Różne są destynacje na wakacje. Ja trafiłem w miejsce wyjątkowe, bo… do szpitala. A tam – całkiem inny świat. Pobyt all inclusive – z wyżywieniem i zabiegami leczniczymi. Wprawdzie wystawiłbym temu miejscu wysokie noty, co najmniej pięć gwiazdek, jednak zainteresowanym po cichu powiem, że go nie polecam. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Leżałem na sali z bardzo sympatycznym panem, około trzydziestoletnim, którego dziwiło wszystko. I który wszystkiego się bał. Dawał wyraźnie do zrozumienia, że jeśli już coś ma się dziać, to koniecznie i bezwzględnie pod jego nieobecność. Czyli, jeżeli czeka go zabieg, to koniecznie pod znieczuleniem ogólnym. Jego nie będzie, prześpi wydarzenie. Na samą myśl, że mógłby w nim uczestniczyć, że może by coś widział i czuł, aż się zatrząsł.
Filozofia uczestnictwa
Z oczami wielkimi jak patrzadła UFO z kreskówek słuchał ów pan o mojej fascynacji z uczestnictwa w zabiegu, który szczęśliwie miałem już za sobą. Miałem znieczulenie od pasa w dół, cała reszta była wrażliwa i przytomna… Widziałem pochylone głowy chirurgów, słyszałem wymieniane przez nich krótkie przyciszone zdania. Arcyciekawe! Żałowałem, że postawili mi na brzuchu parawanik wysoki jak siatka do pingponga, bo dostrzegałem tylko poruszające się nad nim bladoniebieskie czepki.
Wszystko było takie nowe i interesujące! No i miałem okazję towarzyszyć panom doktorom swoimi „zdrowaśkami”, by w zespole operacyjnym nie zabrakło Osoby Najważniejszej.
Mój towarzysz w szpitalnej niedoli wyznawał inną filozofię niż moja. Ja sympatyzowałem z optyką uczestnictwa, on reprezentował filozofię ucieczki. (…)
Wincenty Łaszewski
Więcej przeczytasz w 17. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [18 i 25 sierpnia 2024 R. XXXV Nr 17 (906)], str. 26-27.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.