Jest niepełnosprawny – nie ma nogi. Jest młody i kocha życie. Jest przeciwny aborcji. „Jestem wierzący, a nie jakaś firma krzak” – mówi o sobie. Nie chciał się przyłączyć do „czarnego marszu” i usłyszał za to: „szkoda, że Cię nie wyskrobano!”.
Z Grzegorzem Polakiewiczem rozmawiają Patrycja Michońska-Dynek i Sławomir Dynek.
– Jak do tego doszło, że usłyszałeś takie „życzenia”?
– Był poniedziałek, dzień tzw. czarnego marszu, czyli manifestacji zwolenników aborcji. Odwiozłem ojca Leona Knabita do sióstr franciszkanek na Piwną w Warszawie. Gdy szedłem, zaczepiły mnie trzy kobiety ubrane na czarno i zaprosiły na czarny protest. Wyraziłem swoje zdanie, że jestem przeciwny aborcji i zawsze jest to dla mnie morderstwo.
W relacjach z ludźmi nigdy nie jestem agresywny, staram się być miły dla każdego i tak było w tym przypadku. Z uśmiechem i stanowczością podziękowałem, a potem usłyszałem epitety: „Ty kulawy ch…, Szkoda, że Ciebie zawczasu nie wyskrobano”. (…)