Niczym gąbki chłonęli nauki Abimaela Guzmána, charyzmatycznego profesora prawa i filozofii. To właśnie ten wysublimowany lewicowy intelektualista i wykładowca akademicki na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powołał do życia Świetlisty Szlak, jedną z najbardziej radykalnych i bezwzględnych organizacji komunistycznych w dziejach ludzkości. „Nie było w nim miłości do Peru, lecz chęć wojny z peruwiańskim społeczeństwem” – pisał o Guzmánie Ryszard Kapuściński. Podopieczni profesora zaczęli działalność od krwawego przesłania: w peruwiańskiej stolicy – Limie, na latarniach powiesili zwłoki psów, symbolizujące kapitalistów. Później było już tylko gorzej. Komunistyczna partyzantka prowadziła ataki terrorystyczne na bazy wojskowe i patrole policji, budynki urzędów, szkoły, sądy, mosty, linie energetyczne i kolejowe. Terroryści dokonali także zamachu z użyciem samochodu pułapki w ekskluzywnej dzielnicy Limy Miraflores. W eksplozji zginęło dwadzieścia pięć osób. Działania Świetlistego Szlaku nie skupiały się wyłącznie na dużych miastach. Grupą, na której zamierzali oprzeć swą rewolucję, byli peruwiańscy chłopi. Jednak wbrew oczekiwaniom komunistów mieszkańcy wsi pozostali sceptyczni wobec utopijnych haseł. Chłopi powołali nawet tak zwane Rondas Campesinas, czyli oddziały samoobrony, które podjęły walkę z terrorystami. Odpowiedź Świetlistego Szlaku była bezwzględna. Nieposłuszni mieszkańcy wiosek byli masakrowani. Z rąk komunistów ginęli wszyscy, także kobiety i dzieci. Świetlisty Szlak w czasach swojej największej aktywności wymordował około 30 tys. rodaków.

Najpierw groźby, potem śmierć
Przeszkodą dla zaprowadzenia na peruwiańskiej prowincji komunistycznych „porządków” okazali się polscy misjonarze. Terroryści ze Świetlistego Szlaku zarzucali im imperializm, „na którego czele stoi papież Polak”. Twierdzili także, że zakonnicy, „głosząc pokój i podejmując działania ewangelizacyjne oraz charytatywne, usypiają lud po to, aby masy nie podejmowały zrywu rewolucyjnego”. „Komuniści wierzyli, że można wprowadzić w Peru dobrobyt, ale najpierw należy doprowadzić obywateli do skrajnego ubóstwa i niezadowolenia. Tylko w ten sposób ludzie chwycą za broń, nastąpi rewolucja, a w konsekwencji zapanuje prawdziwy komunizm. Misjonarze stanęli na drodze w realizacji tych utopijnych założeń” − tłumaczy o. Stanisławczyk. Najpierw były groźby: „Jeśli nie opuścicie misji, to was zabijemy”. Nawet miejscowy biskup przyjechał do Pariacoto, by ostrzec polskich franciszkanów. „Musicie stąd uciekać. Ja nie mam takiej władzy, by was ochronić”. Wtedy bracia odpowiadali: „Tutaj nas posłał Chrystus. Do tych ludzi. Jeśli my ich opuścimy, nikt po nas nie przyjdzie. Nasze życie jest w rękach Pana Boga”. Skazany w 2006 roku na dożywotnie więzienie Abimael Guzmán zeznał, że decyzja o zabiciu franciszkanów została podjęta na wysokim szczeblu organizacji, ponieważ uznano ich działalność za szczególnie groźną. Guzmán, będąc jednym ze świadków procesu beatyfikacyjnego, potwierdził też, że oo. Michał i Zbigniew byli „ludźmi autentycznej i bezkompromisowej wiary”. W ostatnich słowach swoich obszernych zeznań nagranych w peruwiańskim więzieniu i przesłanych do Watykanu przywódca peruwiańskich komunistów stwierdził, że zlecenie zabójstwa zakonników było wielkim błędem i poprosił katolików o wybaczenie popełnionej przez jego ludzi zbrodni.

Obrońcy przed terroryzmem
Oo. Michał i Zbigniew zostali wyniesieni na ołtarze 5 grudnia 2015 roku. „Są szczególnymi patronami w czasach, gdy przeżywamy różne niebezpieczne sytuacje związane z terroryzmem. Nie tylko tym globalnym, ale także terroryzmem »w białych rękawiczkach«, którego doświadczamy od naszych bliskich, pracodawców, współpracowników, a także od samych siebie” − podkreśla br. Jan Hruszowiec OFMConv, promotor kultu męczenników z Pariacoto. „Ludzie szybko odczytali bardzo prostą logikę: skoro oni zginęli z rąk terrorystów, to teraz będą się wstawiać za nami w obronie przed terroryzmem” – dodaje. „Jeśli jest taka wola Boża, męczennicy z Pariacoto zostaną wyniesieni na ołtarze jako święci. Jeśli ktoś doświadczył prawdziwego cudu za ich wstawiennictwem, niech napisze do nas i da temu świadectwo” – apeluje br. Hruszowiec. Łaski i cuda otrzymywane za wstawiennictwem męczenników z Peru można zgłaszać na adres: Prowincja św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych, ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków, telefon: +48 12 428 62 80, e-mail: misje@franciszkanie.pl.

Jan Hlebowicz


„Pielgrzym” 2017, nr 25 (731), s. 28-29

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *