Pamięć – Adam Hlebowicz

Przed ponad dwoma laty na łamach „Pielgrzyma” pisałem o jednym z ostatnich żyjących niezłomnych okresu powojennego – Józefie Bandzo pseud. „Jastrząb”. Podpułkownik zmarł przed kilkunastoma dniami w wieku 93 lat.

REKLAMA


Był żołnierzem III, a potem V Brygady Wileńskiej Armii Krajowej. W okresie okupacji walczył pod wodzą Gracjana Fróga pseud. „Szczerbiec”, po wojnie u boku legendarnego majora „Łupaszki” Zygmunta Szendzielarza. Te ostatnie oddziały przez kilka miesięcy 1945 i 1946 roku były aktywne w Borach Tucholskich, przeprowadzając tam kilkanaście udanych akcji skierowanych przeciwko władzy komunistycznej. W wolnej już Polsce „Jastrząb”, jeden z niewielu, któremu udało się dotrwać do tego czasu, wielokrotnie uczestniczył w marszach szlakiem bojowym słynnego majora, a także często spotykał się z młodzieżą. Dla wielu młodych ludzi stał się prawdziwym bohaterem. Aresztowany w PRL w latach 60., przesiedział w więzieniu 16 lat. Gościłem i ja podporucznika Józefa u siebie w Borach. Było to kilka godzin niezapomnianych opowieści o rajdach i akcjach, a także niezwykle ciekawe porównywania Wileńszczyzny i Pomorza, tamtejszych puszcz i tutejszych lasów.

Józef Bandzo zmarł przed kilkunastoma dniami w wieku 93 lat. Po śmierci został awansowany do stopnia podpułkownika. Jego marzeniem było zostać pochowanym w wojskowym mundurze. Kłopot w tym, że powojenna partyzantka nie posiada munduru, dopiero teraz projektowany jest taki uniform. Dobrze, że „Jastrząb” – inaczej niż jego wielu kolegów z partyzantki – miał uroczysty pogrzeb wojskowy, na którym pojawiło się bardzo dużo wiernej mu młodzieży.

Obchodziliśmy niedawno 60. rocznicę Powstania Węgierskiego. To niezwykłe wydarzenie połączyło przed laty polski i węgierski naród. Zaczęło się od protestu robotników w Poznaniu. Padły strzały ze strony milicji i UB. Potem zwolniono z więzienia Gomułkę, który stanął na czele państwa. Węgrzy solidaryzujący się z wydarzeniami w Polsce wyszli na ulice. Podobnie jak my chcieli wolności, niepodległego państwa i niezależności od ZSRS. Wtedy ta wolność była niemożliwa do spełnienia. Na Węgry wtoczyły się sowieckie tanki i powstanie zostało krwawo stłumione. Symbolem niewinnie przelanej krwi stała się Ilona Tóth, młoda lekarka, która w czasie powstania zaangażowała się w działalność ochotniczej służby zdrowia. Po upadku rewolucji Ilona została aresztowana i fałszywie oskarżona o zabójstwo funkcjonariusza bezpieki. Wyrok śmierci wykonano na niej w czerwcu 1957 roku. Miała wtedy 25 lat.

Światowa premiera sztuki „Ilona Tóth”, przygotowana przez Narodowy Teatr Węgierski, miała premierę w Warszawie kilka dni przed jej prezentacją w Budapeszcie. To niezwykły gest wspólnej pamięci, przenoszący wydarzenia sprzed ponad półwiecza do teraźniejszości.


„Pielgrzym” 2016, nr 23 (703), s. 5

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *