Zapusty – Adam Hlebowicz

Starsi ludzie powiadali, że Zapusty trzeba świętować koniecznie, bo ci, którzy tego nie robią, w ciągu całego roku nie mogą obronić się od nieszczęść.

REKLAMA


Dawny ten obyczaj, polski odpowiednik karnawału, wyjątkowe świętowanie trwające zazwyczaj od święta Trzech Króli do Środy Popielcowej, przetrwało dzisiaj głównie na wsiach lub w mniejszych miejscowościach. Co ciekawe, bardzo żywo obchodzone jest na Kaszubach, jak i wśród polskiej ludności mieszkającej na Wileńszczyźnie. Na ulice wsi, miasteczek i miast wychodzili, a gdzieniegdzie wychodzą nadal, przebierańcy, którzy tańczą, śpiewają, płatają figle, zaglądają do domów i domagają się poczęstunku, a drzwi każdego domostwa stoją przed nimi otworem, gdyż powszechnie się wierzy, że wraz z nimi przychodzi dostatek i urodzaj. Zgodnie z wierzeniami w czasie Zapustów trzeba dużo i często jeść, nawet 12 razy w ciągu dnia, i wtedy w całym roku człowiek czuje się syty i silny. Dania zapustowe mają być przede wszystkim tłuste: boczek, słonina, obficie kraszona kapusta, na Litwie są to kołduny, cepeliny i oczywiście bliny, na Kaszubach bardzo popularne są placki ziemniaczane, pączki i faworki. Na Wileńszczyźnie na każdą zabawę zapustową przybywają dwie postacie: Konopiasty i Słoninowy. Pierwszy symbolizuje okres Wielkiego Postu, a drugi – czas jedzenia mięsa. Dwaj przeciwnicy staczają ze sobą walkę, a wygrywa zawsze Konopiasty, bo następuje obowiązkowy Post i do Wielkanocy nie powinno się jeść mięsa.
W miastach podczas czasu zapustowego organizowano tzw. reduty, czyli bale maskowe. Na większość z nich wstęp mieli wszyscy, niezależnie od stanu, pod warunkiem, że prawdziwą swą tożsamość skrywali pod maskami. W ten niezwykły czas można było zobaczyć zamożną damę, tańczącą z zamaskowanym kuchcikiem. Liczyły się tylko umiejętności taneczne. Maski jednak nie wolno było pod żadnym pozorem zdjąć, groziło to usunięciem z balu. W XIX wieku wiele z nich było wielką kwestą na cele dobroczynne, dzisiaj tradycja ta wróciła, czynią tak na przykład pomorskie hospicja, zbierając środki niezbędne dla swej codziennej działalności.
Zapusty to również czas kuligów, czyli sanny prowadzonej przez wodzireja-arlekina. Zastępy sań zajeżdżały kolejno do domów sąsiadów, krewnych, nawet tych, którzy mieszkali dalej. Witano ich sutą wieczerzą i mocnym napitkiem. Gdy już się wybawiono i wygrzano, ruszano w dalszą drogę korowodem powiększonym o kolejne sanie, z dźwiękiem muzyki do następnego wybranego i znanego sobie domostwa.
Co chrześcijanin robi w Zapusty? Jest czas postu, jest czas karnawału, każdy z nich należy dobrze wykorzystać. Jak twierdzi Kohelet: „Jest czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów” (Koh 3, 4).

Adam Hlebowicz


„Pielgrzym” 2016, nr 3 (683), s. 5


Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *