Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale w ostatnich latach w całej Polsce populacje zwierząt różnych gatunków powiększają swoją liczebność. Tak naprawdę ten generalny trend – z nielicznymi wyjątkami – jest charakterystyczny dla dużej części Europy. W naszym kraju na skutek zabiegów ochronnych gwałtownie wzrosły liczebności niektórych gatunków – bobrów, łosi, wilków, lisów. Swój renesans, można by rzec, przeżywa zagrożony jeszcze do niedawna żubr.
W siłę rosną też jelenie, daniele, muflony, dziki, sarny. A czegóż to jest wynikiem? Otóż dziś filozofia współczesnego rolnictwa polega na takim kształtowaniu krajobrazu rolniczego, aby zdobyć jak najwydajniejszą przestrzeń dla coraz większego zysku. Po wejściu do Unii Europejskiej polscy rolnicy, korzystając z dopłat bezpośrednich, starają się gospodarować na jak największej przestrzeni. Zagospodarowuje się nieużytki, usuwa z pól zadrzewienia, remizy śródpolne, oczka wodne, prostuje granice. W nowoczesnym rolnictwie wykorzystanie ziemi doprowadzone zostało niemal do perfekcji. Lecz wprowadzanie wielkoobszarowych, wysokobiałkowych monokultur upraw rolnych wpłynęło na zwiększenie przyrostu i liczebności wielu gatunków, przede wszystkim dzików i jeleni. Te same zmiany powodują zazwyczaj wzrost populacji zwierzyny grubej, a spadek drobnej – zajęcy czy kuropatw. Tym ostatnim stworzeniom na ogromnych powierzchniach jednolitych pól uprawnych najzwyczajniej brakuje miejsc, w których mogłyby, jak niegdyś, ukryć się czy wychować potomstwo. (…)