Po prostu zło – Jan Hlebowicz

Związek Sowiecki z wielu względów nie zdecydował się na zbrojną interwencję w Polsce w grudniu 1981 roku. To polscy towarzysze – z Wojciechem Jaruzelskim na czele, własnymi rękami mieli rozprawić się z Solidarnością.

REKLAMA

W trzydziestą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Wojciech Jaruzelski decyzję z 13 grudnia 1981 roku określił mianem „mniejszego zła”. „Spowodowana była ona wyższą koniecznością. Stan wojenny stał się ocaleniem przed wielowymiarową katastrofą. Gdybym w identycznych okolicznościach miał dziś decydować, uczyniłbym to samo” – powiedział. Trzy lata później Adam Michnik na łamach amerykańskiej agencji prasowej „Associated Press” podkreślał: „Kiedy masz wybór między stanem wojennym a rosyjską interwencją militarną, nie ma co się zastanawiać. Jest jasne, że ta druga opcja stanowi mniejsze zło”. Czy rzeczywiście wprowadzenie stanu wojennego uchroniło Polskę przed militarną interwencją Związku Sowieckiego, jak twierdzą obrońcy Jaruzelskiego? A może powtarzany rokrocznie argument jest niemającym żadnego pokrycia w rzeczywistości mitem?

Morderstwa, pobicia, więzienie
Od 13 grudnia 1981 roku do 22 lipca 1983 roku z rąk milicji oraz SB zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób. W Gdańsku pierwszą ofiarą fatalnej decyzji Jaruzelskiego był Antoni Browarczyk, kibic Lechii Gdańsk, członek duszpasterstwa dominikańskiego. 16 grudnia w czasie demonstracji został trafiony w głowę wystrzelonym pociskiem. Miał dwadzieścia lat. Kilka miesięcy później w wyniku wybuchu petardy rzuconej przez ZOMO zginął Piotr Sadowski, dwudziestodwuletni stolarz z Portu Gdańskiego. Andrzej Grzywa zmarł w męczarniach. Podobnie jak Grzegorz Przemyk został zakatowany przez milicjantów. Do dziś niewyjaśniona pozostaje sprawa Jana Samsonowicza, działacza Ruchu Młodej Polski, którego ciało znaleziono powieszone na bramie Stoczni Gdańskiej. W czasie stanu wojennego internowano kilka tysięcy działaczy opozycji i Solidarności, którzy na długi czas musieli pozostawić swoje rodziny bez opieki i środków utrzymania. Podobnie było w przypadku Stanisława Danielewicza, autora recenzji zamieszczonej w „Dzienniku Bałtyckim”, w której początkowe litery kolejnych akapitów czytane z góry na dół tworzyły zdanie „Wrona skona”. Akt ten został uznany za wrogi wobec Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON), a redaktor Danielewicz został pozbawiony wolności aż na 9 miesięcy, mimo że miał na utrzymaniu żonę i trzymiesięczną córkę. Nierzadko w gorszej sytuacji od internowanych „starych” opozycjonistów byli młodzi ludzie − uczniowie szkół średnich i studenci, którzy kolportowali bibułę, brali udział w tzw. przerwach milczenia czy bronili obecności krzyża w szkolnych murach. Za swoją działalność trafiali do więzień − czasami na kilka miesięcy. Wyroki odsiadywali z pospolitymi kryminalistami, byli bici i poniżani. Brutalne przesłuchania, groźby, brak kontaktu z rodziną łamały ducha, zaprzepaszczały kariery, doprowadzały do uszczerbku na zdrowiu i psychice, zmuszały do emigracji.

Będziecie musieli nam pomóc
Analizując skalę represji, Wojciech Jaruzelski do końca życia utrzymywał, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była wyższą koniecznością, ponieważ chroniła Polaków przed sowiecką interwencją w PRL, która „pochłonęłaby znacznie więcej ofiar”. Tymczasem żaden z badaczy nie znalazł dotychczas dowodu na to, by ktokolwiek w Moskwie planował w 1981 roku inwazję na Polskę. Takich dokumentów nie znaleźli ani Władimir Bukowski, szef komisji do zbadania zbrodni Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, ani Wasilij Mitrochin, archiwista KGB, który z ogromnym zbiorem dokumentów uciekł w 1992 roku do Wielkiej Brytanii. Tezie o groźbie sowieckiego ataku przeczą między innymi stenogramy Komisji Susłowa. Rozmowy pomiędzy kierownictwem PRL oraz przedstawicielami ZSRS wskazują, że to towarzysze sowieccy naciskali na rozwiązanie problemów z Solidarnością siłami wyłącznie polskimi. Te same stenogramy wskazują gen. Jaruzelskiego jako stronę nieustannie zabiegającą o pomoc militarną Związku Sowieckiego. Mit mniejszego zła obalają również „zeszyty robocze” gen. Anoszkina, ukazujące Jaruzelskiego jako człowieka, który gotów był wezwać wojska sowieckie, byle tylko uratować rządy komunistyczne w Polsce. „Jeśli robotnicy wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne, gdyby to miało ogarnąć cały kraj, to wy (ZSRS) będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady” – miał mówić I sekretarz KC PZPR. Sprawę przypieczętował 29 października 1981 roku Jurij Andropow, ówczesny szef KGB. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC KPZR zakomunikował: „Towarzysze polscy wspominają o pomocy wojskowej ze strony bratnich krajów. My jednak powinniśmy trwać zdecydowanie przy naszej decyzji o niewprowadzaniu wojsk do Polski”. Z czego wynikała obawa Sowietów przed zbrojną interwencją w Polsce? Z ujawnionych niedawno raportów CIA wynika, że wszyscy obawiali się przede wszystkim wielkiego rozlewu krwi. Spodziewano się, że część Ludowego Wojska Polskiego przeszłaby na stronę Solidarności. Gdyby tak się stało, liczba ofiar byłaby olbrzymia, a to musiałoby się spotkać z ostrą reakcją wolnego świata, przede wszystkim USA. „Interwencja w Polsce groziła zniszczeniem resztek więzów gospodarczych łączących blok wschodni z Zachodem. Związek Sowiecki był wówczas zależny od dopływu dewiz za eksport paliw. Odcięcie od tego źródła finansowania, prowadzące do «uduszenia się» sowieckiej gospodarki, miało z pewnością duże znaczenie dla planowania strategicznego Moskwy” – twierdzi dr Paweł Piotrowski, pracownik Wojskowego Biura Historycznego. Nie należy zapominać także, że w tym czasie, wciąż trwał wyczerpujący militarnie i gospodarczo Związek Sowiecki konflikt zbrojny w Afganistanie. Słowem, żadna interwencja zbrojna w Polsce nie wchodziła w grę. Jak wyjaśnia Rudolf Pichoja, w latach dziewięćdziesiątych szef Archiwów Rosyjskich „kierownictwu ZSRS pozostawało wywieranie nacisku na polskie władze”.

Sprawiedliwość?
Odbywająca się przez lata manifestacja przed domem Jaruzelskiego nie wynikała z nienawiści, lecz bezsilności. Rodziny ofiar stanu wojennego oraz wszyscy aresztowani, bici, zastraszani nie pragnęli widoku szefa WRON za kratkami, tylko jego sprawiedliwego osądu. Tymczasem twórca stanu wojennego, powołując się na zły stan zdrowia, systematycznie odmawiał stawienia się przed wymiarem sprawiedliwości. Jednocześnie miał na tyle siły, by co roku hucznie, w otoczeniu politycznych notabli świętować swoje urodziny. Jaruzelski nie doczekał sądu za zbrodnie komunistyczne, o które był oskarżony. Został pochowany z honorami na warszawskich Powązkach. Pośmiertne odebranie stopnia generalskiego stanowiłoby symboliczne zadośćuczynienie tragedii wszystkich ofiar stanu wojennego i ich najbliższych.

Jan Hlebowicz

„Pielgrzym” 2017, nr 26 (732), s. 29-29

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *