Dziedzictwo Matki Teresy z Kalkuty

4 września w Watykanie odbyła się kanonizacja Matki Teresy – opiekunki najbiedniejszych z biednych i założycielki Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości. Na ten dzień czekały siostry z całego świata. Również u nas, w Polsce.

REKLAMA


Niepozorny budynek na warszawskim Bródnie. Przed godziną 15 schodzą się tu ludzie. Biedni. Brudni. Zarośnięci mężczyźni. Kobiety, choć ich dużo mniej, bardzo zaniedbane. Twarze… Twarze smutne. Albo takie, które omijamy szerokim łukiem, których się boimy. Tych ludzi widzimy codziennie, rozproszonych w wielkich miastach. Można ich spotkać nocą w bramach, pod nocnymi sklepami, w dzień żebrzą albo znikają z widoku. Śpią na ławkach w parkach, w kanałach. Albo są gdzieś w swoich komunalnych mieszkaniach, bez prądu, wody, z dziećmi w brudnych ciuszkach. Ludzie z trudną i ciemną przeszłością. Bez przyszłości?
Tu mogą przyjść. W tym domu drzwi dla nich są zawsze otwarte. Wchodzimy razem z nimi. W progu stoją dwie drobne kobiety. Uśmiechnięte. Ubrane w jednakowe białe i czyste szaty. Ależ kontrast z gośćmi, których tak witają.
Podobne uśmiechnięte i ubrane w białe szaty kobiety spotkaliśmy w Krakowie podczas Światowych Dni Młodzieży, na Franciszkańskiej, przed papieskim oknem. Za naszymi plecami przemknęły siostry idące do Bazyliki Franciszkanów. Podnoszę aparat, zaczynam robić zdjęcia… „Halo! Za zdjęcia trzeba zapłacić!” – krzyczy do nas jedna z sióstr. „Ile?” – pytam skonsternowany. „Proszę odmówić 3 razy «Zdrowaś Maryjo»” – jej odpowiedź wywołuje śmiech sióstr. Po chwili śmiejemy się wszyscy. Tak poznaliśmy się z siostrami ze Zgromadzenia Misjonarek Miłości. A ponieważ wielkimi krokami zbliżała się kanonizacja Matki Teresy, wiedzieliśmy już, że musimy spotkać się z siostrami w Warszawie. Zobaczyć, jak żyją, komu pomagają, czy w Polsce, kraju wydawałoby się niebiednym, mają coś do zrobienia.
Matka Teresa… Agnes Gonxha Bojaxhiu urodziła się 26 sierpnia 1910 roku w Skopje, w katolickiej albańskiej rodzinie. Następnego dnia ją ochrzczono i ten dzień obchodziła później jako swoje urodziny. Jako osiemnastolatka wstąpiła do irlandzkiego zgromadzenia loretanek, a 23 maja 1929 roku przyjęła zakonne imię: Maria Teresa od Małego Jezusa. Chciała się poświęcić ubogim i w 1948 roku zdecydowała o założeniu własnej wspólnoty zakonnej. „Bóg mnie wezwał” – tak to wyjaśniła. Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości zostało zatwierdzone przez Stolicę Apostolską dwa lata później, 7 października 1950 roku. „Anioł ubogich” – tak jest nazywana Matka Teresa w Indiach. Zmarła 5 września 1997 roku w Kalkucie. Od lat 50. ubiegłego wieku siostry rozjechały się prawie po całym świecie. W Polsce jest 5 domów.
Nie było łatwo umówić się na spotkanie. Siostry unikają dziennikarzy. Przede wszystkim ze względu na swoich podopiecznych, którym pomagają i którym chcą zapewnić spokój. Dlatego obiecujemy, że fotografować będziemy tylko tak, by nie można było nikogo rozpoznać. Ludzie, którzy tu przychodzą po pomoc, muszą mieć komfort anonimowości. Obiecujemy także siostrze, która z nami rozmawia, że nie podamy jej zakonnego imienia. Tu nazwiemy ją siostrą Polą.
Siostra Pola stoi na schodach. Czeka na nas. Uśmiechnięta. To także rzuca się w oczy – wszystkie siostry, które spotkamy w ich domu są uśmiechnięte i życzliwe. Nie przeszkadza im w tym surowa reguła zakonu ani ciężka praca z ludźmi. Nie widać na ich twarzach znużenia, zmęczenia czy zniechęcenia.
Zapach jest bardzo intensywny. Nie pomagają otwarte okna. Tak pachnie ubóstwo. Kaplica wypełniona jest po brzegi. Mieści się tu około 60 osób. Większość z obecnych to mężczyźni. Przyszli prosto z ulicy. Kilkudniowy zarost. Znoszone, brudne ubrania. Taksują nas nieufnie spojrzeniami. Ale skoro tu jesteśmy – siostry musiały się zgodzić, a siostry dbają o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Więc są spokojni. Tu nie grozi im legitymowanie, nikt ich nie przegania, tu nikt nie wszczyna bójek – u Misjonarek Miłości jest spokojnie. Jest dobrze. Tu jest bezpieczny, przyjazny świat. Jest tylko jeden warunek, żeby tu wejść: zero alkoholu! Siostry mają nawet alkomat. Więc są trzeźwi. I modlą się. Kilka osób przysypia, ale większość przez godzinę głośno odmawia różaniec. Razem z nimi modlą się dwie siostry. Obok kaplicy jest stołówka. Zaraz po modlitwie będzie upragniony obiad.
Dom jest skromny. Czysty. Korytarzem, w którym na ławkach siedzą ci, którzy nie zmieścili się w kaplicy, idziemy do rozmównicy. Po drodze wchodzimy do malutkiej kaplicy sióstr. Tu jest tylko kilka krzeseł, dla tych zakonnic, które np. z powodów zdrowotnych nie mogą siedzieć na podłodze. Bo tak modlą się w swojej kaplicy Misjonarki. Za niewielkim ołtarzem wisi duży krzyż. Na jednej ze ścian portret Matki Teresy. A pod nim, na półeczce skromny relikwiarz z relikwiami założycielki Zgromadzenia.
W korytarzu jest jeszcze jedno szczególne miejsce – przeszklona gablota, a w niej relikwie i pamiątki po Matce Teresie. Listy wysyłane do zgromadzenia w Polsce zaczynające się zawsze słowami: „Moje najdroższe dzieci…” Jej złożone sari, na którym leżą karteczki z intencjami, są także naczynia, na których jadła Matka Teresa podczas pobytu w Polsce: blaszany, emaliowany kubek i miseczka. Z takiej samej zastawy siostry korzystają także teraz. W ogóle życie sióstr ze Zgromadzenia jest bardzo skromne, żeby nie napisać ubogie. Wstępując do zakonu, rezygnują ze wszystkiego. Łatwiej wymienić rzeczy, które dostają, m.in. habit i sari – białe – z niebieskimi pasami. Sandały. Krzyż, który mają zawsze na sobie. „Czy możemy sfotografować ten krzyż?” – prosimy siostrę Polę. Spory krzyż z różańcem. Siostra zdejmuje. Robimy kilka zdjęć i oddajemy. Zanim s. Pola znów go założy, delikatnie całuje.
Właściwie cały swój czas siostry przeznaczają na modlitwę i dla ubogich. Wstają skoro świt, kładą się o godzinie 22. Wszystkie śpią w tej samej sali – łóżko przy łóżku. W ich domu nie ma telewizora. Nie brzęczy radio. Nie ma Wi-Fi. Jest jeden telefon stacjonarny. „Nasze życie, wszystko, co robimy – robimy dla Jezusa” – mówi siostra Pola. Na piętrze klasztoru znajdują się pomieszczenia, w których siostry pielęgnują chorych. Tam też brudni mężczyźni 3 razy w tygodniu mogą wziąć kąpiel. Siostra Pola zadba, by ich odwszawić. Wszy to normalne zjawisko wśród biednych, bezdomnych mieszkańców kanałów. Tu siostra ogoli im głowę, natrze maścią i zrobi wszystko, by im ulżyć. „Specjalnie wybrałam to zgromadzenie. Chciałam opiekować się biednymi. Oni nigdy mi nie przeszkadzali. Ale to nie moja zasługa. To po prostu łaska Boża” – dodaje siostra Pola. I podkreśla, że nie chodzi tylko o to, by karmić ubogich. „Nie! Nie! Nie! Chcemy ich podnieść. I pokazać, że mają swoją godność i że Bóg ich kocha”.

Sławomir Dynek i Patrycja Michońska-Dynek


„Pielgrzym” 2016, nr 20 (700), s. 26-27

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *