„Zmarłych na barkach więźniów wyrzucano do morza, a to z kolei powodowało, że dla pozostałych robiło się »wygodniej«, mieliśmy więcej miejsca i mogliśmy zmieniać pozycje. Po kilku dniach to już można było leżeć na wznak. Tyle ludzi zmarło i zostali wrzuceni do morza” – zapamiętał Chaim Kozienicki, który trafił do KL Stutthof z łódzkiego getta.
Na Pomorzu Gdańskim kończyła się druga wojna światowa. Na wieść o nadciągającej Armii Czerwonej Niemcy podjęli decyzję o ewakuacji KL Stutthof. Od końca stycznia systematycznie wyprowadzani z obozu więźniowie masowo umierali podczas marszów śmierci. W kwietniu niemieckie dowództwo zdecydowało, że pozostali przy życiu osadzeni zostaną ewakuowani przez Mikoszewo i Hel do Lubeki w Niemczech drogą morską. Na potrzeby transportu nie zorganizowano jednak statków pełnomorskich, a jedynie zwykłe barki towarowe pływające zazwyczaj po rzekach… (…)
Jan Hlebowicz, publicysta, historyk, pracownik IPN Gdańsk
Więcej przeczytasz w 8. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [13 i 20 kwietnia 2025 R. XXXVI Nr 8 (923)], str. 28-29.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.