Lament po Mistrzu Słowa – ks. Zdzisław Ossowski

Ernest Bryll nie umiał żyć samotnie. Wokół niego gromadzili się ludzie młodzi i dorośli, ci, co dopiero odkrywali w sobie pasję poetycką, ale także ci, którzy już dorobili się całkiem opasłych tomików własnej poezji. Nie odtrącał ani nie pomijał nikogo. Jednym doradzał, innych recenzował, by każdy w rezultacie sam znalazł receptę na siebie.

REKLAMA

Po raz pierwszy spotkałem Ernesta Brylla właśnie w tłumie. Siedział zasłuchany w muzykę gospel na jednym z pierwszych festiwali w Osieku. Nie wiem do dziś, kto kogo szukał, czy raczej kto na kogo trafił. Od pierwszych chwil staliśmy się sobie bliscy. I nie wchodziło w tę bliskość jakieś wyrachowanie, by nawiązać współpracę. Nic z tych rzeczy. Cieszyliśmy się spotkaniem, poznaniem i muzyką. Zachwyt Ernesta dotyczył jeszcze jednej rzeczy, mianowicie – tak ją nazwał – fenomenu festiwalu w Osieku. Tego, że nie bacząc na trudy dojazdu na imprezę, odbywającą się według ścisłych ram chrześcijańskich reguł, przyjeżdżają na nią z całego kraju tysiące młodych ludzi. Powiedział wtedy: „Taki powinien być współczesny wizerunek Kościoła: młody i radosny. To widać gołym okiem, że uczestnicy festiwalu nie są tu z nakazu, rozdziału czy przydziału tzw. rozdzielnika, oni są z potrzeby serca”. Nie mógł nacieszyć się spotkaniami i rozmowami z nimi. Sam zresztą przyjechał na festiwal z Opolskim Chórem Jacka Melnickiego. Z chórzystami zamieszkał nie w hotelowych warunkach, dających wtedy już nieco „starszemu panu” możliwość pewnych wygód – zamieszkał z młodymi, bo w innym przypadku straciłby niepowtarzalną atmosferę festiwalu.

To poszanowanie dla człowieka, jego duchowości, poglądów obserwowałem wiele razy, szczególnie wtedy, gdy gościłem w jego warszawskim domu, w którym przyjmował mnie na wskroś przyjacielsko. Sam dom i okalający ogród stwarzały doskonałą okazję do rozmów, w których On – Mistrz Słowa, był niedoścignionym koneserem, podobnie jak win, które serwował. Nie lubił „bylecajstwa” ani w kulturze, ani w religii, ani w życiu. W jego ustach nawet niecenzuralne słowo było poezją.

Moje spotkania z Ernestem były twórcze. Jedno z nich we wspomnianej willi na ul. Obserwatorów dotyczyło pieśni dedykowanych papieżowi Janowi Pawłowi II w pierwszą rocznicę jego śmierci. Długie rozmowy, refleksje i spostrzeżenia znalazły się w tekście „Szukałem was. Lament po pasterzu”, do którego muzykę skomponował Jerzy Szymaniuk. Premiera całego wydarzenia artystycznego odbyła się w warszawskim kościele dominikanów i transmitowana była jako koncert rocznicowy przez TVP1, który nosił tytuł: „Nieszpory. Artyści Janowi Pawłowi II w hołdzie”, wśród których, oprócz Ernesta Brylla znaleźli się: Włodzimierz Korcz, Piotr Rubik, Włodzimierz Nahorny, Stanisław Fiałkowski, Leszek Możdżer, Zygmunt Konieczny.

Jak widać, Ernest Bryll lubił dobre towarzystwo i gdziekolwiek znalazł się dzięki umiejętności operowania słowem, gawędą, dziś zwaną często komunikacją społeczną, był jądrem całego zespołu. Zapewne takim towarzystwom przewodzi w krainie wieczności.

ks. Zdzisław Ossowski

„Pielgrzym” [14 i 21 kwietnia 2024 R. XXXV Nr 8 (897)], str. 31.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *