Piosenka Stanisława Syrewicza pt. Śpiewać każdy może w mistrzowskiej interpretacji Jerzego Stuhra do dziś śmieszy. Podobnie pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, oczywiście – jednak powinien to czynić dobrze.
Z pisaniem, jak ze śpiewaniem – jedni to robią dobrze, a inni gorzej. Denerwuje nas jednak, gdy ktoś fałszuje. Podobnie jest z pisaniem. Gdy ktoś nie potrafi zbyt dobrze posługiwać się słowem i nie trafia we właściwe
nuty, to mówimy wówczas, że jest grafomanem. W nowoczesnym społeczeństwie umiejętność czytania i pisania należy do podstawowych i niemalże niezbędnych. Jednak są takie formy pisania, które wymagają przede wszystkim talentu
i natchnienia, np. poezja. Jest też takie pisanie, które domaga się umiejętności i znajomości zasad np. popularyzowanie historii, pisanie sztuk teatralnych lub pisarstwo naukowe.
Współcześnie cierpimy na nadmiar książek napisanych bez polotu dla zaspokojenia narcystycznych ambicji autora, natomiast niewiele jest literatury na poziomie, która uczy, bawi, podnosi, inspiruje i zmusza do myślenia. Ostatnio coraz częściej spotykam spisaną historię różnych miejscowości i parafii. Z podziwem przyjąłem wydrukowanie pewnej kroniki parafialnej, co bez wątpienia dla parafian stało się okazją do lepszego poznania i utrwalenia historii. W większości są to prace potrzebne, dobrze opracowane i ciekawie napisane, ale niestety trafiają się też takie, od czytania których oczy łzawią, serce boli od zmarnowanej szansy, a głowa pęka od niekompetencji i bałaganu w wiadomościach.
Żeby nie pozostać gołosłownym podam przykłady. Zleceniodawcą i sponsorem wydania książki jest jakiś pan X, dlatego w tekście książki owemu panu X poświęcono sporo miejsca i znalazły się jego zdjęcia, a z kolei pan Y, który miał ogromne zasługi dla opisywanego dzieła został pominięty. To jest poważne nadużycie, a nawet kłamstwo, które dyskredytuje całą publikację. W innej pracy jeden życiorys jest rozbudowany, nawet przesadnie szczegółowo, a inny jest fragmentaryczny, jakby napisany z lekceważeniem. Pisarza, historyka i naukowca od dyletanta i grafomana odróżnia to, że potrafi pomimo własnych preferencji i uprzedzeń zachować elementarny obiektywizm, właściwą proporcję i miarę. Jest również zdolny ocenić źródła, właściwie dobrać materiał, odrzucić plewy, a zachować zdrowe ziarno.
Ostatnio otrzymałem w prezencie historię pewnej miejscowości i zrobiło mi się żal, że kolejna szansa została zmarnowana. Piękna sztywna obwoluta, wspaniały papier, dobra jakość ilustracji, czyli edytorsko bez zarzutu, ale w środku – przypadkowo dobrane informacje, trochę pozowanych zdjęć oraz kilka zeskanowanych mało istotnych dokumentów (nawet śmiesznych). Wszystko robi wrażenie, jakby ktoś napisał tę historię przez tydzień z tego, co akurat znalazł w szufladzie (nawet w Internecie jest więcej informacji). Wielka szkoda, ponieważ źle opracowana historia jest chyba gorsza niż wcale niespisane dzieje. Można wybaczyć potknięcia amatorom i tym, którzy tworzą dla pasji. Jednak jeśli autor przedstawia się jako doktor i historyk, to na wyrozumiałość nie może liczyć.
Proszę wybaczyć, że piszę kąśliwie i nazbyt emocjonalnie, ale czynię to po to, by podkreślić, że pisać rzeczywiście każdy może, ale powinien to czynić w miarę dobrze. Spisywanie historii miejscowości i parafii jest ważne, ale też trudne – wymaga mozolnej i uczciwej pracy, opartej na wnikliwej analizie źródeł.
bp Wiesław Śmigiel
„Pielgrzym” 2016, nr 16 (696), s. 4